Świetnym koncertem Deutsche Bank Invites Macy Gray w hali Torwar amerykańska wokalistka potwierdziła, że w muzyce soul i rock’n’rollowej rozrywce nie ma sobie równych.
Wieczór rozpoczęła znakomitą, melancholijną interpretacją przeboju Erythmics – „Here Comes the Rain Again”, który otwiera jej najnowszą płytę „Covered”. Muzycy mieszali rhythm’n’bluesa z pulsem reggae, a ona śpiewała jak soulowa diva po przejściach – już pozbawiona złudzeń, ale wciąż spragniona miłości. W „Maps” bawiła się rytmem, na zmianę przyspieszając i spowalniając tempo, jakby droczyła się z publicznością. W „Smoke Two Joints” z repertuaru grupy The Toyes w jamajskim rytmie przypomniała, że jest artystką niesforną i lubi prowokować. Zrobiła miejsce swym muzykom – zabrzmiało pierwsze tego wieczora znakomite gitarowe solo, a bębny nabrały mocy. Gray nie zwlekała z wciąganiem widzów do zabawy, a kiedy wyręczali ją w śpiewaniu, z zadowoleniem krzyknęła: „Nareszcie ożyliście!”.
Dwa najjaśniejsze momenty wieczoru, to zaskakująca wersja „Nothing Else Matters” Metalliki i elektryzujący, klubowy cover „Sail” Awolnation. Najsłynniejszą metalową balladę lat 90. zmieniła w surowy blues, śpiewała z klasą Billie Holiday, nasycając utwór własnymi uczuciami. „Sail” zaczęła się od narastającego pulsu, napięcie rosło, a Gray razem z zespołem fantastycznie żonglowała brzmieniami disco i ostrymi, rockowymi motywami.
Zaskoczyła, pokazując, że czas jej służy – jest dziś wokalistką ciekawszą i bardziej wszechstronną. Potrafi wzruszać bez ckliwości – rozkołysała Torwar, śpiewając pełne uroku „Happiness”, „Baby” i „So Glad You’re Here”. Po czym zmieniła się w komediantkę i opowiadała dowcipną historię o tym, jak wyszukiwarka Google zaprowadziła ją do Polski – kraju pełnego najpiękniejszych i najseksowniejszych ludzi na świecie. Chwilę później publiczność tańczyła z nią do serii utworów łączących funk i rock’n’roll. Nadszedł czas hedonistycznej zabawy – „Sexual Revolution” nagle zmieniła się w „Da Ya Think I’m Sexy” Roda Stewarta. Gray przechadzała się po scenie z błyszczącym mikrofonem, a muzycy rozkręcali rockowe szaleństwo. Wyciszenie przyniosła akustyczna wersja „Beauty”. Wokalistka zniknęła na chwilę za kulisami, by powrócić w wysadzanej czerwonymi cekinami sukni i zaśpiewać swój największy przebój „I Try”.
Gray – wysoka i silna – z rozbrajającą szczerością przyznaje, że bez ukochanego potyka się i rozpada na kawałki.
Bisując, wróciła do nagrań z ostatniej płyty – lekka, subtelna „Bubbly” Colbie Caillat poprzedziła mocny finał. Mało kto może się mierzyć z „Creep”, jednym z najważniejszych utworów ostatnich lat. Ale Gray czuła się w reperuarze Radiohead swobodnie. To piosenka dla niezwykłych osobowości, którym zdarza się czuć, że nie pasują do otaczającego ich świata. Za to na scenie Gray jest u siebie i może wszystko.
Koncert Macy Gray odbył się w ramach cyklu Deutsche Bank Invites, który w ciągu ostatnich 5 lat gościł takich artystów jak: Leonard Cohen, Joe Cocker, Michael Bublé, Cesária Évora, Aga Zaryan, Mariza, Herbie Hancock czy Chick Corea.