Dramat sądowy „Czas łaski” przypomina, że prawo jest dobre tylko na tyle, na ile tworzący i egzekwujący go ludzie.

Tekst: Sylwia Skorstad

 

Josie czeka na powrót do domu swojego partnera, Stuarta. Przeczuwa, że ten będzie w złym humorze, więc ubiera się ładnie, licząc na łagodniejsze traktowanie. Strategia przynosi jednak skutek odwrotny od zamierzonego. Gdy Stuart wraca o drugiej w nocy kompletnie pijany, wpada w szał na widok stroju Josie. Zarzuca jej romans i zaczyna ją bić. Odgłosy awantury słyszą ukrywające się w pokoju na górze dzieci kobiety, szesnastoletni Drew i czternastoletnia Kiera. Kiedy wreszcie zapada cisza, schodzą na dół. Są pewne, że matka nie żyje. Jej zabójca chrapie na łóżku w pokoju obok, jakby nic się nie stało.

Drew wie, że Stuart jest niebezpieczny. Ma świadomość, że mężczyzna nigdy nie zaakceptował obecności dzieci konkubiny w swoim domu, nie raz już dostali od niego solidne lanie. Bierze służbowy pistolet Stuarta i strzela mu głowę. Nie ma świadomości, iż dwa lata wcześniej w USA zmieniono prawo, które teraz chroni policjantów po służbie tak samo, jakby byli w pracy. Za to co zrobił, będzie mu grozić kara śmierci.

Sprawiedliwość po amerykańsku

„Czas łaski” to jedna z trzech powieści opowiadająca o sprawach prowadzonych przez małomiasteczkowego adwokata Jake’a Brigance’a. Akcja rozgrywa się w należącym do pasa biblijnego stanie Missisipi. To region zamieszkiwany głównie przez wierzących, konserwatywnych wyborców, którzy popierają karę śmierci i są sceptyczni wobec adwokatów. Tam nikt nie wybacza sąsiadowi, że wstawił się za domniemanym przestępcą, oczywiście do czasu, gdy sam potrzebuje pomocy prawnej.

Nie jest to łatwa powieść do lektury, można odnieść wrażenie, że liczy o wiele za dużo stron i porusza zbyt wiele wątków. Aby doczekać się procesu Drew, trzeba przebrnąć przez dziesiątki scen i opisów sprawiających wrażenie mało istotnych dla głównej osi akcji. Dobrze oddaje jednak niedoskonałości systemu sądowniczego w USA – jest przewlekły, wielowątkowy, dopuszczający do absurdalnych sytuacji i precedensów. W praktyce na wyrok chłopca wpłyną między innymi: plany polityczne sędziego, inne sprawy prowadzone przez jego adwokata, atmosfera w miasteczku, miejsce i czas procesu, staranność przy doborze ławników, a nawet miejsce zamieszkania siostry oskarżonego. Im dłużej czyta się „Czas łaski”, tym bardziej unosi się brwi ze zdumienia. Czy w pozornie cywilizowanym kraju naprawdę można trzymać dziecko za kratkami bez dostępu do edukacji oraz pomocy psychologicznej? Jak doszło do stworzenia systemu, który zdaje się mieć na celu skazywanie jak największej liczby osób na jak najdłuższe kary więzienia? Jak każdy sądowy thriller Grishama, i ten stawia pytanie o to, czym jest sprawiedliwość.

Utopia równości wobec prawa

Wiele wątków „Czasu łaski” budzi moralny sprzeciw. Jednym z najbardziej kontrowersyjnych jest nawet nie ten związany z karą śmierci, ale z aborcją. Grisham stara się pozwolić swoim bohaterom na to, by wyszli z trudnego do rozstrzygnięcia dylematu z twarzą, ale nie każdemu zaproponowane przez niego rozwiązanie się spodoba.

Płeć, rasa, zamożność, przynależność klasowa – to wszystko miało i wciąż ma ogromne znaczenie tam, gdzie nie powinno mieć żadnego, czyli na sali sądowej. Równość wobec prawa jest w praktyce utopią i to nie tylko w amerykańskim systemie sądowniczym sprzed kilkunastu lat. Wszyscy mamy skłonność do szybkiego wydawania osądów. Kierujemy się myśleniem stereotypowym, zamiast zbierać i rozważać informacje. Tym bardziej powinniśmy dbać o to, aby każdy system sądowniczy był lepszy od naszej natury, czyli niezależny, bazujący na faktach i oceniający konkretny czyn, a nie człowieka.

John Grisham, „Czas łaski”, Wydawnictwo Albatros

 

 

 

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.