Niewiele jest tak mocnych więzi w świecie muzyki, jak girlsband. Kiedy dziewczyny śpiewają razem, czujemy moc. I muzyki, i słów, które mają nam do przekazania.
Tekst: Joanna Zaguła
Zdjęcie: Wiki Commons
To wyjątkowa formacja muzyczna, w której grają i śpiewają same dziewczyny. Często zdarza się, że młode i atrakcyjne, wybrane przez managera czy producenta. Girlsband potrafi być świetnie skomponowanym produktem marketingowym. My jednak wierzymy w potęgę siostrzanej siły i wiemy, że jak kilka kobiecych głosów to i świetny dźwięk, i wielka siła. Niezależenie od tego, jak ładne mają nogi i jak dużo ich pokazują.
The Runaways, czyli glamrockowy zespół założony w latach 70 był pomysłem Kari Krome, ale w jego powstaniu dużo rolę odegrał producent Kim Fowley. To do niego zgłaszały się dziewczyny zainteresowane projektem. I choć skład zespołu wielokrotnie się zmieniał, a dziewczyny musiały walczyć o swoje zdanie z mężczyznami – producentami i managerami, to do dziś ta formacja pozostaje symbolem dziewczyńskiego zespołu o silnym, niezależnym przekazie i nieugrzecznionym wizerunku.
TLC to najlepiej sprzedający się amerykański girlsband. Założony przez trzy wokalistki i nazwany od pierwszych liter ich pseudonimów. Bardzo cieszy to, że dziewczyny osiągnęły taki sukces medialny i ekonomiczny, torując drogę takim gwiazdom jak Destiny’s Child. Jednak dla mnie najważniejsze jest przesłanie, jakie płynie z ich piosenek. Weźmy chociaż „Unpretty”: śpiewają o tym, że można być cool na zewnątrz, a w środku czuć się zdołowanym, można zoperować sobie nos, doczepić włosy, kupić najlepsze kosmetyki i wciąż czuć się nieładnym.” Bardzo mądrze, prawdziwie i bardzo na czasie.
Spice Girls nagrały piosenki, na których wychowało się całe pokolenie dziewczyn. Do dzisiaj, kiedy na jakimś weselu zagra „Wannabe”, chłopaki znikają z parkietu, a dziewczyny szaleją, wyśpiewując wszystkie słowa, które oczywiście znają na pamięć. Śpiewamy o tym, że jeśli ktoś chce się z nami umawiać, musi najpierw zdobyć akceptację naszych znajomych. Bo Spice Girls, choć to zespół założony przez managera, zjednoczył grupę prawdziwych przyjaciółek. A one nauczyły nas, że przyjaźń jest najważniejsza.
Pussy Riot to kwintesencja zespołu z misją. Walczą o wolność słowa w Rosji, krytykują autorytarne rządy Putina, wspierają osoby LGBTQ i wyśmiewają patriarchat. Na Zachodzie byłaby to po prostu ciekawa muzyka, ale w Rosji ich działalność to performance polityczny. A konsekwencje ich akcji są tak realne, jak pobicia i aresztowania. Podziwiamy ich odwagę, upór i wiarę w siłę rocka.
Shishi nie mają takich problemów, pochodzą bowiem z Litwy. Ale ich przekaz też jest mi bardzo bliski. Nazwa zespołu pochodzi od chińskiego określenia opiekuńczego lwa, który miał za zadanie bronić świątyń przed złymi mocami i nieprawymi ludźmi. Takiego lwa zobaczycie też w logo zespołu i na okładce płyty. Dziewczyny śpiewają i grają z pozytywnym dziewczyńskim przekazem. Dzielą się swoimi niepokojami i doświadczeniami, a nawet pochylają się nad komunikacją ludzi z roślinami.