Zbiór opowieści, po których trudno zasnąć. Nawet jeśli dawno skończyłaś naście lat i czytałaś już „wszystko”.
Tekst: Sylwia Skorstad
Najnowszym zbiór opowiadań Stephena Kinga zaledwie kilka dni po premierze zajął pierwsze miejsce na liście bestsellerów dziennika „New York Times”. Autor podziękował za to Wiernym Czytelnikom na Facebooku, by w godzinę później, po informacji o zamachach terrorystycznych w Paryżu, napisać, że „miejsce na liście bestsellerów to bardzo małe gówno w obliczu takiej tragedii”. King wie, że najprawdziwsza groza nie pochodzi z piekła, kosmosu czy mrocznej dżungli. Jest w nas. Gleba ludzkiego serca jest kamienista.
Gdybyś tylko wiedział…
Trudno dostępna plaża, na której nieznana siła wypisuje na piasku nazwiska znajdujących się w pobliżu ludzi, jakich wkrótce czeka śmierć. Małżeńskie łoże. Stadion. Odludny, nieczynny parking, który zaczynają porastać chwasty. To tylko niektóre miejsca, w jakie King zabiera czytelników „Bazaru Złych Snów”. Jest to podróż fascynująca i przerażająca zarazem.
Tom otwiera mocne uderzenie, czyli opowiadanie „130 kilometr”. Na nieczynnym parkingu dochodzi do niewytłumaczalnego zjawiska, w wyniku którego kilka dorosłych osób traci życie w makabrycznych okolicznościach. Nieustające zagrożenie, jakie czyha na każdego, kto zbliży się do zagadkowej pułapki, jest tak dziwaczne i absurdalne, że czytelnik (nawet „Wierny Czytelnik”), zaczyna się zastanawiać, czy autor aby nie przesadził.
Perspektywa zmienia się zupełnie, gdy jedyni ocaleli z tragedii, dwójka kilkuletnich dzieci, zaczyna szukać pomocy u dorosłych. Kibicujemy rezolutnej sześciolatce wzywającej policję i życzymy jak najlepiej jej zapłakanemu bratu, bo oboje właśnie stracili rodziców. Gdy stróż prawa przybywa na miejsce, zdajemy sobie sprawę, że prawda stoi na straconej pozycji. Kto uwierzyłby maluchom w historię jak z taniego koszmaru? Ze sceptyków zmieniamy się w zaangażowanych świadków i zdajemy sobie sprawę, że tym razem przybycie kawalerii nikogo nie ocali. „Uwierz im, mają rację, przecież ja tu byłem i wszystko widziałem!” – masz ochotę zakrzyknąć do policjanta. I nic nie możesz zrobić, bo ty jesteś tu, a oni utknęli tam.
Niepokój kontrolowany
Książki, czy to papierowe, czy podane w formie elektronicznej, zdarza mi się czytać w różnych sytuacjach. Podczytuję mieszając w garnku, zaczytuję się przed snem, czytam jeżdżąc na stacjonarnym rowerze. Zwykle dzielę lekturę na nie więcej niż dzień-trzy, bo nie mogę się doczekać końca. „Bazar złych snów” wytrącił mnie z rutyny czytelniczych nawyków. Po pierwsze, sprawił, że celowo rozciągam sobie przyjemność w czasie, aby starczył na dłużej. Pozwalam każdej historii wybrzmieć. Bywa, że następnego dnia rano robię coś zwyczajnego – rozmawiam z kimś, piszę maila, zerkam na wiadomości – i nagle powraca do mnie urywek przeczytanej historii. „ O ja cię pierniczę!”, myślę sobie.
Po drugie, kilku historiom udało się mnie zmrozić, czyli sprawić, że zastygłam. Zapomniałam kręcić pedałami roweru, zamarłam ze szklanką podniesioną do ust albo musiałam przerwać czytanie i przespacerować się po pokoju.
Kingowskie przerażanie to dobre przerażanie, bo wywołuje niepokój kontrolowany. Można je odstawić i odczekać do naładowania baterii rzeczywistości na nowo do pełna. Dla uspokojenia emocji można też przeczytać wstęp, jakimi autor opatrzył wszystkie opowiadania. „Spokojnie, to tylko moja wyobraźnia”, przypominał za każdym razem i wyjaśnił, w jakich okolicznościach przyszedł mu do głowy dany pomysł.
Filiżanka i uszko
Oczywiście w „Bazarze złych snów” są historie lepsze i gorsze. Jako że nigdy nie udało mi się pojąć zasad baseballu, nie zostanę fanką opowiadania o zawodniku zwanym Blokadą. O kilku innych historiach szybko zapomnę. Są jednak w tym tomie opowieści tak dobre, jak najlepsze książki Stephena Kinga. Często zbiory opowiadań są tylko bazarami niedokończonych pomysłów na powieści, ale nie tym razem. Jak mówi sam autor, jego historie to kompletne filiżanki z ładnie uformowanym uszkiem. Bierzcie i pijcie z nich do woli, napełniają się tym, co same w nie wlejecie.
„Bazar złych snów”, Stephen King, Wydawnictwo Prószyński i S-ka