Zmienia się społeczne podejście do tematu cnoty, ale nie zmienia się dobra rada – w tej materii lepiej powstrzymać się od oceniania. Dziewictwo to nie kwestia przyklejenia komuś „łatki”. 

Tekst: Sylwia Skorstad

dziewictwo

 

Jeszcze niedawno dziewictwo było w cenie, szczególnie w przypadku kobiet. Co znamienne, dziewictwo się „traciło”, co już na poziomie języka sugerowało, że chodzi o coś cennego, czego nie można potem odzyskać. Podobnie termin „czystość” w odniesieniu do wstrzemięźliwości seksualnej sugerował, iż w akcie seksualnym jest coś brudnego i niewłaściwego. Tak samo określenie „prawiczek” używane w stosunku do mężczyzn bliskie jest słowu „prawy”, czym podkreśla szacunek dla osoby zachowującej „pierwotną niewinność”.

Żeby uprościć sprawę, przyjmijmy najbardziej popularną definicję dziewicy i prawiczka jako osób, które nie uczestniczyły w stosunku seksualnym. Badania przeprowadzone w ostatnim dziesięcioleciu dowodzą, iż dziewictwo nie tylko straciło na znaczeniu, ale stało się powodem do zażenowania. Czy słusznie?

Cnotliwej zwierz nie ruszy?

W publikacji „Zarys historii problematyki dziewictwa w Polsce (X–XXI w.)” Kinga Filipek i Marek E. Marcyniak piszą, że dawniej „romantyczne uwielbienie dziewictwa graniczyło wręcz z histerią”. Swoje korzenie miało w czasach, gdy w Polsce umacniała się religia chrześcijańska. Postępowania dowodowe w sprawie utraty cnoty dotyczyły wyłącznie kobiet i zawierały elementy, jakie dziś trudno czytać z powagą, choć lepiej sobie nie wyobrażać, jaki los czekał te nieszczęśniczki, którym „udowodniono” nieczystość. Znakiem, iż kobieta utraciła cnotę, mogły być np. proste kolana czy linia na lewej dłoni. Dziewice natomiast miały być niewrażliwe na ukąszenia węży oraz pszczół, a przywiązane nocą do drzewa odporne na ataki dzikich zwierząt. Aby sprawdzić, czy kobieta z kimś współżyła, trzeba jej było dać do potrzymania garnek z wrzącą wodą. Woda przestawała się gotować w dłoniach niewiasty nieczystej.

Nie zawsze tak było. Pierwsza pisemna relacja na temat dziewictwa w Polsce, jaką znaleźli autorzy wspomnianej publikacji, pochodzi z X–XI wieku. Hiszpański Arab Al Bekri tak relacjonował obyczaje w okresie tworzenia się państwa polskiego: „W czasach Mieszkowych niewiasty nigdy nie dostawały się mężom dziewicami, skoro bowiem dorosły i rozkwitły, co noc wychodziły z domu, by używszy do syta miłosnych rozkoszy w domu jakiego młodzieńca z sąsiedztwa rankiem znów do rodziców powrócić. Był to widocznie powszechny obyczaj, bo gdy mąż przypadkiem pojął dziewicę w małżeństwo, odpychał ją ze wzgardą i cierpkim wyrzutem, że gdyby była coś warta, pewnie by już był kto się poznał na tem do tego czasu.”

W ostatnich dziesięcioleciach dziewictwo jako cnota odchodzi do lamusa, tak samo w Polsce jak i innych kulturach zachodnich. Amerykanie, jak to zwykle oni, przeprowadzili na ten temat wiele interesujących badań. Rzućmy więc na nie okiem.

Podejrzane dziewictwo

W 2017 roku w USA przeprowadzono badanie ankietowe, w którym udział wzięło 5000 osób deklarujących się jako heteroseksualne. Większość partycypantów stwierdziła, iż niechętnie weszłaby w związek z osobą nieposiadającą doświadczenia seksualnego. Co zaskoczyło naukowców, mężczyźni wybierali tę opcję częściej niż kobiety. Najbardziej sceptyczną grupą w tym badaniu były osoby, które… zadeklarowały się jako niemające doświadczenia seksualnego. Dziewice i prawiczki byli najmniej chętni, aby wiązać się z innymi prawiczkami i dziewicami.

W badaniu przeprowadzonym na dziesięciokrotnie mniejszej grupie dowiedziono, że bycie osobą niedoświadczoną seksualnie jest obecnie odczuwane jako silnie stygmatyzujące. W USA dziewice i prawiczki nie czują się komfortowo ze swoją biografią seksualną i niechętnie przyznają się do tego, iż z nikim nie współżyły.

W kolejnym badaniu 188 heteroseksualnych osób oceniało atrakcyjność potencjalnego romantycznego lub seksualnego partnera wyłącznie na podstawie informacji o jego seksualnej biografii. Osoby, które miały zero partnerów seksualnych, były tak samo oceniane jak te, które zadeklarowały powyżej 8 partnerów, czyli nieco gorzej niż osoby mające pomiędzy 1 a 7 partnerów.

W tym ostatnim badaniu udało się dokładnie określić linię, która w opinii przeciętnego Amerykanina odgradza „w normie” od „za dużo”. 15 partnerów okazało się liczbą graniczną. Każdy, kto deklarował ich więcej, otrzymywał coraz mniej punktów. Jest to zbieżne z europejskimi badaniami, w których okazało się, iż 14 partnerów seksualnych to w przeciętnej opinii „dużo”.

Niedoświadczony nie znaczy gorszy

Zdaniem seksuologa Justina Lemillera zmiana podejścia do dziewictwa jest związana nie tylko z coraz mniejszą rolą religii w społeczeństwach zachodnich, ale też istotną zmianą demograficzną. Amerykanie, podobnie jak Europejczycy, wstępują w związki małżeńskie coraz później. W USA przeciętny wiek zamążpójścia to 30 lat, podczas gdy w Polsce to średnio 29 lat, zaś np. w Norwegii aż 35 lat. W ciągu zaledwie kilku dekad przesunęliśmy średni wiek wchodzenia w związek małżeński o 10 lat. Coraz więcej osób decyduje się w ogóle nie wchodzić w sformalizowane relacje lub pozostać singlami. W takich warunkach czekanie z seksem do ślubu staje się coraz mniej popularnym pomysłem.

Lehmiller uczula, żeby nie wyciągać wniosków zbyt szybko i oduczać się przyklejania łatek. Nie ma nic złego ani w byciu seksualnie doświadczonym, ani niedoświadczonym. To, że ktoś miał wielu partnerów seksualnych, nie oznacza, iż będzie dobrym kochankiem, tak jak dziewictwo czy bycie prawiczkiem nie mówi nic o możliwościach danej osoby. Liczba partnerów w seksualnej biografii nie powie nam, czy ktoś potrafi być wrażliwy na potrzeby drugiego człowieka, sygnalizować własne życzenia, nie spieszyć się, słuchać, mówić o fantazjach czy nie wstydzić się siebie nadmiernie. „Wynik na liczniku” jest jakąś informacją, jednak bez kontekstu nie ma po co podejmować się analizy, a już na pewno nie opiniowania. To, jak instynktownie podchodzimy do problemu dziewictwa, więcej mówi o nas niż o tych, których spieszymy się ocenić.

Trochę lepszy świat

W kwestii seksu najlepiej jest życzyć sobie takiego świata, w którym nikt nie będzie czuł wewnętrznej presji, by oszukiwać w badaniach ankietowych. Mężczyźni nie będą zawyżać liczby partnerek seksualnych kombinując, czy na przykład seks oralny się liczy, a kobiety nie będą zaniżać liczby partnerów, żeby nie wyjść na „łatwe”. Każdy będzie mógł bez obawy wpisać w formularz swoją orientacje seksualną. Kobiety przestaną udawać orgazmy i do statystyk wliczą jedynie te prawdziwe, zaś mężczyźni będą się mogli spokojnie przyznać, że czasem im się nie chce. Czy nie byłby to trochę lepszy świat?

Źródła: https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/26983793/

https://www.lehmiller.com/blog/2021/5/3/how-virginity-became-a-stigmatized-status-in-the-us

 

 

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.