Zapomniana historia polskiej kinematografii przedwojennej
pełna pikantnych i fascynujących szczegółów.
Tekst: Sylwia Skorstad
Na przełomie XIX i XX wieku film stawał się dochodowym biznesem. Początkowo
uważany za rozrywkę dla kucharek, pokazywany był na jarmarkach, gdzie budził
niezmierne zainteresowanie. „Ruchome obrazy” wyświetlano na prześcieradłach.
Publiczność najbardziej ekscytowała się widokami z dalekich, egzotycznych miejsc,
jakie prezentowano z komentarzem od specjalnych „objaśniaczy”. Nie było jeszcze
wtedy ścieżek dźwiękowych, muzykę uznawano za niepotrzebny dodatek zakłócający
odbiór.
Z czasem kinem zaczęli
się interesować wszyscy,
na francuskie i włoskie
dwudziestominutowe
filmy przychodziły
eleganckie damy
w kapeluszach
i ich poważni mężowie.
W ciągu kilku pierwszych
lat nowego wieku
w Warszawie powstało
kilkadziesiąt kin. Lokalni
finansiści zorientowali się,
że film to biznes przyszłości.
Powstały pierwsze polskie
wytwórnie filmowe.
Ich rywalizacja i kreatywność mogłyby posłużyć za scenariusz pasjonującej komedii.
Zapomniane historie
Książka „Wizjonerzy i skandaliści kina” poświęcona jest głównie historii wytwórni
filmowej Sfinks i jej założycielowi Aleksandrowi Hertzowi, ale opowiada też o całym polskim przemyśle filmowym początku XX wieku. To część historii, jakiej nie znają
nawet najbardziej zagorzali miłośnicy kina. Dużą część dorobku pionierów polskiego
przemysłu filmowego zniszczyła druga wojna światowa. Prawie całą resztę
– powojenna władza. Przedwojenne, „burżuazyjne” kino było dla niej podejrzane
i niewłaściwe ideowo. Dawne dokonania, sukcesy, skandale i bohaterowie poszli
w zapomnienie. Gwiazdy na miarę dzisiejszego Stuhra, Jandy, Gajosa zgasły.
Podczas wojny i tuż po niej ludzie mieli inne priorytety niż korzystanie z rozrywek.
Wszystkie chwyty dozwolone
Izabela Żukowska i Faustyna Toeplitz-Cieślak przypominają czasy świetności
polskiego kina. Udało im się dotrzeć do opowieści i niuansów, jakie nadają
tej historii smaku. Opisały podstępne plany, diabelskie chwyty marketingowe,
zawiść i ambicje konkurentów filmowego biznesu. Rywalizacja była tak zaciekła,
że przez jakiś czas na afiszach kinowych nie pisano tytułów wyświetlanych
danego dnia filmów, bo konkurenci natychmiast kopiowali plakaty,
mimo że w repertuarze mieli co innego. Widz przyciągnięty przed ekran
rzadko wychodził, tym bardziej, że zapłacił za miejsce.
Dwaj najwięksi producenci filmowi tamtych czasów nie znosili się wzajemnie
i przez długi czas prowadzili między sobą wojnę, w jakiej wszystkie chwyty
były dozwolone. Jeden z nich polegał na porwaniu gwiazdy filmowej:
„Gdy Hertz postanowił zaprosić
do Warszawy wracającego z Rosji, niesłychanie wówczas w całej
Europie popularnego Maxa
Lindera, Towbin wsiadł
do pociągu, zanim
ten wjechał do miasta.
Przedstawił się Linderowi
jako wysłannik Hertza,
wysiadł z aktorem
na wcześniejszej stacji
i zabrał go do hotelu.
Potem zadzwonił
do wyrywającego sobie
włosy z głowy konkurenta
i zaproponował, że Linder
zjawi się na uroczystości, którą Hertz zaplanował w Filharmonii Warszawskiej,
pod warunkiem, że właściciel wytwórni Sfinks podzieli się z nim dochodem”.
„Wizjonerzy i skandaliści kina” to interesująca lekcja biznesu oraz psychologii
i nostalgiczna podróż do czasów, w jakich rodziła się magia ekranu. W starym
kinie nie było przestrzennego nagłośnienia, drogich efektów specjalnych i 3D.
Były teatralne emocje, zabawne pomyłki, romantyczne historie i pasja,
jaka z czasem stworzyła największy rozrywkowy biznes na naszej planecie.
„Wizjonerzy i skandaliści kina”, Izabela Żukowska i Faustyna Toeplitz-Cieślak, Wydawnictwo Prószyński Media