Nazwisko Podsiadło stało się dla niektórych synonimem koncertowej jakości i gwarantem niezapomnianych przeżyć. Nie powinno więc dziwić, że o Zorzy wspieranej przez T-Mobile było głośno na kilka miesięcy przed jej startem. Nie obyło się jednak bez kontrowersji. Czy Zorza zachwyciła festiwalowiczów?

Tekst i zdjęcia: Julia Staręga

Zorza

Dawid Podsiadło dawno przebił się przez muzyczny szklany sufit. Świadczą o tym pomysłowe trasy koncertowe artysty na przestrzeni ostatnich sześciu lat i dwukrotnie wyprzedane koncerty na PGE Narodowym. Pod koniec zeszłego roku, po udanej czerwcowej trasie koncertowej, artysta przygotował dla słuchaczy niespodzianki – film „Dawid Podsiadło – Dokumentalny”, nowy singiel „Pięknie płyniesz” oraz ogłosił swój festiwal – Zorzę, czym wywołał niemałe poruszenie w środowisku muzycznym. Jako pierwsi o wydarzeniu dowiedzieli się członkowie biuletynu. Bilety rozeszły się na pniu jeszcze przed ogłoszeniem line-up’u.

Niedługo po tym Dawid dolał oliwy do ognia i ogłosił projekt „Fenomen”, w którym szukał innych wyjątkowych i utalentowanych: muzyków, grafików, fotografów i twórców video. Warunkiem uczestnictwa było przedstawienie własnej definicji słowa „fenomen” przy pomocy materiału audiowizualnego. Chętnych było wielu, liczba filmików otagowana hasłem #fenomen przekroczyła na TikToku 303 tysiące. Spośród wszystkich zgłoszeń wyłoniono łącznie 24 szczęśliwców, w tym artystów: Livkę, Odet, Daniela Godsona, Kachus, Krzyk Mody i Newskin, którzy wystąpili na scenie FNMN w ramach festiwalowego tournée.

To jednak nie koniec niespodzianek. Jak możemy przeczytać na stronie internetowej, Zorza „To artyści, których znasz, w zupełnie nowych odsłonach i projektach przygotowanych specjalnie na tę okazję”. Zapewne dlatego Dawid wraz z Kaśką Sochacką, idąc tropem świeżości, wydali mini album napisany na tę okazję. Płyta „Tylko haj” ukazała się 6 czerwca, w dzień rozpoczęcia wydarzenia w Poznaniu. Przypadek? Raczej element zaskoczenia i umiejętne podsycanie fanowskiej ekscytacji przed koncertami.

Zorza pojawiła się również nad Warszawą

Widać, że organizatorzy wzięli sobie do serca uwagi festiwalowiczów, którzy po pierwszym dniu poznańskiej Zorzy wyrazili swoje niezadowolenie w mediach społecznościowych. Niedociągnięcia spotęgowała deszczowa pogoda, więc drugiego dnia  dołożono wszelkich starań, by jak najlepiej zadbać o uczestników. W Warszawie zdecydowanie nie było się do czego przyczepić. Dostępne były dodatkowe peleryny dla uczestników, które na szczęście nie były specjalnie potrzebne – deszcz odszedł tak szybko, jak przyszedł. Z kolei tereny błotniste na wypadek ulewy wyłożono plastikowymi panelami. Zielony teren AWFu na dwa lipcowe dni zamienił się w festiwalową krainę błyszczącą neonami, rozświetloną fioletową zorzą i kolorowymi lampami, które po zmroku wyglądały zjawiskowo. Na uwagę zasługiwały również rozbudowane strefy partnerów i sponsorów. W T-Mobile na festiwalowiczów czekały różowe iluminacje i możliwość zrobienia pamiątkowych zdjęć generowanych przy pomocy AI. W Samsungu pojawiła się atrapa koreańskiego centrum miasta z barem oferującym prawdziwe ciastka-rybki z nadzieniem; w sam raz na mały, koncertowy głód.

Scena główna królową festiwalu

Choć na Zorzy znajdowały się trzy sceny – główna, FNMN i Audioriver, dwa festiwalowe dni należały do tej pierwszej. To ona bezsprzecznie biła frekwencyjne rekordy. Patrząc na duże zainteresowanie projektami, które tam wybrzmiały, sens postawienia sceny Audioriver z repertuarem elektronicznym i klubowym wydawał się nieco wątpliwy. Co prawda nie wiało pod nią pustkami, bo na Catz’n’Dogz czy poprzedzającym występ Rojka i Podsiadło secie Bass Astral Remixed.PL publiczność tańczyła do utraty tchu i śpiewała na cały głos remixy znanych utworów, rozgrzewając gardła i nogi. Mimo to dało się odczuć, że zdecydowana większość osób przyszła na festiwal głównie dla Dawida i Kaśki oraz Artura Rojka.

Kortez świętujący 10-lecie wydania płyty „Bumerang” dał koncert, który można określić emocjonalnym nokautem. Towarzyszył mu pokaz filmu Daniela Jaroszka, który przy pomocy czarno-białych kadrów zinterpretował materiał Korteza. To odważne, nostalgiczne posunięcie otworzyło dzień pierwszy na dużej scenie i trudno było po nim oddać się beztroskiej zabawie. Występ Pauliny Przybysz grającej utwory kultowego Bajmu okazał się niestety jednym z rozczarowań. Niby wszystko się zgadzało – największe przeboje w nowych, jazzowo-soulowych aranżacjach wybrzmiały z pełną mocą, a nie od dziś wiadomo, że Paulina w takich klimatach czuje się znakomicie – a jednak nie nasyciło wystarczająco. Próba odświeżenia klasyków wypadła dość blado, a przekrzyczane wokalizy drażniły, choć Przybysz zrobiła, co mogła, by jak najlepiej zaprezentować materiał. Zaprosiła również na scenę Kayah, która wykonała utwór „Szklanka wody”, wznosząc wspomnianą szklanką toast za zdrowie Beaty Kozidrak. Zamykające koncert „Co mi Panie dasz” z udziałem zorzowego, jednodniowego warszawskiego chóru, choć brzmiało bardzo dobrze, to okazało się jednym z niewielu bardziej aktywizujących publikę momentów, która przez większą część występu nie wyglądała na specjalnie poruszoną.

Sokół z braćmi Fisz i Emade zaserwowali słuchaczom podróż przez najpopularniejsze, kultowe hip-hopowe kawałki z ich dyskografii. Nie brakowało muzycznych twistów, takich jak mashup „Wiosny 86” z „Dziewczynami” Kazika czy „Plastikowego tulipana” z „Kanterstrajkiem”. Przygotowali również nowy utwór, powstały specjalnie na potrzeby festiwalu. Kto wie, może kiedyś, mimo zapewnień organizatora o wyjątkowości i niepowtarzalności Zorzy, usłyszymy go w streamingu? Z kolei bracia Kacperczyk z Kukonem dali z siebie wszystko i zagrali najbardziej intensywny koncert całego wydarzenia. Pokazali, że połączenie rocka, hip-hopu i popu jest możliwe i przynosi świetne rezultaty. Na dodatek otwierali sobotni dzień na dużej scenie i błyskawicznie rozbudzili muzyczny apetyt słuchaczy, ochoczo skaczących w rytm najnowszego singla „Moja wina”, na więcej.

Przechodząc do gwiazd obu wieczorów – Kaśka z Dawidem dobrze bawili się na scenie, raz po raz rzucając w stronę słuchaczy rozbrajające żarty i anegdoty o kulisach powstawania piosenek czy Polaku w kosmosie. Materiał z najnowszej, świetnej płyty „Tylko haj” wybrzmiał na żywo w Warszawie po raz pierwszy, a singlowe „Nadprzestrzenie” z pewnością chwyciły za serce niejedną osobę pod sceną. Nie zabrakło również starszych utworów z ich solowych repertuarów. Otwierające „Niebo było różowe”, „Nieznajomy”, „Pastempomat” z wkomponowanym fragmentem piosenki Toma Odella czy „Wiśnia” idealnie wpasowały się w unoszącą się nad publiką chmurę melancholii i wrażliwości. Z kolei sobotni koncert Dawida i Artura Rojka zgromadził pod sceną tłumy, głównie tych, którzy marzyli o usłyszeniu hitów Myslovitz w wykonaniu pierwszego wokalisty tego zespołu na żywo. Nie mogło być inaczej, jak tylko fenomenalnie, w końcu występ rozpoczął się od intensywnej „Nienawiści”, po której przyszedł czas na elektryzującą wersję utworu „Nocnym pociągiem aż do końca świata”. Nie zabrakło klasyków takich jak „Alexander”, „Peggy Brown”, „Dla Ciebie”, „Sprzedawcy marzeń”, pomiędzy którymi Dawid Podsiadło zachęcał słuchaczy do wiwatowania na cześć Igi Świątek, która wygrała Wimbledon. Artur Rojek podziękował Dawidowi za zaproszenie do projektu i zebranym pod sceną za wspólne śpiewanie wszystkich przebojów. „To ogromna przyjemność, że mijają lata, a piosenki cały czas są żywe” – wspomniał. „Długość dźwięku samotności”, którą duet oddał publiczności uniesionej we wspólnym śpiewie, zamknęła set. Tym samym pierwsza edycja warszawskiej Zorzy przeszła do historii.

 

 

 

 

 

 

 

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.