Skunk Anansie wracają do gry i po prawie 10 latach prezentują najnowsze studyjne wydawnictwo – siódmą płytę zatytułowaną „The Painful Truth”.
Tekst: Julia Staręga
Wydany we wrześniu 1995 roku pierwszy album zespołu „Paranoid & Sunburnt” otworzył mu drzwi do międzynarodowej kariery i narobił szumu na brytyjskiej scenie muzycznej. Rok później ukazał się krążek „Stoosh”, z którego pochodzą takie przeboje jak „Hedonism (Just Because You Feel Good) i „Twisted (Everyday Hurts)”, z którymi zżyła się publiczność na całym świecie. Skunk Anansie zyskali rozgłos nie tylko za sprawą zaangażowanych tekstów i ciężkiego grania, ale też – a może przede wszystkim – za sprawą samej frontmanki, Skin (Deborah Dyer). Czarnoskórej lesbijki z ogoloną głową, wywodzącej się z klasy robotniczej, która stała się jedną z najbardziej wpływowych kobiet w świecie brytyjskiego rocka. Skin od początku kariery zabiera głos w sprawach społecznych i politycznych, piętnując rasizm, ideologie faszystowskie i seksizm – by znaleźć odwołania, wystarczy uważnie przeczytać teksty utworów „Little Baby Swaistka”, „Intellectualise My Blackness” czy „Yes It’s Fucking Political”, które mimo upływu lat nie tracą na aktualności.
Na przekór stagnacji
Na porcję nowej muzyki słuchacze cierpliwie czekali dziewięć lat. Ktoś zapyta: „Dlaczego tak długo? Przecież planowali wydanie płyty w 2022”. Muzykom przeszkodził splot trudnych wydarzeń, m.in. pandemia COVID-19, odejście na emeryturę Leigh Johnson, managerki towarzyszącej zespołowi przez 28 lat (!) i ciężkie choroby perkusisty Marka Richardsona i basisty Cassa. Członkowie zespołu dopuszczali do siebie myśl, że po Skunk Anansie pozostanie tylko wspomnienie i halowa, pożegnalna trasa koncertowa; wyjście dość łatwe, bo generujące zysk i zamykające pewien rozdział w ich historii.
Mimo to wszyscy spotkali się na początku zeszłego roku w domu na farmie w Devon i postawili sobie za cel napisanie jakościowych piosenek ze świadomością nie tak odległej muzycznej emerytury, jeśli im się nie uda. Przedyskutowali swoje oczekiwania, znaleźli nowego managera, wieloletniego znajomego Skin, Jeremy’ego Lascellesa. Wyznaczyli nowy, twórczy azymut i nabrali tempa. „Gdybyśmy nie zrobili czegoś świeżego i nowatorskiego, nie moglibyśmy już być zespołem. Po prostu robilibyśmy karaoke Skunk Anansie, a nikt tego nie chce. W naszym muzycznym środowisku się tego nie robi” – powiedziała Skin dla FaceCulture.
W trakcie prac nad demówkami Skunk Anansie napisali otwierający płytę „The Painful Truth” buntowniczy singiel „An Artist Is An Artist”, przebojowe „This Is Not Your Life” i osadzone w reggae’owym bicie zabarwionym rockowym pazurem „Shoulda Been You”. Wrócili również do singla schowanego w szufladzie na pięć lat, a dokończonego w pięć minut w trakcie sesji, czyli „Animal”. A to tylko niektóre z utworów, z którymi zdecydowanie warto się zapoznać.
Rockowa ewolucja
Pierwsze wydawnictwa zespołu cechuje buntownicza zadziorność, hard-rockowa i punkowa energia, które stały się jego znakami rozpoznawczymi. Na „The Painful Truth” Skunk Anansie ton hard-rockowy zastąpili wariacjami w obrębie rocka alternatywnego: więcej tu klawiszy, przestrzennych elektronicznych teł i przeszkadzajek w postaci tamburyna czy saksofonu, mniej soczyście czystego, gitarowego i perkusyjnego uderzenia. Czy to wada? Nie sądzę. Muzyka rockowa od kilku lat ewoluuje, co z pewnością zauważa większość słuchaczy – to jedno. Ponadto, wiele wskazuje na to, że zespołowi było potrzebne odświeżenie i nagranie materiału innego od poprzednich – to drugie. Takie zmiany są miłe dla uszu, szczególnie wtedy, gdy muzycy serwują słuchaczom jakościowy materiał.
Prawda, która boli
Choć zmieniły się realia, zaangażowanie zespołu i niepokorna krytyka wobec chorób trawiących dzisiejszą rzeczywistość pozostały niezmienne. „An Artist Is An Artist” jest tego najlepszym przykładem. To utwór będący osobistym, artystycznym manifestem. Trzeźwiącym pstryczkiem skierowanym do tych odbiorców, którzy mimo braku kompetencji próbują krytycznie oceniać twórczość innych, a także przypomnieniem dla artystów: „róbcie swoje i nie patrzcie na medialny bełkot”. Skin z pełną mocą i wiarą śpiewa w zwrotce „Artysta to artysta, gdy jest artystą naprawdę/I nie przestaje nim być przez ciebie/Nie zrobi tego, co powiesz/Nie zwinie swojego życia i nie zniknie/Bo myślisz, że twoje małe opinie są pouczające”. Równie dobrze wypadają przebojowe „This Is Not Your Life” z mocnym, przeszywającym wokalem Skin oraz idący podobnym tropem numer „Cheers” – zwarty, soczysty, gitarowy, niesiony zaraźliwie euforyczną energią w refrenie. Optymistyczny muzyczny ton przełamują kolejno nastrojowe, chwytające za serce „Shame” z autobiograficznymi, do bólu szczerymi wersami w refrenie i zamykająca album przejmująca ballada „Meltdown”.
Choć Skunk Anansie są na scenie prawie 30 lat (z kilkuletnią przerwą po drodze), nadal mają w sobie pęd do tworzenia, wychodzenia poza schemat i nieskrępowaną chęć bawienia się muzyką. Wszystko wskazuje na to, że są dalecy od tego, by powiedzieć ostateczne „bye bye”.