Urlop na Costa del Sol. Plaże Torremolinos, Marbelli, Fuengiroli
oraz mniejszych kurortów wzdłuż wybrzeża. Wszędzie tłumnie
i walecznie. Znaleźć lepsze miejsce do opalania się, lepszy widok
na plażę ze stolika w restauracji, bliżej zaparkować samochód.
Codziennie szybciej i więcej. W oddali, ledwie 8 km od wybrzeża,
znajdujemy inny świat. Świat pobielanych ścian pueblos blancos.
Tekst: Alicja Krawczyńska
Białe wioski i miasteczka zostały zbudowane przez Berberów jakieś tysiąc
lat temu. Wcześniej berberyjscy rolnicy zamieszkiwali doliny. Kiedy nastały
czasy walk religijnych i próbowano obalić ówczesne muzułmańskie rządy
na tamtych terenach, przenieśli się do trudno dostępnych, ale za to malowniczo
położonych miejsc. Dziś przez południe Hiszpanii wytyczono szlak
„Ruta de los pueblos blancos”, który prowadzi nas przez wszystkie
cudownie odnowione białe miasteczka.
Miasteczko wśród skał
Jadąc od wybrzeża
do Mijas, trzeba pokonać
ponad 400 metrów
wysokości na odległości
8 km. Wprost oznacza
to serpentynę po wąskiej
lokalnej drodze. Nietrudno
sobie wyobrazić, dlaczego
to miejsce było tak trudno
dostępne dla regularnego
wojska. Konie nie dadzą
rady, a osły wykorzystywali
wyłącznie rolnicy.
W drodze podziwiamy
umiejętności kierowców autobusów, które kursują tu regularnie. Miasteczko
faktycznie jest schowane wśród skał i ukazuje się nagle.
Wszystkie hiszpańskie pueblos blancos mają swoją urodę i własne unikalne historie,
ale Mijas to wśród nich prawdziwa perełka. Miejsce mniej popularne i trudniej
dostępne niż Ronda i Kadyks, dzięki czemu jest tu mniejszy ruch. Udaje się nam
pospacerować zupełnie pustymi uliczkami, zrobić zdjęcia i bez trudu znaleźć
miejsce na obiad. Jakże inaczej od tego przy plaży smakuje tutejsze gaspacho!
Dlaczego domy są białe?
Przyczyna jest dokładnie
taka sama jak pobielane
ściany domostw
na Mazowszu
czy Wileńszczyźnie.
W dawnych czasach,
kiedy domy ogrzewano
za pomocą pieców,
po deszczowej i brudnej
zimie białe wapno służyło
odświeżeniu i odkażeniu
ścian. Czy to tylko moda, czy rzeczywista potrzeba? Tak czy inaczej – to kobiety
malowały ściany, a następnie zdobiły je kwiatami. W Mijas na ścianach domów
są powieszone niebieskie doniczki a w nich czerwone pelargonie.
Wąskie i kręte uliczki miasta położonego na zboczach gór z kwietnymi „rabatami”
tworzą niesamowite plenery fotograficzne i malarskie.
Burros taxi
Z pomocą przewodnika odkrywamy, że Mijas
ma również jedyną
w swoim rodzaju
korporację taksówkarską.
To burros taxi – kolorowo
przystrojone osły, stojące
na placu w centrum miasta.
Dziś wożą tylko turystów,
ale jeszcze 50 lat temu osły służyły rolnikom. Wtedy
też do miasteczka trafili
pierwsi turyści, którzy zaczęli fotografować zwierzęta, zostawiając napiwki.
W pewnym momencie właściciele osłów pracę na roli zamienili na pracę osobliwych
taksówkarzy, zaczęli wozić turystów i tak jest do dzisiaj. Osły wrosły w krajobraz
ulic miasteczka, dodając im kolorytu, a przy okazji ułatwiając dotarcie do górnych
jego części.
Nie tylko flamenco
Jak w każdym andaluzyjskim miasteczku, w Mijas znaleźliśmy też arenę,
na której kiedyś odbywała się corrida, a teraz organizowane są liczne coroczne
festyny i święta. Cykl imprez rozpoczyna się 6 stycznia, w święto Trzech Króli,
następnie jest karnawał, Wielkanoc, Noc Świętojańska, Dzień Mijas. Są sztuki
teatralne, spektakle flamenco i inne. Mieszkańcy Mijas potrafią celebrować życie.
I tego trzeba się nam od nich uczyć. Czasem również wypoczywania i świętowania.
Pięknie! Uczta dla oczu – słońce, kolory, kontrasty, w tle góry… Chciałoby się rzucić wszystko i jechać celebrować życie:)