Piosenki o niebezpiecznej miłości, działalność odtwórcza najwyższej klasy i japoński dialog z „muzyką użytkową” z Zachodu. W tym tygodniu muzyczna środa to intrygujące polecenia od Michała.
Wysłuchała: Joanna Zaguła
Wymyśliłam ten cykl, dlatego że chciałam zbierać w jednym miejscu rozmowy o muzyce z moimi znajomymi. Byłam i jestem bowiem przekonana, że otaczają mnie ludzie, którzy kochają muzykę i słuchają świetnych rzeczy. I kiedy myślę o takich osobach, jedną z pierwszych, która przychodzi mi na myśl, jest Michał. Michał prawnikiem, ale dla znajomych jest człowiekiem-anegdotą. Rozmowa o muzyce z nim jest lepsza niż oglądanie dobrego serialu. A tymczasem posłuchajcie muzyki, którą poleca:
https://www.youtube.com/watch?v=PjUblmk4Cyo
Chromatics – Closer to Grey
Niezmiennie stylowi królowie noir disco byli niedawno na koncercie w Warszawie, a kilka dni przed nim wypuścili nową płytę. „Closer to grey” to ich album numer siedem, czyli następca do tej pory nie,wydanego opus magnum „Dear Tommy”. Nie jest to może dzieło tak epickie jak poprzednik, ale to wciąż świetny zbiór klimatycznych piosenek o niebezpiecznej miłości i tego typu sprawach.
Diiv – Deceiver
„Deceiver” to trzeci album nowojorskiego kwartetu Diiv, obecnego na amerykańskiej scenie alternatywnej od 2012 roku. Zespół bardzo mocno czerpie z legend shoegaze’u, pożyczając sobie rozmarzony klimat od Slowdive, rozjechane gitary od My Bloody Valentine i rockową energię od Ride, a do tego dorzuca jeszcze odrobinę późnego Sonic Youth. Jest to jednak działalność odtwórcza najwyższej klasy, bo zespół prezentuje się z różnych stron, a każdy z dziesięciu utworów na płycie jest wyjątkowy i trafia w punkt. Świetnie wykorzystane 45 minut.
Swans – Leaving Meaning.
Nowy album Swans i zarazem pierwsza prezentacja aktualnej inkarnacji tego funkcjonującego z przerwami od prawie czterdziestu lat projektu Michaela Giry. Mniej więcej wiadomo, czego się spodziewać: długie, pozornie leniwe kompozycje oparte na repetycji, głęboki wokal Michaela i gotycki klimat amerykańskiego Południa. Tym razem jednak jest też nieco lżej, bez testowania wytrzymałości słuchacza na ogłuszające ściany gitarowego hałasu.
Kankyo Ongaku – Japanese Ambient, Environmental & New Age Music 1980-1990
Brian Eno w roku 1978 wydał album „Ambient 1: Music for airports”, do którego dołączył krótki manifest mówiący o tym, czym może być muzyka ambientowa. W dużym skrócie chodziło o to, aby stworzyć muzykę nadającą się na tło dźwiękowe dla różnych sytuacji, w których ludzie regularnie się znajdują, „podkręcając” w ten sposób nastrój miejsca, wprowadzając spokój i tworząc przestrzeń, w której łatwiej jest myśleć i wykonywać typowe czynności. Muzyka ta miała być łatwa do zignorowania, ale mogła też zaangażować słuchacza, jeśli zdecydowałby się poświęcić jej odrobinę uwagi. „Kankyo ongaku” (z japońskiego „environmental music”) jest kompilacją obrazującą jak japońscy artyści (w tym takie tuzy, jak Ryuichi Sakamoto) w latach 80. i 90. podjęli dialog z Brianem Eno i innymi twórcami „muzyki użytkowej” z Zachodu. Wszystko to, o czym była mowa wyżej, jest obecne, ale przefiltrowane przez japońską wrażliwość, styl życia i zmysł architektoniczny.