Czy znacie tę polską kompozytorkę, czy słuchaliście muzyki Księżyca? Tym razem muzyczna środa zaskoczy was nietypowymi brzmieniami.
Wysłuchała: Joanna Zaguła
W tym tygodniu o muzyce rozmawiałam z Natalią. Pierwszy raz usłyszałam od niej o wybitnej polskiej kompozytorce, Grażynie Bacewicz. I już niemal do końca imprezy rozmawiałyśmy o niej, a następnego dnia w mój dom rozbrzmiewał już jej muzyką. Natalia potrafi zarażać pasją do muzyki. A oprócz tego jest najwybitniejszą księgarką, jaką poznałam. W „Jak wam się podoba”, anglojęzycznej księgarni, którą prowadzi, potrafi znaleźć książkę, którą oglądałam miesiąc wcześniej i zapamiętałam jedynie kolor okładki. Zostawiam was więc z Natalią pełna spokoju.
Na ogół słucham staroci, ale wszyscy znają starocie, a tutaj miało być chyba bardziej nowatorsko.
Kid Koala – album „12 Bit Blues”
Są takie momenty w życiu, kiedy nawet najbardziej rozgarnięty człowiek w pierwszej chwili nie wie, co odpowiedzieć. Zaliczają się do nich m.in. wymiana życzeń, niezależnie od okazji oraz prośba o rekomendacje w dziedzinie kultury. Dobrze jest mieć wtedy na podorędziu muzyków i pisarzy, których można bez wstydu polecić w ciemno wszystkim, bo tacy są spoko. Kid Koala najbardziej lubi wycinać sample ze starych bluesowych piosenek i starych bluesowych filmów. Do jego zainteresowań zalicza się też dręczenie winyli i projektowanie pudełek na płyty, z których można złożyć mały, papierowy gramofon. Album „12 Bit Blues” polecam z czystym sumieniem w całości.
Queer Rocket – „Anarchy Date”
Czasem coś gdzieś usłyszę i przez miesiąc nie słucham niczego innego. Potem znajduję sobie nową obsesję, ale i tak już na zawsze jestem gotowa w każdej chwili rzucić wszystko i słuchać tej jednej piosenki na zapętleniu przez dwa dni. Można to porównać do fragmentu sonaty Vinteuila, którego cały czas chce słuchać główny bohater u Prousta, albo do wylizywania resztek czekolady z papierka po batoniku, jak kto woli. „Anarchy Date” usłyszałam wiele lat temu w podcaście „Welcome to Night Vale” (bardzo dobry). Uroczy tekst i trzy agresywne akordy na krzyż jakoś strasznie podeszły mi pod młodzieńczy okres burzy i naporu, więc to jedna z tych piosenek, które zapewne zabiorę ze sobą do grobu.
Grażyna Bacewicz – III Koncert skrzypcowy, cz. III: Vivo
Pracuję w małej księgarni. Większość klientów ma mi do opowiedzenia i pokazania rzeczy dziwne, straszne i wspaniałe. Ostatnio pewien pan przez godzinę opowiadał mi z pasją o najlepszych westernach (tych bez przedrostka i tych anty-), a na odchodne doprawił to wszystko kurcgalopkiem przez przeboje muzyki klasycznej. Padło wtedy nazwisko Grażyny Bacewicz. „To polski Bela Bartok” – zapewniał mnie z fanatycznym ogniem w oczach. Nie wiem, kim był ten człowiek, ale miał całkowitą rację.
Księżyc – album „Księżyc”
Księżyc gra i śpiewa muzykę dla ludzi, którzy chcieliby pływać z wielorybami pośrodku oceanu, ale nie stać ich na wynajęcie łodzi albo jednak trochę się boją. Folk? Ambient? Minimalizm. Zespół koncertował na początku lat 90., a potem umilkł na prawie 20 lat. Ostatnio da się ich znowu zobaczyć to tu, to tam, co bardzo polecam, bo te koncerty to niedrogi sposób na przeżycie mistyczne. Nikt nie śmieje się tak niepokojąco jak obie wokalistki.
Black Rebel Motorcycle Club – „Heart + Soul”
Są zespoły wybitne i są zespoły ulubione. Czasem się pokrywają, a czasem nie. Podobno termin „shoegaze” jest raczej negatywny, ale ja doznałam olśnienia, kiedy pierwszy raz go zobaczyłam. Unikanie kontaktu wzrokowego z publicznością? Melodyjny wokal? Budowanie ogłuszających ścian dźwięku? Boże. Tak. Gdyby ktoś przyłożył mi pistolet do głowy i spytał o mój ulubiony zespół, musiałabym westchnąć ciężko i przyznać, że w sumie to najbardziej lubię tych samych gniewnych ludzi w czarnych jeansach, których słucham od liceum.