W zeszłym tygodniu opalałam się na balkonie, a wczoraj padał śnieg. Wiosenna pogoda jest trochę niepokojąca, ale kuchnia sezonowa w kwietniu to już zapowiedź lata.
Tekst: Joanna Zaguła
Przełom kwietnia i maja to – moim zdaniem – najwspanialszy kulinarnie moment roku. Równać się z nim może chyba tylko wrzesień pełen letnich plonów. To właśnie teraz pojawiają się prawdziwe nowalijki. Nie te sztucznie pędzone czy importowane z odległych egzotycznych plantacji. Ale nasze, lokalne, pełne witamin i słońca. Kuchnia sezonowa w kwietniu może być baaardzo różnorodna, ale wygłodniała po zimie najchętniej bez przerwy jadłabym sałatki.
Bób, szczególnie ten młody, który jeszcze można jeść w łupinach to absolutny hit. Cudowny jest po prostu ugotowany al dente z masłem i solą, ale na obiad można go zejść także w świetnej wiosennej sałatce, o której za chwilę. Z tego nieco mniej jędrnego, a bardziej mącznego, robimy gnocchi (kluski z dodatkiem mąki i jajka gotowane kilka minut w słonej wodzie), hummus z bobem zamiast cieciorki czy makaron z bobem, oliwą, pietruszką, miętą i skórą z cytryny.
Podobnie szlachetne są szparagi. Najlepsze sauté , ale świetne także w towarzystwie. Wykładamy je na spód z podpieczonego kruchego ciasta i zalewamy śmietanką z jajkiem, by upiec w tarcie. Dodajemy do sałatki z kuskusem i ziołami. Można nawet wycisnąć z nich sok, dodać sok jabłkowy oraz miętę i pić jako zdrowy koktajl. No i oczywiście z białych szparagów najlepiej zrobić zupę-krem zabielaną jajkiem. Zaś botwinka oczywiście genialna jest na inną zupę – chłodnik z kefirem i ogórkiem, ale jej liście sprawdzą się też w sałatce i na kanapkach.
Późną wiosną na straganach pojawia się też rabarbar. Znacie go pewnie w placku i kompocie, bo tak przygotowywały go nasze babcie. I taki jest świetny! Ale ja lubię także rabarbarowy chutney. Pokrojone łodygi przesmażam z odrobiną cukru, solą, octem i miętą. A potem podaję do chleba, tarty, do wege-pasztetów. Często robię też rabarbarową galaretkę, zainspirowana przez Nigellę Lawson. Piekę rabarbar z sokiem pomarańczowym, odcedzam powstały płyn, dodaję agar i różowe wino i wlewam do ładnej formy, by kilka godzin schładzać, a potem zjeść ze śmietaną i miętą.
A na koniec moja ukochana sałatka – z młodych ziemniaków, bobu, marchewki, szparagów, plasterków rzodkiewki i z jajkiem. A na to gęsty sos z oliwy, soku z cytryny, miodu i musztardy. Polecam jeść codziennie!