W Australii wszystko próbuje cię zabić, nawet… twoi przyjaciele. „Zatoka surferów” to thriller dla czytelników uzależnionych od adrenaliny.
Tekst: Sylwia Skorstad
Mieszkająca w Londynie Kenna martwi się o swoją przyjaciółkę z dzieciństwa. Od kiedy Mikki zamieszkała w Australii, ich kontakty stały się rzadsze, ale nawet w prowadzonych sporadycznie rozmowach Kenna potrafi wyczuć, kiedy kumpelka nie mówi całej prawdy. Gdy Mikki oznajmia jej, że wychodzi za mąż, bez pytania o pozwolenie kupuje bilet do Sydney, aby ją odwiedzić i wybadać sytuację na miejscu. Podejrzewa, że u boku przyjaciółki zastanie przemocowego partnera.
Co prawda Jack na pierwszy rzut oka wydaje się w porządku, ale i tak Kenna wyczuwa, że coś nie gra. Narzeczeni nie okazują sobie czułości, o zbliżającym się ślubie mówią bez entuzjazmu, zachowują się sztucznie. Kiedy nieoczekiwanie narzeczony Mikki zaprasza Kennę na wspólną wyprawę surfingową do oddalonej trzysta kilometrów od Sydney zatoki, ta zgadza się tylko z jednego powodu – musi się dowiedzieć, czemu przyjaciółka zachowuje się dziwnie i w co się wpakowała. Kilkudniowa wycieczka na dziką plażę okazuje się pułapką.
Próby odwagi
Kiedy grupa atrakcyjnych ludzi wybiera się w odludne okolice, gdzie telefony nie mają zasięgu, a pogoda bywa kapryśna, to wiadomo, że poleje się krew i nie wszyscy wrócą. Ta zasada znana z różnych tekstów kultury sprawdza się i tym razem.
W malowniczej zatoce Sorrow Bay dzieją się dziwne rzeczy. Rozbijający tam obozowisko surferzy nazywają się Plemieniem i zazdrośnie strzegą dostępu do tego miejsca, tłumacząc to unikatowymi warunkami do uprawiania swojego ulubionego sportu. Wszyscy z jakiegoś powodu wolą trzymać się z dala od cywilizacji i wracać do niej tylko wtedy, gdy zaczyna im brakować pieniędzy. Każdy ma za sobą jakąś traumę i chce ją leczyć stawiając sobie niebezpieczne wyzwania, na przykład wspinaczkę bez zabezpieczenia albo pływanie na największych falach. Grupą dowodzi charyzmatyczna Sky, której „metody terapeutyczne” są co najmniej wątpliwe. Zwykle jednak członkowie Plemienia realizują jej pomysły bez sprzeciwu, w tym wymieniają się partnerami seksualnymi.
Kiedy Kenna godzi się zostać kolejną członkinią Plemienia, musi poddawać się takim samym próbom odwagi, jak wszyscy. Wkrótce zdaje sobie sprawę, że Mikki tkwi po uszy w społeczności mające cechy sekty i że ją samą coś w tej grupie pociąga.
Na fali
Allie Reynolds, utalentowana snowboardzista i surferka, zadebiutowała intrygującym thrillerem „Rozgrywka”. Druga powieść, czyli właśnie „Zatoka surferów”, miała być zapewne pójściem za ciosem i właściwym wykorzystaniem fali popularności. Autorka skorzystała w niej z tego samego schematu co w poprzedniej, czyli wysyła grupę miłośników sportu do odosobnionego miejsca, w którym urywa się kontakt ze światem zewnętrznym. Znacząco zmieniły się jedynie krajobrazy, bo zamiast ośnieżonych górskich stoków są wspaniałe australijskie plaże i turkusowe fale. Na tym samym poziomie pozostało erotyczne napięcie, bo gdy jest zimno, to trzeba się razem rozgrzewać, a gdy ciepło, to razem rozbierać.
Formuła się sprawdziła. „Zatoka surferów” trzyma tempo i nie nudzi. Jednocześnie nie wciąga tak jak beczka surfera, bo brakuje jej psychologicznej wiarygodności. Gdyby bohaterami były nastolatki, to łatwiej byłoby uwierzyć, że bez szemrania poddają się presji grupy, wolno nabierają podejrzeń, nie wiedzą, kiedy należy zadzwonić na policję i dają sobie wciskać coachowski kit. Członkami Plemienia są jednak trzydziestolatkowie, co prawda pogubieni, ale dorośli ludzie. Aby mieć przyjemność z lektury, trzeba zatem przyjąć założenie, że na kontynencie australijskim wszystko jest inne niż w Europie, nawet turyści i zasady zdrowego rozsądku.
Allie Reynolds, „Zatoka surferów”, Wydawnictwo Albatros