Nie wiem, jaka pogoda będzie w długi weekend, ale dobrą książkę zawsze warto mieć pod ręką. A nowa powieść z Jackiem Reacherem w roli głównej, czyli „Strażnik”, to akcja, akcja i jeszcze raz akcja!
Tekst: Sylwia Skorstad
Korzystając z autostopu Jack Reacher trafia do miasteczka w stanie Tennessee. W planie ma wyłącznie krótki postój na kawę, ale kiedy idzie ulicą, zauważa, że ktoś próbuje porwać zamyślonego przechodnia. Postanawia pomóc mężczyźnie, wyłącznie dlatego, że ten musi sam stawić czoła silniejszej od niego i dobrze zorganizowanej grupie. I tak oto Jack pakuje się w kolejne tarapaty.
Nowy znajomy Reachera, Rusty Rutherford, to informatyk, którego zadaniem było dbanie o cybernetyczne bezpieczeństwo miasteczka. Niestety, nie udało mu się go wykonać, choć usilnie próbował. Teraz wszyscy zdają się na niego polować. Wpływowi i niebezpieczni ludzie uważają, że Rusty posiada coś niezwykle cennego. Jeden z kłopotów polega na tym, że ten nie wie, cóż to by mogło być. Jack Reacher postanawia mu pomóc.
Reacher – piękny umysł i kopniaki
Seria o byłym majorze Żandarmerii Wojskowej Armii Stanów Zjednoczonych, Jacku Reacherze, liczy już 25 tomów. Nie byłoby ich tyle, gdyby nie fakt, że czytelnikom ciągle jest mało jego przygód. Ten zaprawiony w bojach, niezwykle silny i postawy włóczęga jest ujmujący. Choć bywa szorstki, to zawsze kieruje się silnym poczuciem sprawiedliwości. Broni słabszych, nawet gdy wie, że może za to solidnie oberwać. Do tego ładnie myśli. Świat z perspektywy Reachera to uporządkowane pole potencjalnej walki. Gdy wchodzi do restauracji, natychmiast zauważa, przy którym stoliku siedzi rozrabiaka. Już po sekundzie wie, jak przebiegnie starcie i co należy zrobić. W pociągu wypatrzy terrorystę, a w samolocie zamachowca. Choć czytelnik zdaje sobie sprawę, że to trochę bajka, wciąż chce ją czytać. Fajnie byłoby mieć takie zdolności jak ten Jack!
Powieści z Reacherem w roli głównej to zawsze czysta akcja. Czasami można się czegoś przy okazji dowiedzieć, na przykład jak wygląda serwer albo jak się ładuje broń, ale właściwie nie o to chodzi. Ciągle coś się dzieje, ktoś kogoś goni, tropi, zastawia pułapki. Główny bohater mało śpi, bo albo myśli, albo się z kimś bije. Do tego w powieściach sygnowanych przez Childa od czasu do czasu trafia się kapitalny cytat, jak na przykład ten o agentce, która zdawała egzamin na prestiżowy uniwersytet:
– Kazano mi napisać esej. Bez limitu słów. Bez limitu czasowego. Podano mi tytuł „Co to jest ryzyko?”. Wie pan co napisałam?
Reacher nie odpowiedział.
– Trzy słowa. „To jest ryzyko”. Podziałało.
Nie starzej się, Jack
Czy czytać „Strażnika”? Pewnie, że czytać! Nieważne, że następnego dnia niewiele się już z tej powieści pamięta. Istotne jest to, że przez kilka godzin dostarcza solidnej porcji rozrywki. Świat jest pełen niegodziwych, żądnych władzy i pieniędzy ludzi, chodzą po nim szpiedzy, faszyści i głupcy, ale jeśli ktoś z nich krzywdzi niewinnych, to Jack Reacher im bardzo uroczo dokopie, aż wióry polecą z framug drzwi. Może z kimś się przy okazji zakoleguje, może nawet kogoś straci, ale ze wszystkiego się potem wykaraska i ruszy w dalszą drogę. Kupi sobie nowe ubranie, zatrzyma następnego „stopa” i pojedzie szukać nowych kłopotów. Nie starzej się Jack. Bardzo ładnie kopiesz w drzwi.
Lee Child/Andrew Child, „Strażnik”, Wydawnictwo Albatros