Podróż tysiąca burza to chwytająca za serce opowieść o dramatycznej ucieczce z piekła i poszukiwaniu szansy na nowe życie.
Tekst: Sylwia Skorstad
Kooshyar Karimi jest mieszkającym w Iranie lekarzem żydowskiego pochodzenia. Ukrywa swoją prawdziwą tożsamość, podobne jak niektóre aspekty działalności zawodowej. Gdyby wydało się, że na prośbę kobiet usuwa ciąże powstałe w wyniku gwałtu lub związku pozamałżeńskiego, śmierć groziłaby jemu i jego pacjentkom. Nie na długo jednak udaje mu się ukryć przed okiem służb bezpieczeństwa. Aresztowany, pod wpływem tortur zgadza się na współpracę. Po wykonaniu jednej z misji szpiegowskich udaje mu się wraz z żoną i córkami uciec do Turcji.
Kooshyar, niegdyś pisarz, tłumacz i szanowany lekarz mieszkający w wygodnej willi, z dnia na dzień staje się uchodźcą, który zasypiając, nie ma pewności, czy jego rodzinie uda się przetrwać nadchodzący dzień. Tak rozpoczyna się podróż, w trakcie której Karimi dowie się, że od nieznajomych można się spodziewać wszystkiego – od bezinteresownej pomocy do niczym niezawinionego ciosu.
Zrzucić ciężar z serca
„Podróż tysiąca burz” to książka, jaką poleciłabym wszystkim tym, którzy lubią porównywać sobie rozmiary orłów na koszulkach i twierdzić z przekonaniem, że owszem, uchodźcom należy pomagać, ale wyłącznie u nich w domu. Wspomnienia irańskiego lekarza, który najpierw przetrwał piekło opresyjnego reżimu, a potem gehennę egzystencji jako uchodźca, to remedium na stereotypowe myślenie. Dowodzą, że czasem decyzja o opuszczeniu kraju rodzinnego to wybór między życiem a śmiercią. Że każdy dzień życia uchodźcy to labirynt naszpikowany pułapkami. I wreszcie, że ci nieliczni, którym udaje się zyskać drugą szansę, mogą wnieść bardzo wiele do nowego domu.
Trzeba dodać, że wspomnienia Kooshyara Karimiego nie sprawiają wrażenia przypowieści napisanej dla osiągnięcia zaplanowanego celu. Karimi zdaje się nie dbać o to, czy poczujemy większą empatię wobec uchodźców, czy nie. Mam wrażenie, że on po prostu musiał się wygadać, zrzucić z serca ciężar. Z jednej strony spotkało go mnóstwo niesprawiedliwości – zderzenie z bezdusznym i opartym na absurdach systemem tureckim, biurokratyczną machiną pomocy uchodźcom, ludzkimi uprzedzeniami wobec obcych. Z drugiej strony, akty bezinteresownego dobra zakrawającego na cud. Na przykład list, jaki główny bohater otrzymał od sklepikarza, któremu w akcie rozpaczy podkradał owoce, aby zapewnić córkom choć odrobinę witamin, to jeden z najbardziej wzruszających fragmentów tej książki.
Jeśli pominiemy konteksty społeczno-polityczne, to opowieść o długiej drodze irańsko-żydowskiego lekarza i jego rodziny jest po prostu pasjonującą historią o woli życia, odwadze oraz zakodowanej w nas wszystkich nadziei, że mimo wszystkiego złego, za kolejnym zakrętem może nas czekać miła niespodzianka.
Na naszych oczach
Historia Kooshyara Karimiego kończy się dobrze, przynajmniej dla niego samego i większości jego rodziny. Trudno jednak po jej lekturze zapomnieć o tych wszystkich uciekinierach, których główny bohater poznał podczas wielomiesięcznej tułaczki. Nie każdy z nich mógł ofiarować urzędnikom cenne informacje w zamian za szansę na drugim końcu świata, nie każdy miał odwagę, aby działać w podziemnym ruchu oporu, którego członkowie mogli w odpowiedniej chwili za niego poręczyć. Co roku tysiące takich historii kończy się tragicznie. Dzieje się to na naszych oczach.
„Podróż tysiąca burz”, Kooshyar Karimi, Wydawnictwo Prószyński i S-ka.