„Lata beztroski”, czyli pierwszy tom bestsellerowej sagi Cazaletów, to książka, w której niewiele się dzieje i nie jest to przypadek. Nuda to część szerszego planu i są powody, by ją wybaczyć.
Tekst: Sylwia Skorstad
Jest druga połowa lat trzydziestych XX-go wieku, Hitler zaczyna realizować pierwsze ze swoich planów politycznej ekspansji. Dyplomaci są zaniepokojeni, a reszta świata powtarza sobie, że nowej wojny nie będzie, bo Niemcy są na to za słabe, a ich przywódca to niegroźny klaun.
Członkowie zamożnej rodziny Cazaletów, jak to mają w zwyczaju, wybierają się na wakacje do rodzinnej posiadłości Home Place w hrabstwie Sussex. Trzech braci z żonami i dziećmi oraz niezamężna siostra będą spędzać lato na pogaduszkach, wycieczkach, ukrywaniu własnych trosk przed innymi, delektowaniu się jedzeniem i piciem, plotkowaniu oraz dyskutowaniu o widmie kolejnej wojny. Ich dzieci będą w tym czasie wspinać się na drzewa, planować ucieczkę z domu, zawiązywać i łamać sojusze, robić targi z Bogiem, chorować, pisać opowiastki i wyjadać zapasy ze spiżarni.
Ten sielski początek kilkutomowej sagi, która podbiła serca ponad miliona czytelników na świecie, powstał na podstawie wspomnień z dzieciństwa autorki. Jest zapisem ciszy przed burzą.
Nienachalny humor i „cierpliwa niechęć”
Zanim w „Latach beztroski” coś naprawdę zacznie się dziać – rozpocznie się trudny poród, prawie wyjdzie na jaw ukrywany romans, ktoś zajdzie w niechcianą ciążę, ktoś się na zabój zakocha – czytelnik może zadawać sobie pytanie, czy na pewno warto czekać. Bohaterowie się nudzą i czasem czują, że jeśli zaraz czegoś nie powiedzą, to zasną. Czytelnik jednak zostaje z nimi, bo Elizabeth Jane Howard potrafi go oczarować swoim nienachalnym humorem, szczególnie opisując punkt widzenia dzieci. W jej wydaniu ich przemyślenia są zawsze nad wyraz poważne, nawet jeśli dotyczą planowania, jak z kilku jabłek zrobić prowiant na wieczną i absolutnie nieodwołalną ucieczkę z domu albo z pomocą rocznego kieszonkowego przekonać Boga, by zapobiegł wojnie.
Na każdej stronie poświęconej prozaicznym przygodom dzieci i młodzieży Cazaletow można trafić na złote myśli tego rodzaju: „Mama miała śliczne falujące włosy, ale z białymi pasemkami, co było niepokojące, ponieważ Lydia chciała, żeby mama nigdy nie umarła, a przecież to bez wątpienia przytrafia się siwowłosym ludziom.”
Sprawne pióro Elizabeth Jane Howard sprawia, że nudzenie się można uznać za rodzaj rozrywki, a nudnych ludzi za intrygujące obiekty do studiowania. Na przykład Lady Rydal, piękną staruszkę o skłonnościach do dramatyzowania, która to „w następstwie połączenia artretyzmu i swoistej wiktoriańskiej indolencji stała się nie tylko otyła, ale też chronicznie znudzona”. Albo Villy, żonę jednego z braci Cazaletów, której stosunek do współżycia z mężem Howard określa mianem „cierpliwej niechęci”, choć precyzuje, że kobieta uważa „uleganie mężowi za właściwy sposób na udowodnienie mu swojej miłości”.
Pogrzeb na rozweselenie
„Lata beztroski” zapowiadają kataklizmy, które zmienią rzeczywistość Cazaletów w kolejnych tomach. Najbardziej zapobiegliwi z członków rodziny już zaczynają przygotowywać schrony przeciwlotnicze i gromadzić zapasy, jednak nie na wszystko mogą się przygotować. Nie chodzi bowiem tylko o nadchodzącą wojnę, ale też trudne tematy, które na razie Howard tylko zarysowuje, w tym rolę kobiet w społeczeństwie, podziały klasowe, brak tolerancji dla osób homoseksualnych oraz molestowanie seksualne. To wszystko dopiero nadejdzie, ale o tym wie jedynie czytelnik, dzięki czemu miłosiernie daje bohaterom przyzwolenie na nudę.
Atmosfera w Home Place bywa mało energetyzująca, ale gdy robi się smutno, to zawsze można urządzić pogrzeb. Nawet jeśli jest to tylko pochówek meduzy, wszystkich w majątku to rozwesela, bo mogą spędzić dzień na przygotowaniach. I choć akcja wyraźnie donikąd się nie spieszy, ma się ochotę ją obserwować.
Elizabeth Jane Howard, „Lata beztroski”, Wydawnictwo Albatros