„Kanion śmierci” to drugi tom z serii o kobiecie zwanej damską wersją Jacka Reachera. Ten wciągający thriller kryminalny zmusza do pędzenia przez kolejne rozdziały na złamanie karku.

Tekst: Sylwia Skorstad

książka na weekend - „Kanion śmierci”

Pięciu mężczyzn wybrało się na biwak do parku narodowego, by tam świętować wieczór kawalerski. Z wyprawy wróciło jedynie czterech. Z ich relacji wynikało, że w nocy zostali napadnięci przez pumę lub niedźwiedzia, w wyniku czego rozdzielili się. Ich historie trudno było poskładać w całość, bo żaden nie ukrywał, iż za sprawą nadmiernej ilości alkoholu niewiele z wyprawy pamięta. Długotrwałe poszukiwania zaginionego Tima, czyli mężczyzny, który szykował się do ślubu, nie przyniosły rezultatu. W każdą rocznicę zaginięcia jego ojciec, miłośnik górskich wypraw, urządza kolejną akcję poszukiwawczą. Pięć lat po zniknięciu syna planuje ostatnią.

Do poszukiwań decyduje się dołączyć Frankie Elkin, kobieta, która misją swojego trzeźwego etapu życia uczyniła odnajdowanie zaginionych. Za swoje usługi nie przyjmuje honorarium, wystarczy jej satysfakcja, a do życia niewiele jej potrzeba. Okazuje się jednak, że do trudnej, górskiej wyprawy nie da się dołączyć z marszu. Wkrótce Frankie przekona się, że natura nie wybacza błędów. I będzie to dopiero początek jej kłopotów.

Nie taka przeciętna kobieta

„Nie mam profesjonalnego przygotowania. Nie jestem byłą policjantką, prywatnym detektywem ani nikim szczególnym. Jestem tylko sobą. Przeciętną białą kobietą w średnim wieku, która nie ma majątku i nie ma czego żałować” – mówi o sobie Frankie Elkin, nie oddając sobie sprawiedliwości. Nie jest wcale taka przeciętna. Potrafi zadawać pytania i analizować uzyskane informacje. Ma cięte poczucie humoru, czym potrafi rozładować napiętą atmosferę. Potrafi też całkowicie poświęcić się sprawie, którą się zajmuje. Obsesyjnie i ze szkodą dla samej siebie. Frankie nie dba o własne bezpieczeństwo, można wręcz odnieść wrażenie, że prosi się o kłopoty, chce się ukarać za błędy popełnione w przeszłości. Kłamie, gdy twierdzi, iż nie ma czego żałować, bo żałuje zarówno długiego okresu ostrego picia, jak i emocjonalnego chłodu wobec zmarłego partnera.

Kiedy wyrusza na wyprawę mającą na celu odnalezienie szczątków zaginionego Tima, by ulżyć w cierpieniu jego rodzinie, wśród ośmiu uczestników to ona zdaje się być najsłabszym ogniwem. Wspinaczka jest mordercza, a Frankie idzie z pożyczonym sprzętem i śladową wiedzą na temat strategii przetrwania w trudnym terenie. Czytelnik wie jednak od razu, że jeśli u celu wyprawy coś pójdzie dramatycznie niezgodnie z planem, to właśnie ona poradzi sobie lepiej niż większość uczestników eskapady.

Co tam szeleści w zaroślach?

„Kanion śmierci” to powieść trochę nietypowa w porównaniu z innymi thrillerami kryminalnymi Lisy Gardner. Jedną z głównych ról odgrywa w niej natura. To ona obnaża słabości uczestników wyprawy, co autorka bezlitośnie i z rozmysłem opisuje ze szczegółami. Wychodząc z ósemką śmiałków na poszukiwanie szczątków Tima trzeba się przygotować na morderczą wspinaczkę, głód, pragnienie i chłód. Trzeba też nasłuchiwać nocą, co się dzieje wokół namiotu. Co to tam szeleści znowu w zaroślach?

Od lektury tej powieści można się nabawić psychogennych zakwasów. Co kolejna strona, to trzeba dźwigać plecak, czołgać się, przeciskać między skałami, pędzić na złamanie karku w dół albo w górę zbocza, obmywać rany w lodowatym strumieniu, szukać apteczki, szukać, noża, latarki, zapasów, kolegów… I wszystko to robi się z przyjemnością, bo akcja „Kanonu śmierci” wciąga szybko i głęboko.

Lisa Gardner, „Kanion śmierci”, Wydawnictwo Albatros

 

 

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.