„Czarne skrzydła czasu” to utrzymana w gotyckim klimacie opowieść o człowieku, który podczas najgorszej nocy w życiu zawarł umowę z tajemniczym wspólnikiem, ale mimo doskonałej pamięci nie potrafił sobie przypomnieć jej szczegółów.
Tekst: Sylwia Skorstad
William Bellman jako nastolatek znajduje zatrudnienie w przedsiębiorstwie włókienniczym stryja. Choć jego status rodzinny jest niepewny, bowiem chłopak jest owocem związku nieakceptowanego przez dziadków, to sumiennością i zaangażowaniem stopniowo zdobywa pozycję w firmie. Interesuje go każdy etap pracy w fabryce i każdy pracownik. Analityczny umysł pomaga mu szybko przetwarzać dane i oceniać, który z robotników jest nieoceniony albo jak zaplanować przyszłe inwestycje oraz wydatki. William zdobywa zaufanie stryja tak samo skutecznie i szybko, jak rękę dziewczyny, która mu się spodobała.
Kiedy życie młodego przedsiębiorcy zdaje się być na najlepszym torze, na jego rodzinę zaczynają spadać nieszczęścia. Najpierw umiera dziadek, potem ukochana matka. Kiedy zaraza odbiera mu żonę i dzieci, zrozpaczony zaczyna myśleć o samobójstwie. W noc, która miała być jego ostatnią, spotyka jednak mężczyznę w czerni i decyduje się zawrzeć z nim dziwną umowę.
Biznesy i to, co w ich cieniu
Powieści Diane Setterfield można by czytać wyłącznie dla celnych, niekiedy poetyckich, a innym razem ironicznych i pięknych w swej prostocie sformułowań. W takich słowach autorka opisuje matkę Williama, z którą Phillip Bellman ożenił się wbrew woli ojca i matki, za co został niemal wydziedziczony: „Dziewczyna była na tyle ładna, że można go było zrozumieć, i na tyle biedna, że dało się zrozumieć jego rodziców.”
„Czarne skrzydła czasu” warto jednak przeczytać z wielu innych powodów. To zajmująca opowieść o człowieku posiadającym biznesowy talent. Jego zaangażowanie nie wynika z pragnienia zdobycia majątku, pozycji ani sławy. On po prostu lubi fakt, że dwa dodane do dwóch zawsze daje cztery. W jego równaniach jest też miejsce na ludzi – aby stać się bardziej atrakcyjnym pracodawcą, zawiera umowy z piekarzem i mleczarzem, by dostarczali pracownikom śniadania. Miło czyta się o kimś, komu praca sprawia prawdziwą przyjemność, a do tego przynosi wymierne efekty i korzyści dla społeczności. William lubi mieć kontrolę nad zdarzeniami, a czytelnik razem z nim odczuwa przyjemność, gdy to się udaje.
Jeszcze ważniejsza jest jednak druga, zdecydowanie subtelniej wyartykułowana i bardziej tajemnicza warstwa tej powieści. Kryje się w niej to wszystko, nad czym nie posiadamy kontroli. Coś, czego nie da się wyrazić w liczbach i przed czym nie można się uchronić, nawet mając na koncie olbrzymie oszczędności. To, o czym zdają się wiedzieć tylko kruki, którym zdarza się patrzeć na nas, ludzi, z rozbawieniem.
Krucze skrzydła
Nad głównym bohaterem „Czarnych skrzydeł czasu” zdaje się wisieć fatum. Czy zły los prześladuje go dlatego, że jako dziesięciolatek ustrzelił z procy kruka, by popisać się przed kolegami? Czy odziany w czerń tajemniczy pan Black jest wysłannikiem z innego świata mającym dokonać zemsty za bezsensowną śmierć skrzydlatego druha? William tego nie wie, nie potrafi nawet przypomnieć sobie zdarzenia z dzieciństwa. Umysł płata mu figle również wtedy, gdy próbuje powrócić we wspomnieniach do niezwykłej umowy z niespodziewanym wspólnikiem.
Czytelnik ma szansę domyślić się prawdy przed nim. Genialnego przedsiębiorcę ściga to samo, co każdego z nas. Coś, czego nie da się rozpisać w żadnej tabeli ani wyrównać stosownym udziałem w zyskach. Przypomina o tym uśmiech pięknej córki gospodarza, chwila spędzona z przyjacielem nad szklaneczką cydru albo niezgrabny rysunek namalowany przez dziecko.
Kruki w „Czarnych skrzydłach czasu” nie są tym, czym się początkowo wydają. Kiedy nabieramy przekonania, że wiemy, czym są, po chwili dopadają nas wątpliwości. Diane Setterfield nie chce być dosłowna, rozumie bowiem, iż myślenie o krukach nie leży w ludzkiej naturze. Wydaje się nam, że łatwiej i lepiej jest dodawać dwa do dwóch. Tylko czy aby na pewno?
Diane Setterfield, „Czarne skrzydła czasu”, Wydawnictwo Albatros