Poradnik, a raczej „zachętnik” dla kobiet, by dzięki podróżom lepiej poznawać siebie, cieszyć się życiem i rozkochać w szerokim świecie.
Tekst: Sylwia Skorstad
Czytając najnowszą książkę Pauliny Młynarskiej stopniowo nabierałam coraz większej ochoty, żeby kupić kilka egzemplarzy i trzymać je w zapasie na prezenty dla tych wszystkich koleżanek, które jeszcze nie odkryły radości z podróżowania.
Jedna kopia dla przyjaciółki, która co roku uparcie jeździ do tego samego kurortu, zawsze z mężem i dziećmi i zawsze potem wraca zmęczona rutyną. Druga dla kuzynki, która boi się wychodzić ze swojej strefy komfortu, nie ufa obcym, obawia się popełniać błędy. Trzecia dla znajomej, która narzeka, że na podróże nie ma pieniędzy, choć jednocześnie regularnie przeznacza oszczędności na ciuchy i kosmetyki. I jeszcze ze dwie dla znajomych dorastających nastolatek, by spróbować wyrobić w nich głód dobrych przygód. Ale by się im wszystkim ta książka przydała!
Podróżuję, więc wzrastam
Pamiętam, jak kilka lat temu ktoś zadał mi pytanie o najszczęśliwsze chwile mojego życia. Choć czuję się spełnioną zawodowo szczęśliwą mężatką oraz dumną mamą, to na myśl nie przyszedł mi ani dzień ślubu, ani chwila narodzin potomka, czy odebrania premii w pracy. Najszczęśliwsza, spełniona, w pełni pogodzona ze sobą i światem czułam się na przykład… na prowizorycznym campingu w lesie przy autostradzie, odpoczywając po wielogodzinnym marszu.
Była bardzo późna noc. Ciemno, do domu daleko, a w niewielkim plecaku ostatnia resztka podróżniczych zapasów plus kilka złotych. I jednocześnie absolutna wiara, że wszystko będzie dobrze. Czułam, że jestem młoda, silna, zdrowa, fajna, miła i do tego mam dużo szczęścia. Świat jest pełen miłych, fajnych i pomocnych ludzi, którzy podadzą mi rękę, gdybym tego potrzebowała. Za każdym rogiem kryje się jakaś ciekawa historia, jakaś warta poznania opowieść. Czyli podręcznikowe objawy euforii towarzyszącej autostopowej wycieczce po Europie.
Młynarska pisze o tym tak:
„Każdy krok w nieznane jest kolejnym zwycięstwem, bowiem – jak zgodnie twierdzą psychologowie i przewodnicy duchowi – życie zaczyna się dopiero poza ta strefą. To tam są rozwój, przygoda, akcja, miłość, wartki nurt życia, za którym wszyscy podświadomie tęsknimy. Wystarczy odjechać parę przystanków poza dzielnicę, po której się swobodnie poruszamy (…) i już nasz organizm zaczyna płatać figle”.
Wschód słońca w nowym mieście
Autorka „Jesteś wędrówką” opowiada o własnych podróżach i towarzyszących im wzruszeniom, niespodziankom, błędom oraz pułapkom. Radzi, jak wybrać się w pierwszą podróż, odłożyć pieniądze, spakować plecak, czego unikać w trakcie wycieczki i jak otworzyć oczy na otaczający nas świat. Przekonuje, że warto pokonywać własne ograniczenia i tłumaczy, że po podróżach zostaje nam dużo więcej niż kolekcja magnesów na lodówkę.
Mam tylko jedną obawę związaną z tą książką. Nie wiem, czy mimo wysiłków autorki nie jest to pozycja głównie dla już przekonanych. Miłośniczki podróży na pewno chętnie po nią sięgną, bo odnajdą w niej potwierdzenie, że ich eskapady, często dla kogoś z zewnątrz pozbawione celu i logiki („Naprawdę chcesz wydać pół pensji, żeby pojechać za granicę i pójść tam NA SPACER???”), to słuszna droga. Dziewczyny, które wkrótce ruszą na pierwszą poważną wycieczkę, przeczytają ją na odwagę.
Jednak czy te panie, które od lat chodzą wyłącznie znanymi ścieżkami, poczują zew przygody? Obawiam się, że uznają raczej, iż „Jestem wędrówką” to książka mało treściwa, o niczym i w ogóle głupia, bo przecież wszyscy wiedzą, że podróżowanie jest niebezpieczne i najlepiej spędzać wakacje na działce. A może, na szczęście, się mylę.
„Jesteś wędrówką”, Paulina Młynarska, Wydawnictwo Prószyński i S-ka