„Frapująca żonglerka popkulturowymi cytatami” – tymi słowami można opisać nowy album belgijskiej artystki Sylvie Kreusch, który miejscami brzmi jak zanurzony w latach 60., gdy na scenie królowali The Mamas & The Papas i słynna Czwórka z Liverpoolu. Kreush zabiera słuchaczy w podróż, którą dałoby się zamknąć na kartach kolorowego komiksu. Jest o miłości i niepewności, są rewolwery i kaktusy.

Tekst: Julia Staręga

fot: materiały promocyjne

Sylvie Kreusch to artystka o pełnym kokieterii, zwiewnym i hipnotyzującym głosie. Z jednej strony przypomina zagadkową diwę podobną do femme fatale, a z drugiej to superwoman, która na „Comic Trip” udowadnia, że może być kim tylko chce i bawi się konwencją na całego.

W wieku szesnastu lat wspólnie ze znajomymi założyła zespół Soldier’s Heart wykonujący muzykę spod znaku art rocka i psychodelicznego dream popu. Szersze grono słuchaczy może kojarzyć Sylvie z działalności w Warhaus – solowym projekcie Maartena Devoldere’a – do którego dołączyła w 2016 roku po odejściu z Soldier’s Heart. Głos Sylvie wybrzmiewa tak w chórkach, jak i w pełnej okazałości na albumach, które nagrała wspólnie z Marteenem – „We Fucked a Flame Into Being”, „Warhaus” oraz „Ha Ha Heartbreak”.  Relacja Sylvie i Marteena wykraczała jednak poza świat muzyczny. Zakochali się w sobie, Maarteen napisał dla niej piosenkę zatytułowaną „Kreusch”, aż w pewnym momencie ich drogi się rozeszły. Sylvie kontynuowała solową karierę, Marteen wraz z zespołem Balthazar również. Nie pozostawali jednak wobec siebie zupełnie obojętni, co słychać w ich utworach. Każde z nich rzucało tu i ówdzie subtelnymi aluzjami do łączącej ich przeszłości („Leaving Antwerp”, „Come Around”, „You Won’t Come Around”), na które to drugie odpowiadało mniej lub bardziej kąśliwie.

Zabawa konwencją

„Montbray”, pierwszy album Sylvie, opowiada przede wszystkim o radzeniu sobie ze stratą, próbie sklejenia serca po rozstaniu i nowych początkach, które – w istocie – nadchodzą na najnowszym „Comic Trip”. Zmysłowe, dymne i mroczne brzmienia odstawiła na bok na rzecz zwrotu ku muzyce pop zabarwionej nutami country. Artystka zaprasza słuchaczy do prawdziwie komiksowej podróży balansującej między czystą zabawą a introspekcją. I tak na płycie znalazły się utwory nieco bardziej energiczne („Ding Dong”, „Comic Trip”), nostalgiczne („Daddy’s Selling Wine In A Burning House”, „Sweet Love (coconut)”) i przywodzące na myśl najlepszy amerykański film akcji z kaktusami, pustynnymi krzakami-biegaczami i rewolwerami w roli głównej („Ride Away”).

W „Butterfly” Sylvie rzuca wyzwanie ideałom piękna i dyktacie perfekcjonizmu, w który wtłaczane są kobiety. „Sweet Love (coconut)” przypomina o euforycznych emocjach towarzyszących zakochaniu, a następujący po nim „Ding Dong” napędzany perkusją i syntezatorowymi bitami to ekspresyjne wyznanie obaw związanych z miłością. Z kolei duch country pobrzmiewa w krótkim „Interlude”, „Home” i zamykającym płytę „Can’t Get It Done”. Melodie płyną niespiesznie, dużo tu brzmienia akustycznego w postaci gitar, smyczków i tamburyna, które Sylvie zręcznie przetyka subtelną elektroniką.

Hollywoodzka klasyka kina w teledyskach

„Comic Trip” muzycznie skrzy się od nawiązań optymistycznego, melodyjnego popu z lat 60., a wizualnie – do hollywoodzkiego westernu widzianego kamerą Quentina Tarantino i upudrowanego kina Wesa Andersona. Intertekstualnych odniesień jest jednak więcej. Okładka płyty przypomina nieco okładkę składanki „Cosmic Discotheque” zawierającej 12 perełek disco funku z lat 70. – polecam zerknąć i posłuchać.

Jak napisała Sylvie na swoim profilu na Instagramie (@sylviekreusch): tytułowy „Comic Trip” przenosi nas w czasy dzieciństwa, kiedy jeszcze patrzyliśmy na świat pełni zachwytu. To inspirowana lekturą komiksów brama do magicznego miejsca z dala od rzeczywistości, gdzie wszystko jest możliwe”. W teledyskach do „Comic Trip” i „Daddy’s Selling Wine In A Burning House” oko wprawnego widza z pewnością wyłapie subtelne cytaty zaczerpnięte z popkulturowej klasyki kina. Dominuje w nich pastelowa kolorystyka, marionetkowe postaci, duże kowbojskie kapelusze, garnitury, mocne kolory i groteskowo zniekształcona rzeczywistość. Całościowo przypominają dziecięcą, plastyczną imaginację, w której nie istnieją żadne ramy.

Kapitalnie obrazuje to teledysk do „Comic Trip”, w którym Sylvie jedzie pociągiem-atrapą zbudowaną z kartonu pomalowanego granatową farbą, fruwa w przestworzach niczym komiksowa superbohaterka i spada na ziemię z hukiem przerywając dzieciom zabawę w szeryfów, kowbojów i bandytów. Z kolei w „Daddy’s Selling Wine In A Burning House” Kreusch w krótkich, kruczoczarnych włosach, z przerysowanym makijażem, ubrana w koszulę i pudełkowy garnitur, wygląda niczym Mia z „Pulp Fiction”. Popala papierosa, długim krokiem przechadza się w okręgu, który z perspektywy widza przypomina zakrzywioną soczewkę kamery. Do tego raz po raz uwagę odbiorcy przykuwają przebitki na kontrastowych tłach oraz rozmycie i matowość charakterystyczne dla analogowych nagrań. To frapująca żonglerka popkulturowymi cytatami i przypomnienie, że każdy z nas ma w sobie pierwiastek dziecięcej wyobraźni.

 

 

 

 

 

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.