Z Krakowa do Walencji, czyli o motocyklowej wyprawie po przygodę i nowy rozdział życia. Jak, nie dosięgając nogami do ziemi, zakochać się w dwóch kółkach – rozmawiamy z Kasią Pastuszak.
Rozmawiała: Magdalena Pomykała
Zdjęcia z prywatnego archiwum Kasi Pastuszak
Magdalena Pomykała: Skąd fascynacja motocyklami?
Kasia Pastuszak: Motoryzacja pasjonowała mnie od dzieciństwa, jednak długo moja uwaga skupiła się na czterech kółkach. Wcześnie zrobiłam prawo jazdy, bawiło mnie testowanie możliwości rożnych samochodów na górskich drogach rodzinnych okolic Karkonoszy. Już wtedy podziwiałam motocykle, ale raczej z daleka
I nagle, krótko po 30. urodzinach, zobaczyłam w telewizji urywek filmu dokumentalnego o motocyklistach i powodach, dla których wybrali jednoślady. Bardzo mnie poruszył. Dodatkowo, mój ówczesny partner również dużo mi o motocyklach opowiadał. I tak zakochałam się w dwóch kółkach.
Od razu przesiadłaś się na motocykl?
Nie, nie od razu. Ale prawie od razu kupiłam motocykl. A zaraz potem zapisałam się na kurs prawa jazdy.
Najpierw próbowałam jeździć na starym Suzuki GS500 – to była jednak zbyt duża maszyna. Potem była Honda CBR125R, nazywana przeze mnie pieszczotliwie BejbiZebra, mały odpowiednik sportowych modeli Hondy. Następnie do garażu zajechała moja ukochana Czarna Mamba – Kawasaki Ninja 250. Choć był to motocykl sportowy, z powodzeniem pakowałam na niego namiot i karimatę. Jeździłam po Polsce w pojedynkę, kiedy tylko nadarzyła się okazja: 5000 kilometrów, kilka zlotów motocyklowych i niezliczone ilości przepięknych widoków, które powodowały, że krzyczałam ze szczęścia i zachwytu pod kaskiem.
A skąd wziął się Benek – bohater Twojej historii opowiadanej na profilu Facebooku?
Po kilku wyprawach zapragnęłam pojazdu, którym będę mogła wygodnie pokonywać dużo większe odległości. Na pewnym babskim zlocie poznałam Kasię z Nowego Sącza, która akurat miała na sprzedaż mój wyśniony model – BMW f650gs w idealnym stanie! Do tego żółty! To było przeznaczenie, kupiłam go już następnego dnia. Ksywka „Benek”, choć zainspirowana pierwszą literą w nazwie, nie ma jakiegoś specjalnego znaczenia. Po prostu pasowała do niego od początku.
To model bardzo uniwersalny, świetny zarówno na asfalcie, jak i w terenie. Jest spory, dzięki czemu można na niego więcej zapakować, a jednocześnie na tyle niski, że prawie dosięgam do ziemi nogami. Oprócz tego ma bak pod siedzeniem, a nie z przodu – dzięki czemu ma nisko środek ciężkości i można nim łatwiej manewrować. No i jest bardzo ekonomiczny.
Opowiedz nam o pomyśle na wyprawę do Hiszpanii.
Chciałam dokonać czegoś, co mnie zahartuje i w czym sprawdzę swoje możliwości. Samotny wyjazd na motocyklu, który waży prawie cztery razy tyle co ja (z bagażem nawet więcej) – to było ciekawe wyzwanie. A Hiszpanię kocham od zawsze i często tam wracam. Od gimnazjum hobbystycznie uczyłam się hiszpańskiego, potem przez rok studiowałam filologię hiszpańską, jeździłam tam do pracy jako pilot wycieczek. I zawsze w mojej głowie był plan, że tam w końcu zamieszkam.
W planie miałam dojechać do Walencji, spędzić tam 2 tygodnie, następnie objechać dookoła Hiszpanię i wrócić na kołach do Polski.
Jednak te plany zmieniły się dość diametralnie, gdy – prawie na samym początku wyprawy – mój ówczesny partner postanowił zakończyć nasz związek. Stwierdziłam wtedy, że w zasadzie nie mam po co wracać do Polski. Postanowiłam wykorzystać tę podróż, aby zbadać możliwości wyjazdu do Walencji na stałe. Co prawda przez pierwsze dni byłam w szoku i trudno było mi się pozbierać. Jednak pomyślałam, że w końcu będę tam, gdzie zawsze chciałam i zrealizuje marzenie mojego życia. Dzisiaj jestem naprawdę wdzięczna, że wydarzenia potoczyły się w taki sposób i w tym właśnie momencie.
Jak przebiegła sama podróż?
Jadąc przez Niemcy i Francję (nie bez przygód – na przykład złamałam klamkę sprzęgła pod Norymbergą), dotarłam w kilka dni do Hiszpanii. A tam moja trasa wiodła przez Walencję, Alicante, Albarracin, Canon del Rio Lobos, Unquera, Serantes, Zamora, Cordoba, Roquetas de Mar i z powrotem do Walencji. W sumie, od wyjazdu z Krakowa, pokonaliśmy z Benkiem 7 460km w miesiąc z kawałkiem. Nie jest to specjalnie długa trasa, ale za to jakie widoki i ile zachwytów po drodze!
Twoje najlepsze wspomnienie z drogi to…?
Zdecydowanie przejazd przez góry Kantabrii i Asturii – Picos de Europa. Były momenty, że jadąc – płakałam ze szczęścia.
Drogi były kręte i wąskie, niemal jak ścieżki rowerowe. Ściana gór wznosiła się tak wysoko, że nie było widać, gdzie się kończy. A gdy wyjeżdżało się z tych kanionów – rozpościerał się widok na morze gór i szczyty spowite puchem mgły. Niesamowite wrażenie.
W podróży, całkiem nieoczekiwanie, pojawił się także ktoś całkowicie wyjątkowy, kto towarzyszył mi duchem przez całą drogę, wpierał, kibicował… Być może to już początek nowego rozdziału.
Masz już w planach kolejne trasy?
Organizacją wypraw chcę się teraz zajmować zawodowo, co wynika poniekąd z mojego wcześniejszego doświadczenia.
Prywatnie, gdy już wystarczająco „nasycę się” Hiszpanią, mam planach samotny wyjazd motocyklowy do Wietnamu. A później inne azjatyckie kierunki: Laos, Kambodża, Chiny, Indie. Ciągnie mnie w te regiony.
Gdy nie będę w podróży – zapraszam do Walencji. Oprócz wypraw motocyklowych zaproponuję wakacje wśród winorośli z degustacją lokalnych win, obozy językowe, wyjazdy sportowe dla wielbicieli kite-surfingu, jazdy na rowerze czy paralotni. A także organizację imprez na indywidualne zamówienie.
Chcę podzielić się moją miłością do tego kraju ze wszystkimi, którzy mają ochotę tu przyjechać i dać się ponieść hiszpańskiej przygodzie.
P.S. Motocyklowa wyprawa przez Hiszpanię odbyła się w ubiegłym roku. Po skończonej podróży Benek został już w Walencji, a Kasia dołączyła do niego na stałe w listopadzie. Jeśli chcecie poznać ich dalszą historię – spójrzcie na profil na Facebooku: Nie dosięgam do ziemi
Jesteś niesamowita wielkie brawa.
Zaszczytem byłoby spotkać Cię gdzieś na trasie
Podziwiam, życzę żelaznej wytrwałości, no i spełnienia wszystkich marzeń ZbignieF