Amerykańska pierwsza dama podróżuje po Europie, promując swoją biografię. Miałam okazję uczestniczyć w jednym z takich spotkań z Michelle Obamą.
Tekst: Sylwia Skorstad
Biografia byłej pierwszej damy Stanów Zjednoczonych pod tytułem „Becoming. Moja historia” sprzedała się jak dotąd w 10 milionach egzemplarzy. Czemu ta książka tak bardzo interesuje czytelników? Nie tylko dlatego, że opowiada o codzienności żony jednego z najpotężniejszych polityków na globie. Kobiety z różnych stron świata szukają w niej inspiracji do przekraczania własnych granic, robienia kariery, godzenia życia rodzinnego z zawodowym, lepszego wyrażania siebie albo zacieśniania relacji z najbliższymi. Szukając sposobu na to, jak stać się kimś lepszym, zwracają się po radę do tej, która stała się symbolem zmiany i udowodniła, że można niemal wszystko.
Michelle Obama właśnie odbywa europejską trasę promocyjną, w ramach której spotyka się z czytelnikami w Kopenhadze, Sztokholmie, Oslo, Londynie, Paryżu i Amsterdamie.
Miałam okazję uczestniczyć w spotkaniu, jakie odbyło się 11 kwietnia w Oslo.
Wejście z amerykańskim przytupem
Przyzwyczajona do kameralnych spotkań z autorami w mojej lokalnej bibliotece, poczułam się nieco przytłoczona oprawą spotkania z amerykańską pierwszą damą. Na hali Oslo Spektrum wielotysięczna widownia, a wśród niej norwescy celebryci, politycy i przedstawiciele mediów. W oczekiwaniu na gwiazdę głośna, rytmiczna muzyka, taniec świateł reflektorów i rodzinne zdjęcia Obamów na telebimach. Potem zapowiedź pierwszej damy bardziej przypominająca anonsowanie boksera przed walką niż prezentację skromnej prawniczki przed dialogiem, który nazwano przecież „intymną rozmową”.
Przyznaję, irytowała mnie prowadząca dyskusję z Obamą komiczka Phoebe Robinson. Była zbyt głośna jak na mój gust i odrobinę za bardzo wyluzowana, jak na rangę wydarzenia. Co gorsza, co chwila gestami zachęcała publiczność do klaskania, co budziło we mnie przekorę. „Będę klaskać, kiedy zechcę” – burmuszyłam się.
Czekając zatem na wejście pierwszej damy, czułam rosnące obawy. Czy czeka mnie tu za głośny i za długi wieczór? W myślach zaczęłam wyliczać słabe strony książki. „Becoming. Moja historia” to biografia interesująca, ale z dłużącymi się fragmentami. Niektóre opowieści, na przykład te o osobach znanych z dzieciństwa, zdają się pozbawione puenty, książka mogłaby się spokojnie bez nich obyć. Domyślam się, że dla Amerykanów wszystko, co dotyczy Michelle Obamy, jest fascynujące, jednak europejskiego czytelnika mało interesuje, jak miał na imię piesek koleżanki ze szkolnej ławki.
YES, she can!
Wystarczyło 5 minut z Michelle Obamą, bym zdała sobie sprawę, że co kilka zdań bezwiednie przytakuję jej głową. Podobało mi się, jak mówiła o edukacji, podróżach po świecie, kobietach, macierzyństwie, małżeństwie, karierze, relacjach z ludźmi, potrzebie tolerancji. Wszystko mi się w jej słowach podobało. Była pierwsza dama jest błyskotliwa, mądra, życiowo doświadczona, zabawna i co najważniejsze, potrafi trafiać prosto w sedno.
W Oslo namawiała rodziców, by byli ostrożni w sugerowaniu dzieciom ścieżek kariery.
– Kiedy masz siedem-osiem lat i dorosły pyta cię, kim chcesz zostać w przyszłości, to czujesz się w obowiązku coś odpowiedzieć. W rzeczywistości nie masz zielonego pojęcia, kim chciałabyś zostać, przecież masz, do licha, siedem lat! W końcu oznajmiasz, że lekarką albo prawniczką. Dorosły odpowiada, że to wspaniale i zdajesz sobie sprawę, iż udzieliłaś poprawnej odpowiedzi. Nie wiesz nawet w przybliżeniu, co robi lekarz, ale dorosły wydaje się szczęśliwy, więc brniesz dalej.
Obama apelowała do starszych, by uświadamiali młodszym pokoleniom, że życie jest bardzo długie i złożone z wielu etapów. Warto próbować różnych rzeczy, zrobić sobie rok przerwy po szkole średniej, zmieniać pracę. Wszystko po to, aby nie podejmować przełomowych decyzji w wieku, w którym jeszcze niewiele o sobie wiemy.
– Świat się zmienił, nasze pokolenia stają przed innymi wyzwaniami niż wcześniej. Mój dziadek i ojciec pracowali całe życie w tych samych firmach. Na koniec dostali po złotym zegarku i emeryturze. Dzisiejszy rynek wymaga nie lojalności, a elastyczności – przekonywała pierwsza dama. – Po pięciu latach w tej samej firmie zaczynasz odczuwać stagnację. Nie bój się zmian, ostatecznie wyjdą ci na dobre.
Potem podzieliła się z publicznością wyznaniem, że sama zbyt późno zorientowała się, iż kariera prawniczki nie była jej prawdziwym marzeniem. Dziś cieszy się, iż mogła z niej zrezygnować, zanim stała się zgorzkniałą kobietą.
Matka i żona
Autorka „Becoming. Moja historia” mówiła też w Oslo o życiu matki i żony. Pytana o to, jak po wielu latach małżeństwa udaje się jej podtrzymać gorące uczucie do męża, odparła:
– Weźcie pod uwagę, że widzicie tylko to, co chcemy wam pokazać. Przecież nie udostępnimy wam zdjęć tego, jak rzucam się Barackowi do gardła! Trzeba pamiętać, że małżeństwo to proces złożony z wielu faz. Najpierw myślisz, że on jest słodki. Potem zostajesz matką i zaczynasz go nienawidzić. Patrzysz na swoje dziecko i myślisz: „Naprawdę takiego tatę ci wybrałam?!”. Patrzysz na niego i myślisz: „Stary to ma być podział 50:50? Poważnie? Ja tu widzę co najwyżej 10!”
Michelle Obama przekonywała z humorem, że dzieci wiele zmieniają w związku dwojga ludzi. To wyzwanie być rodzicem niemowlaka, tak samo jak przedszkolaka lub nastolatka.
– Dzieci doprowadzają cię do szału. W wieku nastu lat są absolutne przekonane, że jesteś głupia. Najchętniej by cię zamordowały. Nie możesz przestać ich kochać, nie możesz się ich pozbyć, więc część frustracji kierujesz na męża, no bo na kogo innego? I dopiero, gdy się w końcu wyprowadzają, odkrywasz na nowo, że on jest naprawdę słodki.
Żona czterdziestego czwartego prezydenta Ameryki nie powiedziała tego wprost, ale dało się odczuć, iż z mężem łączą ją sarkastyczne poczucie humoru, umiejętność dostrzegania jasnych stron w każdej sytuacji i rzadki talent do nazywania rzeczy po imieniu. W jednej z najzabawniejszych opowieści wieczoru wspominała ich pierwsze spotkanie i zderzenie swoich oczekiwań z rzeczywistością. Z opowieści kolegów spodziewała się nudnego przeciętniaka, który jest zdolny „jak na czarnego”. Na spotkaniu z nią stawił się charyzmatyczny, czarujący i pewien siebie mężczyzna.
Dużo miłości można wyrazić między słowami.
Kobiety, mężczyźni, my
Publiczność w Oslo najbardziej żywo reagowała na wszystkie fragmenty rozmowy dotyczące równouprawnienia. Oklaskami nagrodzono wywód dotyczący traktowania kobiet w miejscu pracy:
– Jeśli jesteś kobietą, to nie wystarczy, że będziesz mówić, iż jesteś za równouprawnieniem. Traktuj dobrze swoje koleżanki w pracy, słuchaj, co mają do powiedzenia, nie podważaj ich kompetencji, okaż im zaufanie. Ucz swoje córki wyrażać opinie. Weź pod swoje skrzydła kobiety młodsze od ciebie, pokaż im dobrą drogę, pomóż otwierać kolejne drzwi. Pewnego dnia staną się mentorkami dla innych.
Pierwsza dama wspomniała grupy uczniów i uczennic, które wraz z mężem zapraszała na staże do Białego Domu. Obamowie spotykali się z nimi co tydzień, by porozmawiać o zadaniach, jakie regularnie przydziela im prezydencka administracja.
– Po kilku miesiącach ci wspaniali, wchodzący w dorosłość ludzie, czuli się u nas jak w domu, a nas traktowali jak starszych kolegów. Miałam przekonanie, że jeśli potrafią zrobić wywiad ze mną, to już nigdy nie będą się nikogo bać, chętnie podejmą się każdego wyzwania.
Równie entuzjastycznie Norwegowie zareagowali na wywód pierwszej damy na temat mężczyzn. Michelle Obama jest zdania, że podczas, gdy dzisiejszy świat oferuje kobietom coraz więcej szans i ról do wyboru, mężczyźni mają w społecznym odczuciu tylko dwie drogi – być twardzielem albo nikim.
– Jako facet masz być zwycięzcą – kpiła ze stereotypów. – Jak ci się nie uda, to jesteś nieudacznikiem. Dziękuję bardzo za taki wachlarz możliwości! Dlaczego nie szanujemy na przykład dobrych ojców? Czemu nie gloryfikujemy wspaniałych mężów? Czy nie czas, abyśmy okazywali szacunek tym facetom, którzy mają ochotę sprawdzić się w czymś innym niż rekin biznesu albo żołnierz?
Świat bez strachu
Mówiąc o tym, czego nauczyły ją liczne podróże, Michelle Obama stwierdziła, że przekonania, iż na każdym zakątku globu żyją dobrzy ludzie. Opowiadała o tym, iż świat pełen jest unikatowych społeczności zdolnych do tworzenia rzeczy pięknych i wielkich.
– Są tacy, którzy lubią nas przekonywać, że powinniśmy się siebie nawzajem obawiać. To im się opłaca. Nie wierzcie im. Byłam w tak wielu zakątkach świata, spotykałam się z ludźmi o tylu odcieniach skóry, tylu wyznaniach i przekonaniach, że nie mogłabym ich zliczyć i proszę, uwierzcie mi, nie ma się czego bać.
Pierwsza dama przytoczyła fragment własnej biografii. W 1970 jej rodzina przeprowadziła się z biednej do bogatszej dzielnicy Chicago. Z czasem w okolicy pojawiało się coraz więcej czarnoskórych, co sprawiło, że biali sąsiedzi zaczęli się wyprowadzać. Obawiali się przed spadku cen nieruchomości i złego sąsiedztwa.
– Ludzie się mnie bali. Mnie, Michelle Obamy. No popatrzcie na mnie – mówiła pierwsza dama ze śmiechem. – Nie jestem groźna.
Notatki z lotniska
Osobom odpowiedzialnym za oprawę trasy amerykańskiej pierwszej damy wybaczam niepotrzebną bombastyczność. Biografii odpuszczam dłużące się fragmenty. Ochroniarzom przy drzwiach, że zajrzeli w każdą kieszonkę mojej torby. Warto było przelecieć kilkaset kilometrów, a potem spędzić noc w hotelu przy lotnisku i zerwać się bladym świtem na poranny samolot.
To było inspirujące, pełne bardzo dobrej energii spotkanie z liderką, przez którą przemawia życiowa mądrość, pasja i empatia wobec innych. Chciałabym, żebyśmy do reprezentowania nas potrafiły wybierać właśnie takie kobiety, jak Michelle Obama.