W Walii zwykło się o nich mówić „duma narodowa”. Stereophonics, którzy na scenie są od blisko trzydziestu lat, podbijają muzyką serca fanów lekkiego, gitarowego grania z całego świata. Trudno, by było inaczej. Zespół ma smykałkę do tworzenia piosenek, które bez większego trudu notowane są na listach przebojów i tak chętnie grane w największych rozgłośniach radiowych. Pogodny indie-rock zawsze się sprawdza, szczególnie gdy potrafi wzruszyć do łez.

Tekst: Julia Staręga 

materiały prasowe Universal

Na przestrzeni lat brzmienie Stereophonics ewoluowało, dryfując po oceanie dwóch głównych estetyk. Szczególnie na początku lat 2000. subtelnie puszczało oko do amerykańskiego grunge’u spod znaku The Smashing Pumpkins i Nirvany oraz żywiołowego, zwartego rock’n’rolla. Muzykom jednak od zawsze było blisko przede wszystkim do grania melodyjnego, lekkiego i szczerego. Gitarowe piosenki z refleksyjnymi tekstami o dużym potencjale hymnicznym są tym, za co pokochali ich słuchacze.

Nie zabrakło ich na wydanym w kwietniu tego roku najnowszym, trzynastym już wydawnictwie „Make ‘em Laugh, Make ‘em Cry, Make ‘em Wait”. Przy pierwszym, pobieżnym przesłuchaniu płyty można odnieść wrażenie, że nic nowego na niej nie znajdziemy. Wkrada się tu schemat znany i typowy dla większości kapel grających mainstreamowego rocka, a jednak podany w stylu charakterystycznym dla współczesnego Stereophonics. Ma w sobie szczyptę indie-rockowego pazura i popowej przebojowości wiodącej na stadiony. W tej mieszance, nie ulega wątpliwości, że czarującej, można zasłuchać się na dobre.

Powodów do śmiechu, płaczu i zawieszenia w oczekiwaniu jest kilka

Na „Make ‘em Laugh, Make ‘em Cry, Make ‘em Wait” nie zabrakło chropowatych, mięsistych riffów podkręconych perkusyjnymi wariacjami, odlegle kojarzącymi się z kultowym „War Pigs” od Black Sabbath. Są też typowe, rockowe ballady, tak zwane przyjemne „czasoumilacze”, które stanowią trzon płyty. To m.in. „Seems Like You Don’t Know Me”, wzbogacone smykami „Colours Of October” i rzewne, napędzane gitarą akustyczną „Feeling Of Falling We Crave”. Idealne na poranki, gdy chce się śmiać, a także na popołudnia, gdy łzy nie mieszczą się pod powiekami. Na samotne wieczory, gdy serce pęka i na świty pełne beztroski, gdy każdy, najbardziej spontaniczny plan wydaje się możliwy do zrealizowania. Są też kawałki, które brzmią, jakby zostały celowo skrojone pod samochodowe wycieczki trwające bez końca, jak nośne, kołyszące radośnie „There’s Always Gonna Be Something”, „Make It On Your Own” czy „Mary Is A Singer”. By oddać klimat każdego z nich, wystarczy wyobrazić sobie podobny do tego obrazek: usta rozciągają się w szerokim uśmiechu, noga mimowolnie przytupuje, palce zaciskają się na skórzanej tapicerce z ekscytacji, a za oknem pędzącego auta rozciąga się kwiatowa polana. Jedyne zmartwienie na popołudnie to wybór idealnego miejsca na szybki postój i lunch. Zmącić je mogą tylko brak paliwa, nagła ulewa, niespodziewana wiadomość o zerwaniu i piętrzące się setki pytań, jak na nowo poskładać swoje życie, gdy nic nie idzie tak, jak powinno.

Introspektywne teksty, w których wokalista i lider zespołu Kelly Jones przybliża migawki z życia, skłaniają do frywolnego fantazjowania: o miłości, o przyjaźni, o marzeniach i szukaniu sensu. Pięknie komponują się z niespiesznymi, dającymi nadzieję gitarowymi melodiami, których słucha się z przyjemnością. O nudzie mówić więc nie można. W końcu Stereophonics, ci dorośli chłopcy z Walii z gitarami, dobrze wiedzą, jak napisać szereg dobrych piosenek, które przypominają soundtrack do filmu zwanego codziennością.

 

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.