Ten rok należy do gwiazd z Wysp. Zaczynały w latach 90., a dziś przeżywają drugą młodość. Massive Attack wystąpili na Openerze z, jak zawsze, angażującym i dosadnym przekazem, Suede szykują nowy album, bracia Gallagher pogodzili się po 15 latach i tym samym kultowy Oasis wrócił do gry, a Pulp po 24 latach wydał nowy album o wymownym tytule „More”. Czy może być lepiej?

Tekst: Julia Staręga

Pulp, założony w 1978 roku przez Jarvisa Cockera, zyskał rozgłos po prawie piętnastu latach za sprawą niepokornej, nieco skandalicznej natury Cockera oraz poprzez podczepienie się pod rozpędzoną lokomotywę z britpopem. Pulp idealnie wpasowali się ze swoją muzyką w odpowiedni moment, którym była krótka, ale znacząca dla historii eksplozja ruchu Cool Britannia. To wtedy, na początku lat 90., gdy młodzi nostalgicznym wzrokiem oglądali się na swingujący Londyn lat 60., zawiązały się grupy Blur, Suede i Oasis, które odświeżyły brytyjską scenę muzyczną. Kilka lat później znajdowały się w pełni rozkwitu, a ich single zdominowały listy przebojów. Britpop, który serwowali, cechowała młodzieńcza radość i szczeniacka swawola stojąca w kontrze do nihilistycznego, amerykańskiego grunge’u. Gatunek ten „miał w sobie coś z psotnika – ale w przeciwieństwie do kapryśności grunge’u, był bezczelny, a nie jęczący, zabawny i optymistyczny, a nie ponury i użalający się nad sobą” – czytamy na stronie newstatesman. Zamiast złościć się i udręczać, młodzi chwycili za gitary i mikrofony i melodie, przeważnie pogodne, zaczęły wylewać się z głośników.

Ekipa z Pulp dołączyła do nieco młodszych rockowych kolegów dość szybko i dziś wszyscy zaliczani są do „wielkiej czwórki”, która powołała najntisowy britpop do życia. Nim to nastąpiło, członkowie zespołu musieli się trochę natrudzić. Ich pierwsze płyty przeszły w świecie muzycznym bez większego echa. Dopiero wydana w maju 1995 „Different Class” z kontrowersyjnym singlem „Sorted for E’s and Wizz” i satyrą na podziały klasowe „Common People”, a także kontrowersje wokół Cockera, tak chętnie wyciągane na wierzch przez brytyjską prasę brukową, przyczyniły się do rozpoznawalności zespołu. Płyta pobiła wszelkie rekordy sprzedażowe, a Pulp miesiąc po jej premierze za sprawą przypadku zagrał na festiwalu Glastonbury zastępując formację The Stone Roses.

Zanim Pulp zniknęli na prawie ćwierć wieku, wydali „We Love Life”, a Jarvis wypuścił trzy płyty pod własnym nazwiskiem. Po latach grupa wróciła do koncertowania w 2023, a zainteresowanie ich występami okazało się na tyle duże, że trasę zakończyli w 2024 przystankiem w Los Angeles. Zdecydowanie wielu fanów czekało na ich powrót i, jak Cocker przyznał w wywiadzie dla BBC, najnowsza płyta „More” powstała m.in. w efekcie ciepłego przyjęcia powrotu Pulp na scenę. Wydaje się, że zespołowi było to bardzo potrzebne.

Daremny wyścig z czasem

Członkowie Pulp, teraz starsi o ponad 20 lat, dźwigający na plecach nowy bagaż życiowych i twórczych doświadczeń, na „More” oddają słuchaczom piosenki, które są kwintesencją tego, co w brytyjskim rocku najlepsze. Płyta brzmi tak świeżo i energicznie, jak gdyby o żadnej, długiej przerwie w karierze nie było mowy. Dostajemy materiał kompletny i jakościowy, do którego miło wracać, a jeszcze milej zapętlić na odtwarzaczu i oddać się przyjemności płynącej ze słuchania. Nastrojowe ballady muzycy przeplatają kawałkami, w których wiodące są pulsujące gitarowe riffy dopełniane przez przestrzenne partie orkiestrowe (warto tu wspomnieć o znakomitym, natchnionym „Slow Jam”). Jarvis na „More” i śpiewa, i melorecytuje, skupiając się w tekstach na podsumowaniu swojego życia i oswajaniu zbliżania się do nieuchronnego końca, od którego próbuje uciec, daremnie ścigając się z czasem. Ani na moment nie robi się jednak ciężko. Emocje i przemyślenia Cocker opakowuje w zgrabne, rozległe opisy, a gdy używa metafor, to podaje je tak klarownie, jakby rozmawiał z najlepszym, wieloletnim znajomym. Być może wpływ na zawoalowaną tu i ówdzie tematykę vanitas ma nie tylko wiek Jarvisa, ale też śmierć Steve’a Mackeya w 2023, długoletniego basisty zespołu, któremu koledzy zadedykowali płytę.

„Życie jednak musi być czymś wypełnione, więc rusz się i znajdź coś do kochania”

Tymi pogodnymi słowami Cocker rozpoczyna balladę „Hymn Of The North”. Z sentymentem spogląda też w stronę miłości – tej która była, jest i będzie, bo przecież „Gdy miłość znika, znika też życie”, jak zaznacza w „Got To Have Love”. Na płycie ma ona wiele odcieni. Przejawia się w związkach dawno zakończonych („Background Noise”), relacjach odartych z erotycznej głębi i wreszcie w świadomości, że tylko ona jest tym, do czego człowiek naprawdę powinien w życiu dążyć.

 

 

 

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.