Tegoroczne zestawienie płyt, które można podarować na Mikołajki, może zaskoczyć. Dużo rocka, klasyki w nowej odsłonie i brzmień, które nie męczą uszu, a zachęcają do zajęcia wygodnego miejsca w ulubionym fotelu z herbatą. Okres świąteczny to w końcu jeden z lepszych momentów na słuchanie muzyki w skupieniu. Oto 5 wyjątkowych płyt wartych uwagi.
Tekst: Julia Staręga

1. Dla fanów alternatywy w nowej odsłonie – Kasia Lins, „Obywatelka K.L.”
„Odmrażanie” klasyków to zadanie, które nie należy do najłatwiejszych: łatwo przedobrzyć lub nie dociągnąć (a, nie ukrywajmy, kompozycje Grzegorza Ciechowskiego niektórym wryły się w pamięć z dokładnością co do nuty). Kasia Lins w swojej pracy (od)twórczej stanęła dokładnie pośrodku. Nie próbowała ulepszać i tak kapitalnych, dobrze znanych utworów, a opowiedzieć przy ich pomocy nową, muzyczną historię. To nie płyta z coverami, a wyraz szacunku do twórczej spuścizny Grzegorza Ciechowskiego. Dodatkowo – dzięki niej młodsi słuchacze mogą się z nią, być może po raz pierwszy, zapoznać.
Na albumie „Obywatelka K.L.” Kasia Lins wzięła na warsztat 13 najpopularniejszych utworów Obywatela G.C. i Republiki, które ubrała w nowe aranżacje: wyrastające z alternatywnego korzenia, czasem brzmiące z lekka klubowo, częściej jednak dość post-punkowo i rockowo. Są tu nisko osadzone, rozedrgane gitarowe riffy, syntezatorowe sprzęgania i toczące się jak walec partie perkusyjne – powściągliwe, ale nadal brzmiące masywnie. Lins swoim wokalem tchnęła w nie nieco neurotycznego i romantycznego ducha, znanego zresztą z jej poprzedniego projektu „OMEN”. Dużym zaskoczeniem dla wielu na płycie „Obywatelka K.L.” okazał się singiel „Zasypiasz sama” – mniej znany niż sztandarowe, by nie powiedzieć mainstreamowe, kompozycje. W wersji oryginalnej utwór znalazł się w reklamie telewizyjnej wydawnictwa Harlequin. Dziś, za sprawą interpretacji Lins, w warstwie tekstowej utwór napisany z perspektywy mężczyzny-pożądliwego podglądacza ożywa na nowo i przemawia po stokroć mocniej. Moim zdaniem to wystarczające potwierdzenie ponadczasowości kompozycji i tekściarskiego zmysłu Ciechowskiego.

Kup: Kasia Lins – „Obywatelka K.L.” CD w muzyka.sklep.pl
2. Dla tych, którzy w muzyce szukają romantycznego rozmarzenia – The Favors (Finneas, Ashe) „The Dream”
Finneas (Finneas Baird O’Connell) wraz z Ashe (Ashlyn Rae Willson) połączyli siły. W duecie w końcu zawsze jest raźniej i piękniej. Jako The Favors nagrali debiutancki album „The Dream”, na którym dominuje romantyczny, duszno-słodki storytelling – podobny do tego, jaki pod koniec lat 60. uprawiali Nancy Sinatra i Lee Hazlewood. Muzycznie z kolei można byłoby pokusić się o przywołanie kultowego już „Rumours” od Fleetwood Mac, gdy zespół po zmianie składu na dobre odszedł od bluesowej stylistyki na rzecz melodyjnego pop-rocka. Członkowie The Favors wzajemnie się uzupełniają: barwami głosu i niewymuszonym, szczerym artykułowaniem emocji. Prowadzą ze sobą dialog w myśl formuły call and response, a gdy już się spotykają, to ich wspólne harmonie w refrenach piosenek „The Little Mess You Made”, „The Hudson” czy bezbłędnym „Moonshine” prawie wyskakują z głośników. Całość prowadzą rozbudowane, ciepłe melodie, subtelne jazzowe cytaty, popowy groove wyjęty z lat 70. i bijące pod całą tą warstwą rockowe serce. Wszystko gra tu wprost pięknie i płynie w takim samym tempie, w jakim zakochani kołyszą się w salonie w świąteczny wieczór – powoli. Piosenki z albumu „The Dream” są niemalże skrojone pod słuchanie na winylu, więc zróbcie sobie tę przyjemność i odkurzcie gramofon.

Kup: The Favors „The Dream” LP w studiowinylowe.pl
3. Dla tych, którzy cenią wysmakowane teksty z wymagającym, ascetycznym brzmieniem – Variete „Sieć Indry”
Grzegorz Kaźmierczak, mistrz słowa, w tym roku wraz z zespołem Variete (Wojciech Woźniak – gitara basowa, Jacek Buhl – perkusja, Radosław Urbański – gitara, Sławomir Abramowicz – saksofon) zaprezentował słuchaczom nowy album. Formacja-prekursor polskiego cold wave’u, jest znana z wycieczek w te rejony, szczególnie na początku twórczości („Nowy Materiał”, „Variete”), przez wariacje free-jazzowe („Piosenki kolonistów”), aż po transowe – nawiązujące do trip-hopu, nurzające się w gęstym, elektronicznym sosie. Najnowsza, siódma płyta zespołu, zatytułowana „Sieć Indry”, zawiera 9 utworów, które miażdżą jak taran, a jednocześnie czarują swoją senną aurą. Jazzowe frazy grane na trąbce wciskają się nieznośnie w uszy, a ascetyczne, elektroniczne tło z wybijającym się bulgoczącym basem i grzechoczącymi talerzami perkusyjnymi potęgują wrażenie bycia na odległej muzycznej planecie w innej galaktyce. Takiej, na której wszystkie chwyty i rozwiązania są dozwolone.
Kaźmierczak w charakterystycznym dla siebie stylu bardziej deklamuje niż śpiewa. Opowiada historie, które kipią od emocji. Spirali, w której poczucie uwięzienia, zagubienia i na powrót szukania sensu i spokoju zazębiają się w zażartym, nierównym tańcu. Warstwa muzyczna mu wtóruje i uwypukla sens tekstów – dekadenckich, ale przy tym otwierających oczy na nową perspektywę. Utwory zespołu mają własny hipnotyzujący, nieco poszatkowany rytm i zdecydowanie warto oddać się im w pełni. Słuchanie na wyrywki się tu nie sprawdzi.

Kup: Variete „Sieć Indry” LP w mystic.pl
4. Dla tych, którzy lubią punkową energię – Turnstile „Never Enough”
Punk-rockowa ekipa z Los Angeles, która w te wakacje zawładnęła Letnią Sceną Progresji, nabiera rozpędu i zyskuje miano jednej z hałaśliwej brzmiących i zarazem melodyjnej grupy w świecie rocka, punka i hardcore’u. Na płycie „Never Enough” mamy miks Rage Against The Machine, melodyjność Magazine i Killing Joke razem wziętych i zadziorność Biohazard. Muzyka Turnstile kryje w sobie potencjał niespożytej energii charakterystycznej dla młodych buntowników oraz klawiszową melodyjność, której u wielu punkowców – w myśl sloganu „trzy akordy…” – się nie spotyka. To bez dwóch zdań przemyślana, płyta. Mimo że nie do końca odkrywcza gatunkowo, nie musi być wywrotowa, by była dobra. Każdy utwór zaskakuje pozytywnie pod kątem nastroju i rozwiązań rytmicznych. Dzieje się tu niesamowicie dużo. Perkusja chodzi jak maszyna, dętki dodają uroku, a ostre podziały rytmiczne zdają się ciąć utwory jak brzytwa. Gdy riffy gitarowe są rozpędzone do tego stopnia, że wydaje się, że już szybciej i intensywniej być nie może, wkracza wokal: to rycząco-krzyczący, to wędrujący w przestrzeniach bardzo przyjemnego dla ucha pop-piosenkowego tonu. Tytułowy utwór „Never Enough” odznacza się hymnicznym, stadionowym refrenem – niech nie zwiedzie was ta lekkość, rockowy pazur i tak tu wybrzmiewa. Przeciwwagą do niego jest „Birds” – początkowy gitarowy i perkusyjny hardcore’owy harmider w miarę trwania utworu się strukturyzuje: do akcji wkracza przekrzyczany, ale jeszcze nie growlujący wokal i ściskający całość solidny, dudniący riff. Ci, którzy na koncertach zdarli niejedne glany, podarli ulubione skóry i zgubili kilka naszywek, z pewnością miło się zaskoczą, gdy odtworzą płytę na ulubionym gramofonie.

Kup: Turnstile „Never Enough” LP w winylownia.pl
5. Dla tych, którzy we własnym domu chcą poczuć się jak na koncercie – The Cranberries „MTV Unplugged”
Hasło „MTV Unplugged” najczęściej kojarzy się z pamiętnymi występami Nirvany w 1993 czy Erica Claptona w 1992, które de facto ugruntowały pozycję tego muzycznego, telewizyjnego show. Format nagrań koncertowych „bez prądu” zrewolucjonizował sposób, w jaki artyści mogli prezentować swoje utwory. Przyciągnął rzeszę tak oddanych, jak i zupełnie nowych słuchaczy, poszukujących w muzyce jeszcze większej szczerości i emocjonalności – tych, których nie sposób schować za mnogością przesterów. Wydawnictwo The Cranberries „MTV Unplugged” to więc nie tylko niespodzianka dla kolekcjonerów wydań koncertowych na czarnym krążku, ale też wszystkich tych, którzy mieli okazję uczestniczyć w tym pamiętnym koncercie za pośrednictwem teleodbiorników. Materiał zarejestrowany na płycie pochodzi z roku 1995, gdy zespół wystąpił na sesji MTV Unplugged w ramach promocji albumu „No Need To Argue”. W tym roku nagrania, po 30 latach od tego wydarzenia, po raz pierwszy pojawiły się na nośniku fizycznym. Album zawiera dziewięć utworów: kultowe już „Zombie” we wspaniałej aranżacji na smyki i gitary akustyczne, ikoniczne „Ode To My Family” czy emocjonalne „Linger”.

Kup: The Cranberries „The Cranberries MTV Unplugged” w studiowinylowe.pl
Każdy z linków odsyłających do zakupu został zaproponowany czytelnikom w oparciu o samodzielny przegląd dostępności płyt w poszczególnych internetowych kanałach sprzedażowych. Nie są to linki afiliacyjne. Portal republikakobiet.pl oraz autorka artykułu nie czerpią żadnych dodatkowych korzyści wynikających z polecenia w/w kanałów sprzedażowych.