Z chlewni na studia
Kup sobie coś fajnego
Dzisiaj ma niemal wszystko, czego zapragnie. Czuje się rozpieszczana. Wreszcie, bo w życiu nigdy nie było jej lekko. Nie zgodziła się od razu na tę propozycję, choć schlebiało jej, że to ją wybrał i że zrobił to w elegancki sposób, czekał z propozycją, aż się trochę lepiej poznają. Starszy od niej o 15 lat, rozwiedziony, wciąż przystojny i zamożny – podobał się jej. „Kilka dni później zapytałam go, co konkretnie ma na myśli. Powiedział, że czasem chciałby pójść ze mną do kina albo na kolację, czasem na bankiet po pracy. Dodał, że jako mężczyzna widzi we mnie atrakcyjną kobietę i podniecam go, więc muszę się domyślać, że w grę wchodzi także seks. Kiedy wróciłam do akademika dostałam smsa: 'Masz w torebce. To na dobry początek. Kup sobie coś fajnego’. Zajrzałam i zobaczyłam 300 złotych”. Najłatwiej zarobione pieniądze – za to, że Robert ją kilka razy podwiózł. Rodzina żyłaby z tego prawie przez tydzień. Sto złotych wydała na kosmetyki, żeby mu się bardziej podobać, a z resztą poszła do banku otworzyć konto – żeby takie łatwe pieniądze się mnożyły. I odpowiedziała smsem: „Zgadzam się”. A potem było tak, jak Robert obiecał: imprezy, kolacje przy świecach, przyjęcia. „Wprowadził mnie w elegancki świat. W życiu nie jadłam wcześniej takich rzeczy, jak owoce morza, ślimaki, sushi. Czasem wstydziłam się, że taka wieśniaczka ze mnie, że tylu rzeczy nie wiem i nie znam, ale jemu sprawia frajdę pokazywanie mi nowych rzeczy, uczenie mnie jedzenia pałeczkami. Zanim go poznałam, byłam tylko jeden raz w teatrze. Teraz często chodzimy na spektakle. Kupuje mi drogie perfumy, ciuchy, często dostaję kwiaty. Czasem, jak robimy zakupy razem i zostawi mi rachunek, to idę oddać drogą rzecz, a kupuję coś tańszego. A jeśli chodzi o seks… – zamyśla się – Cnotę straciłam z chłopakiem, który mi się średnio podobał, śmierdział piwskiem i był ordynarny. Robert jest pachnący, zadbany i bardzo czuły. Nie myśli tylko o tym, żeby zaspokoić siebie, ale żebym ja też miała przyjemność. Czasem, jeśli jej nie mam, to udaję, żeby mu nie było przykro”.
Życie jak w bajce
Ola dostaje od swojego sponsora 2.500, czasem 3.000 zł. miesięcznie. Ale są warunki – musi być mu wierna. Z tym nie będzie problemu, bo jej się nie podobają koledzy ze studiów, chlający piwsko, tak jak ten, z którym straciła dziewictwo. Musiała też zrezygnować z pracy, ale boi się, że jak Robert odejdzie, to zostanie na lodzie. Odkłada zaoszczędzone pieniądze na konto, czasem wysyła do domu pisząc matce, że znalazła pracę w biurze, żeby się nie martwiła o córkę. Czasem gryzie ją sumienie, że przed rodziną ma podwójne życie. Ale nigdy z powodu tego, że ktoś może uznać, że to, co robi, jest niemoralne. „Nikt nie ma prawa mnie oceniać, jeśli nie miał takiego dzieciństwa jak ja. Nie jestem prostytutką, bo nie sprzedaje się na ulicy wielu facetom, ale mam jednego stałego. Wiele dziewczyn ze studiów to robi. Na początku udawałam przed dziewczynami z pokoju w akademiku, teraz nie muszę, bo każda z nas ma swojego amanta”.
Natalia Koszewska, socjolog komentuje: „Posiadanie sponsora nie jest tak moralnie obciążające, jak prostytuowanie się. Można to sobie jakoś zracjonalizować: 'On jest jedyny, podoba mi się, nie robię nic złego, on mi kupuje te wszystkie rzeczy, bo mnie lubi’. Sponsora często mają dziewczyny bardzo atrakcyjne, które niekoniecznie kiedykolwiek parały się prostytucją, dlatego te dwie sprawy są często rozdzielane w społecznej percepcji. Poza tym, sponsoring to nie tylko seks, ale również rozrywka, poznawanie kultury, wspólne spędzanie czasu, być może nawet intymne rozmowy – w tych warunkach rolę zaczynają też grać emocje, więc łatwo usprawiedliwiać taką sytuację, bo przecież nic na świecie nie jest czarno-białe”.
Ola boi się, że się zaangażuje, bo żyje teraz jak w bajce. Ale jak twierdzi – jej twarda szkoła życia, którą odebrała za młodu, nauczyła ją, że nic nie jest za darmo i jak coś łatwo przychodzi, tak może łatwo zniknąć – i to hamuje ją przed czymś więcej, niż układem za pieniądze.
Udaję za pieniądze
Sponsoring nie jest tylko domeną młodych kobiet. Magda, po urodzeniu dwójki dzieci, nieudanym małżeństwie i utracie pracy, nie wiedziała, jak sobie poradzi. Kiedyś słuchała audycji o sponsoringu, pomyślała, że może to jest dla niej. „W końcu dawałam dupy mojemu mężowi, którego nie kochałam i z którym seks to był przykry obowiązek. Nienawidziłam z nim współżyć, ale musiałam. Jeśli mu nie dałam, to awanturował się, potrafił obudzić dzieci, kilka razy mnie uderzył. Więc co za problem rozłożyć nogi przed sponsorem albo mu obciągnąć? Ten przynajmniej mi za to zapłaci. Niestety, mam 34 lata i sądziłam, że jestem za stara. Zajrzałam na portale randkowe. A tam jakieś 10-20% ogłoszeń dotyczy sponsorowania kobiet w moim wieku. Dałam ogłoszenie i dostałam przez tydzień sto odpowiedzi”. Mogła przebierać jak w ulęgałkach. Dzisiaj się śmieje, że to był casting. Odrzuciła tych, którym zależało tylko na seksie. Czuje się jeszcze młoda, potrzebuje zaznać czegoś więcej w życiu. Wybrała dwóch: jednego 45-letniego prezesa firmy z Warszawy i Holendra, który przyjeżdża do Polski raz na dwa tygodnie. Zadbani, eleganccy, pełni kurtuazji. „Z pierwszym spotykam się średnio 2-3 razy na tydzień – opowiada – Najpierw spędzamy wieczór razem na mieście – kolacja, kino, teatr, opera. Cha, cha, mąż mnie nigdy do opery i teatru nie zabrał, a ten wciąż kupuje bilety. Potem idziemy do jego 'garsoniery’. Wynajmuje małą kawalerkę, żeby nie chodzić do hotelu. Na szczęście w łóżku szybko kończy. Nie podnieca mnie w ogóle, więc muszę nosić ze sobą żel nawilżający i wcześniej w łazience się nim smaruję. On potem myśli, że jestem taka podniecona i że on tak mnie rozpala, a ja oczywiście udaję. Jak jest zadowolony, to płaci mi napiwki, więc warto dać mu złudzenie, że jest super kochankiem”.
Wreszcie prawdziwe orgazmy
Z 40-letnim Holendrem, do którego przychodzi do hotelu, czasem miewa orgazmy. Ale największą korzyścią – poza pieniędzmi – jest możliwość poćwiczenia rozmowy po angielsku. „Wcześniej przyjeżdżał do Polski przez dwa lata i praktycznie poza drogą między hotelem, biurem a kilkoma barami nocnymi, nie znał miasta. Pokazuję mu różne oblicza Warszawy. Zaczyna mu się u nas podobać”.
Niedawno do tego grona dołączył chłopak z Wrocławia. Jeszcze przed trzydziestką, szukał kochanki starszej od siebie. „To chłopak, który przejął interes po ojcu. Ciężko pracuje, ale ma pieniądze i chce się zabawić. Chodzimy na całonocne imprezy, bawimy się jak nastolatki, szalejemy. Z nim spotykam się dla przyjemności. Oczywiście, płaci mi, ale najmniej ze wszystkich. Za to wreszcie od wielu lat doświadczam prawdziwych orgazmów, eksperymentujemy w łóżku, używamy gadżetów, bawimy się. Dla niego chce mi się zakładać pończochy i gorset, nosić szpilki. W przypadku innych, traktuję to jak strój do pracy”. Magdzie podoba się to, że żaden z nich nie ingeruje w jej życie. Nie dopytuje się o szczegóły. Zarabia 4.000, czasem nawet 5.000 złotych. To spokojnie wystarcza na dom, dzieci i wynajęcie niańki dla dzieci, żeby siedziała z nimi, gdy wychodzi wieczorem z domu. I może z tego jeszcze odłożyć oszczędności. Dokoła wszyscy sądzą, że ma pracę nocną w call center obsługującym operatora telekomunikacyjnego. Wychodzi z domu ubrana normalnie, a przebiera się w „strój roboczy” i maluje w piwnicy, gdzie trzyma ciuchy w szczelnie zamkniętych foliowych torbach, żeby nie zatęchły. „Nigdy nie zarabiałam takich dużych pieniędzy. Nigdy też nie miałam tyle czasu wolnego. Korzystam z tego, poświęcam czas dla siebie i dla dzieci. Przecież nie będę miała sponsora przez całe życie, bo jak zacznę się starzeć, nikt nie będzie już mnie chciał. Ale sponsoring mi się podoba i żałuję, że tyle lat zmarnowałam sobie ze swoim byłym mężem. Mam nadzieję, że jak się kryzys skończy, to będę mogła znaleźć pracę na pół etatu, żeby w razie czego mieć zabezpieczone przychody”.
Szukam sponsora
Kiedyś o sponsora nie było aż tak łatwo, jak dziś. Przede wszystkim kontakty były nawiązywane bezpośrednio. Panowie spacerując po ulicach zaczepiali kobiety dyskretnie i z wyczuciem. Obok idących ulicą upatrzonych wybranek zwalniali samochody i nawiązywali konwersację zza odsuniętej szyby. Przez wiele lat, właśnie w taki sposób zaczepiana jest 35- letnia Monika. Nie jest zainteresowana sponsoringiem i z irytacją mówi: „Czy ja mam coś na twarzy wymalowane, że mi to proponują?!”. Gdyby jednak chciała znaleźć sponsora o grubym portfelu, powinna „wkręcić się” w odpowiednie towarzystwo, w bogate sfery. Tam wystarczy poflirtować z paroma panami, żeby zorientować się, kto jest zainteresowany, a kto nie. Obecnie to głównie Internet, oprócz metod bezpośrednich, ułatwia nawiązanie kontaktu – dyskretnie i anonimowo. Kilka lat temu ogłoszenia o sponsoringu (bez narażania się na usunięcie anonsu), można było zamieszczać w serwisach erotycznych lub randkowych. Dziś istnieją specjalnie wydzielone sekcje z takimi ofertami, także w serwisach o charakterze typowo ogłoszeniowym. Istnieją nawet portale specjalizujące się w tej dziedzinie, jak np. szukamsponsora.pl. Na eamore.pl, cyberrandka.pl, mkontakt.pl można znaleźć najróżniejsze anonse. Najpopularniejsze są te od ok. 20- i nieco rzadziej 30-letnich kobiet poszukujących sponsorów – tu nierzadko podane są ceny za godzinę lub za noc, oraz te od 30- i 40-letnich mężczyzn, informujących, jakiej kobiety szukają i co oferują. Coraz śmielej ogłaszają się młodzi mężczyźni, po 20. roku życia poszukujący zamożnych pań, ale także geje i lesbijki. Zjawisko to stale rośnie i w niektórych kręgach zaczyna powszednieć. Niektórzy twierdzą, że jest dla nich etapem przejściowym w życiu, inni otwarcie przyznają, że raczej sposobem na życie. Ważne jest jednak, aby dokonując wyboru, mieć świadomość nie tylko doraźnych korzyści, lecz także konsekwencji.
tekst: Ewelina Kitlińska
Sponsoring=prostytucja i nie można z tym dyskotować moim zdaniem