„Seks w Wielkim Mieście” to jeden z najbardziej kultowych seriali współczesnego pokolenia dwudziesto- i trzydziestolatek. Gości na naszych ekranach od wielu lat i niezaprzeczalnie  zrewolucjonizował podejście do seksu. Przed wami wyjątkowy dialog dwóch przyjaciółek, o odmiennych orientacjach seksualnych. Czy heteryczka i lesbijka podobnie odbierają kobiecość? Czy będąc lesbijką można identyfikować się z heteroseksualnymi bohaterkami serialu?

 

„Seks w Wielkim Mieście” pokazał, że bycie singielką to intrygujący styl życia, a nie ponure staropanieństwo. Oburzeni konserwatyści patrzyli, jak trzydziestoparoletnie bohaterki wskakują do łóżka coraz to nowym facetom, a przy tym robią błyskotliwe kariery i wieczorami nie płaczą w poduszkę nad swą samotnością. Specjalnie dla was spotkały się dwie przyjaciółki o odmiennych orientacjach, które opowiedziały nam o swoim spojrzeniu na ten film.

 

Zbereźnice-ladacznice


HETERYCZKA: „Seks w wielkim mieście” to serial o czterech przyjaciółkach z Nowego Jorku, które przeżywają rozmaite przygody, głównie na tle seksualnym. Główną bohaterką jest Carrie, która (tak jak ja!) pisze o seksie do „Timesa” (no, prawie jak ja…). Carrie dąży do tego, by wreszcie znaleźć faceta, którego pokocha i znajduje go, nawiasem mówiąc, już w pierwszym odcinku, ale przez następne sześć sezonów o tym nie wie. Mam też swoją bohaterkę wzorcową – Samanthę. Pragnę być taką jak ona – nic nie robiącą sobie z ludzi, hedonistyczną zdzirą. Poza tym, ten serial upewnia mnie w tym, że różne rzeczy za które wcześniej siebie nienawidziłam, są tak naprawdę fajne, np. wybieganie z domu na ostatnią chwilę, obijając się po drodze o szafki i zaplątując w leżące na podłodze rajstopy. To pozytywnie mnie nastraja. Od razu chcę lecieć i kupować sobie buty, zresztą wczoraj kupiłam baletki ze skóry węża – albo raczej smoka, sądząc po kolorze.

 

LESBIJKA: A mnie ten serial denerwuje dlatego, że jego bohaterki przez dwadzieścia cztery godziny na dobę zajęte są tylko poszukiwaniem idealnej miłości. To naprawdę może stać się nudne.

HET: Ależ one nie szukają non stop idealnej miłości, tylko śpią ciągle z różnymi facetami dla zabawy.

LES: No dobrze, raz szukają miłości, raz seksu – w każdym razie wszystko kręci wokół sypialni. Prawie nie ma w nim mężczyzn traktowanych serio, ale za to kobiece bohaterki o niczym innym nie rozmawiają. Zupełnie, jakby kobieta nie mogła istnieć bez dopełnienia w postaci faceta.

HET: No, niestety, muszę się z tobą zgodzić. „Seks w Wielkim Mieście” jest postrzegany jako serial, który dowartościował singielki i skreślił ze słownika pojęcie „stara panna”, ale słowo singiel definiuje się tam jako stan oczekiwania na miłość życia. Niemniej i tak został uczyniony wielki krok, gdyż okazało się, że kobiety sypiające z kim popadnie to nie żadne zbereźnice-ladacznice.

LES: Że niby pozostają wierne samym sobie?

HET: Raczej – dobrze się bawią. I nie można ich za to winić.

 

Zamiana singielki w motyla, czyli parę słów o kobiecości


LES: A jak – według ciebie – przedstawiona by była w tym serialu kobieta, której nie zależy na miłości?

HET: Właśnie rzecz w tym, że nie byłoby takiej kobiety. Jedna z bohaterek, Miranda, czasem deklaruje, że ma gdzieś miłość, ale zaraz potem dostaje histerii, że jest samotna. Z drugiej strony – ja nie znam kobiety, dla której na dłuższą metę miłość nie byłaby ważna. Myślisz, że to efekt presji społecznej?

LES: Myślę, że to efekt pewnych wyobrażeń na temat kobiecości. Owszem, pewnie dużo jest takich kobiet, singielek-poczwarek, które czekają, aby książę zamienił je w motyla, ale mówienie, że wszystkie takie jesteśmy to przesada. Istnieją przecież różne rodzaje seksualności, na przykład mnóstwo jest poligamistów – osób, które nie potrafią odnaleźć się w tradycyjnym związku, w Stanach założyli nawet partię, a najlepsze, na co ich stać, to monogamia seryjna. Tylko, że mówienie o tym to wciąż tabu.

HET: No cóż, Samantha z „Seksu” jest właśnie taką poligamiczną postacią. Nie chce żadnych ślubów, związków, dzieci. Raz się zakochała, ale nic z tego nie wyszło, bo facet miał małego penisa. Z drugiej strony, chociaż przekaz serialu brzmi raczej: „Szukaj miłości”, Charlotte, która marzy o tym, żeby wyjść za mąż, jest obśmiewana i wytykana jako głupawa i naiwna.

LES: To jasne – nie chodzi o zamążpójście tylko o miłość. Tak czy inaczej, niech ci będzie: Samantha jest tą jedną bohaterką, która to przełamuje.

HET: Ale wbrew pozorom to i tak wielki krok. Pomyśl, czym był ten serial dla Polek w latach 90.

 

Wszechobecna heteronorma, monogamia i spójność rasowa


LES: W serialu tym panuje absolutna „heteronorma”. Nie ma miejsca na inne typy seksualności, niż tylko monogamiczne, heteroseksualne pary. A przedstawiona tam kobiecość – skonstruowana  jest jako cienki głosik, drogie ciuchy i płaski brzuch – to nie jest poważne!

HET: No dobrze, lesbijki i geje pojawiają się raczej w tle, ale nie powiesz mi, że w tym serialu nieobecna jest poligamia. Carrie, główna bohaterka, miewa po trzech facetów naraz!

LES: Mnie tam brakuje różnorodności postaci. Ilu jest czarnoskórych bohaterów w „Seksie w Wielkim Mieście”?

HET: Ostatnio oglądałam odcinek z czarną lesbijką.

LES: Czarna lesbijka, jak rozumiem, była postacią marginalną?

HET: Była w tle. Tam są tylko cztery niemarginalne postacie. No, może sześć, ale wtedy musimy uznać, że jedną z nich jest gej.

LES: To zdecydowanie za mało, jeśli się nie chce pokazać rzeczywistości w totalnie krzywym zwierciadle. Te bohaterki są w gruncie rzeczy łudząco do siebie podobne i przez to niewiele kobiet może się z nimi identyfikować. Serial powinien być bardziej wielogłosowy.  Nie ma tam ani jednej postaci, z którą mogłabym się zidentyfikować.

HET: A z Mirandą? Aktorka grająca Mirandę w prawdziwym życiu jest lesbijką.

LES: O, dobrze wiedzieć! Tylko kto powiedział, że człowiek identyfikuje się z postaciami o swojej orientacji? Gdyby tak było, niewiele lesbijek miałoby szansę na identyfikację w kinie w ogóle. W „Seksie w Wielkim Mieście” nie mam takiego wzorca, bo wszystkie bohaterki jak jeden mąż dostają orgazmu na widok torebki Louis Vuittona, a ja nie. Mnie podnieca co innego…

 

Lekarstwo na doła


HET: Czy ty w ogóle dostrzegasz w moim ukochanym serialu coś pozytywnego?

LES: Hmmm… Obala jednak tabu singielek. No i jest dla kobiet.

HET: Powiedziałabym też, że jest w pewnym sensie rewolucyjny. I prezentuje coraz bardziej popularny styl życia. Podkreśla znaczenie przyjaźni…

LES: Faktycznie, przyjaźń jest najważniejsza. Przyjaciółki to twoja rodzina.

HET: Tak. I zamiast pracować jak normalni ludzie, przyjaciółki siedzą non stop w swojej ulubionej knajpie i gadają.

LES: Ale dzięki temu, jak masz doła, a tam są takie fajne sceny zbiorowe, to możesz się poczuć, jakby to były twoje przyjaciółki. Jakbyś miała fajne znajome.

HET: I jeszcze to wielkie amerykańskie miasto, w którym każdy chciałby mieszkać…

LES: No dobrze, nie jest jeszcze do końca tak tragicznie z tym „Seksem”.

Tekst: JM & JŻ

77 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.