Czy jest coś złego w tym, że jedna strona chce oglądać, a druga pokazywać, jeśli obie z nich robią to dobrowolnie i obie odnoszą korzyści? Zarabiać nagim ciałem można na różne sposoby – pozując do aktów, biorąc udział w rozbieranych sesjach zdjęciowych, grając w filmach erotycznych, wreszcie – tańcząc w nocnym klubie. I nie ma w tym nic złego – twierdzą kobiety, które się tym trudnią, a z którymi udało nam się porozmawiać. Ale pod jednym warunkiem – że nie przekracza się pewnej granicznej lini. A w tym zawodzie jest ona wyjątkowo cienka.
Moje ciało jest sztuką
Gdy zapytasz kobietę o to, dlaczego nago pozuje do zdjęć, wiele modelek za powód poda chęć pokazania i utrwalenia piękna swego ciała, a nie zarobienia pieniędzy. Jeśli wydaje ci się to niewiarygodne, przeczytaj historię Małgorzaty.
Parę tygodni temu Nowym Sączem wstrząsnęła wiadomość, że urzędniczka jednego z wydziałów Urzędu Miasta pozowała nago do kalendarza. Media krytykowały śmiały pomysł, ale zwierzchnicy Małgorzaty stanęli po jej stronie. Kobieta spełniła swoje marzenie – starannie zaplanowała i zrealizowała swój cel – stworzyła kalendarz. Była jego pomysłodawczynią, wykonawcą i modelką. Wkrótce kalendarz wydany w unikalnym nakładzie 100 egzemplarzy uznany został przez artystów za dzieło sztuki. A pani Małgorzata? Choć nadal pracuje w urzędzie, uważa, że zwróciła uwagę na coś bardzo ważnego – pokazała, że pracownica biurowa jest także atrakcyjną kobietą. Zyskiem w tym przedsięwzięciu nie był zarobek, ale realizacja marzenia i pokazanie piękna nagiego ciała.
Kiedy babcia „laską” była
Podobne zdanie na temat pokazywania ciała ma Monika. Rozbiera się tylko wtedy, gdy podoba jej się cel współpracy. „Pozuję tylko wówczas, gdy uznam, że gra jest warta świeczki i można z tego zrobić wspaniałą pracę” – mówi Monika – „Nie wzięłabym pieniędzy, gdyby zakres i rodzaj pozowania mi nie odpowiadał i stwierdziłabym, że nie ma to nic wspólnego z pozowaniem na rzecz piękna i artystycznej koncepcji. Akt to sztuka. To coś więcej niż roznegliżowane ciało i rozbieranie się do Playboya” – kontynuuje. Monika szukała swojego miejsca w różnych zawodach – była barmanką, sprzedawcą, zbierała owoce za granicą, opiekowała się dziećmi. Do rozebrania się skusiła ją chęć uczestniczenia w artystycznym projekcie. Najpierw zdjęcia robił znajomy fotograf. Nie pokazywała twarzy, tylko ciało. Efekt ją zaskoczył. „Zdjęcia wyszły wspaniałe. Gdy zobaczyłam rezultat pracy, zaspokoiłam swoją potrzebę bycia piękną i wyjątkową. Zdjęcia pozwalają wydobyć kobiecą doskonałość z ud i bioder, które w codziennym świetle wydają się być za duże lub niekształtne. Od tamtej pory pozuję, bo sprawia mi to przyjemność. Pozuję, bo czuję się piękna. A na stare lata pokażę zdjęcia wnukom i powiem: Patrzcie, jaka kiedyś z babci laska była”.
Ciało – narzędzie pracy
Chęć wzbudzania podziwu niewątpliwie jest jednym z powodów rozbierania się, ale spójrzmy prawdzie w oczy – na pozowaniu do aktów można też sporo zarobić. Ania, studentka anglistyki na Uniwersytecie Warszawskim, przyznaje otwarcie, że pozuje za pieniądze. Oprócz tego uczy angielskiego w prywatnej szkole. „Gdy po raz pierwszy usłyszałam propozycję rozebrania się do zdjęcia, przestraszyłam się” – opowiada Ania – „Nie znałam zbyt dobrze fotografa, a bardzo dużo nasłuchałam się o niedwuznacznych propozycjach, jakie składają modelkom. Dlatego na pierwszą sesję przyszłam ze swoim chłopakiem, który czekał za drzwiami studia. Na początku byłam trochę onieśmielona, ale w końcu zapomniałam, że jestem rozebrana. Ciało to tylko narzędzie pracy. Poza tym zauważyłam więcej swoich atutów, a to dodało mi pewności siebie i pozwoliło podjąć decyzję o dalszym pozowaniu. No i pieniądze też są tego warte. Za każdą sesję dostaję kilkaset złotych”. Na rozbieraniu się można zarobić i więcej. To zależy od modelki i tego, do czego przeznaczone będą zdjęcia. Jeśli jednak ktokolwiek zaproponuje ci kilkaset euro za dzień pracy, lepiej przeczytaj uważnie umowę.
Pornobiznes
Ksenia to pseudonim sceniczny 24-letniej absolwentki pedagogiki. Po studiach pracowała w przedszkolu. „Robiłam to, co lubiłam – spędzałam czas z dziećmi, bawiłam się z nimi, uczyłam je” – deklaruje Ksenia – „Praca była satysfakcjonująca, ale pieniądze jakie dostawałam starczały jedynie na pokrycie wynajętego na spółkę z koleżanką mieszkania i na podstawowe wydatki. Szukałam pracy w zawodzie w przedszkolu prywatnym, ale nie udało mi się takiej znaleźć. Zaczęłam dorabiać wieczorami jako opiekunka do dzieci. Lecz pół roku temu, gdy do Polski dotarł kryzys, zostałam zwolniona z przedszkola. Wkrótce potem przestałam pracować również wieczorami. Załamałam się”. Ksenia zaczęła przeglądać ogłoszenia w prasie. Odpowiedziała na jedno z nich – „Praca dla młodych dziewczyn, atrakcyjne wynagrodzenie”. „Nie wiedziałam co się za tym kryje” – opowiada Ksenia – „Dopiero gdy spotkałam się z właścicielem klubu, ten wyjaśnił, że chodzi o striptiz. Nie chciałam się początkowo zgodzić, ale powiedział, że po pierwsze – mogę spróbować pracy w jeden wieczór, a jeśli mi się nie spodoba, to zapomnimy o całej sprawie. A po drugie – ochroniarze pilnują, żeby nikt z gości nie zaczepiał dziewczyn. Niewiele pamiętam z tego pierwszego wieczoru, musiałam wypić kilka drinków na ośmielenie i poćwiczyć trochę taniec z dziewczynami, które już tam pracowały. Najlepiej pamiętam pieniądze, jakie zarobiłam tego wieczoru. To była połowa mojej pensji przedszkolanki!”. Od tamtej pory Ksenia regularnie, kilka wieczorów w tygodniu, tańczy w warszawskim klubie nocnym. O swojej pracy nie mówi nikomu. Rodzice są przekonani, że ich córka zarabia w prywatnym przedszkolu, a koleżanka, z którą mieszka sądzi, że Ksenia opiekuje się chorym dzieckiem. „Nie lubię tego, co robię, tych obślinionych facetów, wpatrzonych we mnie, gapiących się na moje piersi czy krocze” – opowiada – „Staram się myśleć o przyjemnych rzeczach, wyobrażać sobie, że to mi się tylko śni. Ale na razie muszę to robić, bo nigdzie nie mogą znaleźć tak dobrze płatnej pracy. Mam nadzieję, że kiedyś się to skończy i że będę mogła zarabiać w normalny sposób”.
Byle przetrwać kryzys
W Wielkiej Brytanii, gdzie bezrobocie w czasie kryzysu dotknęło już ponad 2 mln osób i jest najwyższe od 12 lat, szefowie klubów nocnych zauważają, że w ciągu ostatniego roku do pracy jako striptizerki zgłasza się o 10-15% kobiet więcej. Normalna praca nie wystarcza im do tego, aby opłacić rachunki. Zarabiają więc ciałem – tańczą na rurze lub na stołach VIP-ów nawet kilka razy w tygodniu. Po miesiącu ich dochody parokrotnie przekraczają standardowe pensje biurowe. Podczas gdy na Wyspie często jest to praca dodatkowa, w Stanach Zjednoczonych zaczyna być dla wielu kobiet podstawowym źródłem dochodu. Decyzja o podjęciu tego typu zajęcia nie jest łatwa, bo łatka osoby pracującej w seksbiznesie może przylgnąć na całe życie. Ale – jak twierdzi psychoterapeuta Jonathan Alpert, zajmujący się terapią osób pracujących w seksbiznesie: „W dobie kryzysu desperackie sposoby zarabiania pieniędzy stają się bardziej akceptowane przez społeczeństwo” („Dziennik”).
A jak będzie w Polsce? Czy przypadek Kseni jest odosobniony? Czy będzie w stanie zerwać z szybkim zarobkiem, szczególnie w sytuacji, gdy nikt z jej bliskich o nim nie wie? Pokazywanie ciała od zawsze było sposobem na łatwy zarobek. Dobrze, jeśli doświadczenie z własną nagością przywraca wiarę w siebie. Gorzej, gdy pozostawia niesmak i złość. Wówczas, nawet w dobie kryzysu, warto poszukać innego rozwiązania.
tekst: Ewelina Kitlińska