Niegdyś, gdy grecki filozof – Diogenes oddawał się publicznej masturbacji, nikogo specjalnie to nie dziwiło. Z czasem jednak zaczęto wierzyć, że nasienie powstaje ze szpiku kostnego, a jego zbytnie zużycie doprowadzić może do śmierci. Za samotny onanizm można było dostać 10 dni pokuty, a za oddawanie się tej przyjemności w towarzystwie – trzykrotnie więcej.  Przed wami pierwsza część historii masturbacji .

Krótka historia masturbacji, czyli dlaczego twój pradziad mógł być ślepy lub obłąkany


Kiedy w pierwszej połowie XVIII wieku, gdzieś około roku 1712, anonimowy autor, z zawodu medyk, opublikował traktujące o masturbacji dzieło, nie zdawał sobie chyba sprawy, jak wielką rozpęta burzę i jak bardzo zapoczątkowana przez niego dyskusja wpłynie na rozwój ludzkiej seksualności. Książka, której pełny tytuł brzmiał „Onania; albo Ohydny Grzech Samozaspokojenia, i wszystkie jego Straszliwe Następstwa, tyczące się obu Płci, wraz z Duchową i Cielesną Poradą dla tych, którzy już obciążyli się tą wstrętną praktyką. A także stosowna Przestroga dla Młodzieży narodu Obu Płci…” okazała się niespotykanym sukcesem wydawniczym. Nie była to wcale pierwsza publikacja, w której roztrząsano przyczyny i skutki samogwałtu, z jakiegoś jednak powodu doczekała się kilkunastu, może nawet kilkudziesięciu wydań w różnych językach.

 

Tak czy siak, sprawa masturbacji sprowokowała na początku XVIII wieku liczne środowiska myślicieli, z medykami i psychologami włącznie, do podjęcia drażliwego tematu i szerszego skomentowania zjawiska, które bądź co bądź istniało przecież i dwa tysiące lat wcześniej. Spójrzmy więc, jak postrzegano ten rodzaj samozaspokojenia.

 

„Seks jest jak gra w brydża. Jeśli nie ma się odpowiedniego partnera, to trzeba mieć przynajmniej dobrą rękę”

Niniejszą opowieść można by zacząć na przykład tak: „Problem masturbacji po raz pierwszy wyraźniej zaznacza się w kulturach starożytnych, w szczególności w antycznej Grecji”. Ale takie postawienie sprawy byłoby wobec Greków nie fair, nie wspominając o tym, że po prostu byłoby zwykłym przekłamaniem. Starożytni mieszkańcy Hellady nie mieli bowiem z samogwałtem żadnych problemów; wręcz przeciwnie – wykazywali w tym względzie daleko idącą pobłażliwość. Onanizm zaś traktowano raczej jako temat rubasznych i niewybrednych żartów.

 

Według ludowych podań, masturbacji ludzie nauczyli się od satyrów, ci zaś podpatrzyli tę sztuczkę od bogów, którzy pomni na niepohamowane seksualne potrzeby latorośli Hermesa, postanowili przynieść im ulgę i pokazać w jaki sposób, choćby po części, mogą zaradzić zżerającym ich żądzom. Legendę tę przypominają nieliczne malunki na wazach, gdzie satyrowie z wybałuszonymi oczyma kucają obok siebie, obejmując dłońmi naprężone, wielgachne członki, przy czym rozmiar tych ostatnich stoi w oczywistej sprzeczności z antycznymi wyobrażeniami proporcji i piękna. To, jak i zabawna fizjonomia, sugerować mają, że stwory nie czynią nic godnego naśladowania, a w swym nieumiarkowaniu do zaspokajania potrzeb na każdy możliwy sposób są raczej śmieszne niż straszne. W rzeczywistości jednak tego typu scenki należą do rzadkości, jeszcze bardziej sporadyczne są przedstawienia masturbujących się kobiet; w ogóle cały ten proceder dotyczyć winien jedynie plebsu i uważanych za specjalistów w tej dziedzinie niewolników. W tym względzie wybór był faktycznie spory – od ekskluzywnych domów publicznych dla elit, tak zresztą popularnych, że dla utrzymania jako takiego ładu wprowadzono obowiązkowe, uprzednie zapisy; aż do tanich burdeli dla pospólstwa, gdzie z niewolnicami pofolgować można było sobie już za jednego obola.

 

Masturbacja stanowiła więc ostateczność, do której przynajmniej w teorii uciekali się raczej ci najbiedniejsi lub zniewoleni. Zdarzały się jednak, jak zawsze, wyjątki, przy czym ten najbardziej spektakularny dotyczył przedstawiciela intelektualnej elity greckiej – Diogenesa. Ten najbardziej chyba znany reprezentant szkoły cyników nie stronił wcale od samogwałtu; i tak razu pewnego czekając przybycia kurtyzany postanowił zaspokoić się sam, a kiedy ta w końcu nadeszła, odesłał ją nie skorzystawszy z jej usług.

 

Fizolof – publicznym onanistą

Z Diogenesem łączy się jeszcze jedna frapująca historia – otóż zdarzyło mu się onanizować publicznie, co przy całej tolerancji Greków wywołało mimo wszystko niemały skandal. Filozof postępek swój tłumaczył jednak niezwykle prosto: zaspokajanie łaknienia jest zupełnie naturalne. Tak samo uporanie się z innymi potrzebami ciała, także tymi, które ugasić może masturbacja, to rzecz zwykła i oczywista.  „Gdybyż i głód – narzekał Diogenes – można było zaspokoić przez pocieranie pustego żołądka”. Jeśli starożytni kiedykolwiek przestrzegali przed samogwałtem to tylko i wyłącznie po to, by zapobiec ewentualnemu nieumiarkowaniu w poszukiwaniu przyjemności. Rady powściągliwości dotyczyły jednak ogółu spraw cielesnych, nigdy zaś samego tylko aktu samozaspokojenia. Zachowana w ciele sperma była nośnikiem „ożywczego humoru”, dodawała przymiotów charakteru, siły czy wytrzymałości. Z tego powodu sławny atleta Ikkos z Tarentu, gdy oddawał się ćwiczeniom, stronił całkowicie od stosunków seksualnych.

 

Chcesz się masturbować? Przygotuj się na karę!

Co się tyczyło mężczyzn, nie miało natomiast żadnego przełożenia na sprawy płci pięknej. Przeciwnie, kobiety, które od dawna nie współżyły, uważano za skłonne do histerii lub odwrotnie – zmarniałe i chore. Hipokrates zalecał im więc regularne stosunki, które stanowiły najlepsze lekarstwo na zdrową macicę i prawidłowy okres. Na krótką metę substytutem mogła być również masturbacja, choć oczywiście nie stanowiła idealnego rozwiązania. Natomiast nieumiarkowanie w tym względzie było zgubne dla obu płci. Zbytni upływ nasienia w prostej linii prowadził do osłabienia kości lub innych niedomagań ciała, a nawet śmierci. Wynikało to z przekonania, że nasienie powstaje ze szpiku kostnego, ewentualnie skrapla się w mózgu – zaburzona gospodarka tych kluczowych części organizmu musiała rodzić nieprzyjemne konsekwencje.

 

Ostatecznie jednak starożytni nie mieli wiele do powiedzenia na temat onanizmu, prawdę mówiąc nie posiadali nawet odpowiedniego słowa, by określić to zjawisko. Słowa takie jak „masturbator” czy „masturbor” pojawiły się dopiero w słowniku Rzymian jakieś sto lat po Chrystusie, a ich pochodzenie do dziś budzi kontrowersje. Zasłona milczenia, jaka otaczała całą sprawę, wynikała przy tym z braku szerszego zainteresowania tą kwestią. Postawa ta udzieliła się także myślicielom wieków średnich, w tym filozofom chrześcijańskim i duchownym, którzy zaliczyli wprawdzie samogwałt do kategorii grzechów, ale przynajmniej aż do XI wieku było to wykroczenie drugorzędne, nie warte większej uwagi. Księża słusznie uważali, że należy zwalczać występki znacznie poważniejsze, jak kazirodztwo, zoofilię i sodomię, czy wreszcie cudzołóstwo i konkubinat.

 

Podobnie jak u Greków, chrześcijańska leksyka przez długi czas nie znała właściwego słowa na określenie onanizmu. Większość intelektualistów kościelnych posługiwało się terminami bardziej uniwersalnymi, aż wreszcie na przełomie X i XI stulecia biskup wormancki Burchard krótko i treściwie odniósł się praktyk samogwałtu – 10 dni pokuty dla masturbującego się chłopca, trzykrotnie więcej, jeśli czynił to w towarzystwie. Zalecenia te dotyczyły, co ciekawe, tylko mężczyzn – onanizm płci pięknej pozostał niezauważony.

 

Nasienne humory i grzeszny dotyk

Dopiero dwieście lat później filozof, teolog i przyrodnik, a od 1223 roku dominikanin, dostrzegł fakt kobiecej masturbacji. Prowadząc obserwacje pokwitających dziewcząt, zidentyfikował problem retencji nadmiernej ilości płynów w ich młodych organizmach. Objawami zbytniego nagromadzenia cieczy była podwyższona temperatura i ciśnienie, blednica jak i ogólne rozdrażnienie. „Używając palców lub innych narzędzi do otwarcia kanałów – stwierdzał – powodują, że nasienne humory wydostają się na zewnątrz, tak jak i ciepło; dzięki temu ich pachwiny zostają schłodzone, a one same stają się cnotliwe”.

 

Z czasem jednak onanizm stawał się w oczach naszych przodków coraz większym wynaturzeniem. Obawiano się, że proceder nie tylko łatwo może wejść w nawyk, lecz także prowadzi do homoseksualizmu. Na początku wieku XV napisany został zwięzły, trzystronicowy traktat „O wyznaniach masturbacji” przypisywany kanclerzowi uniwersytetu paryskiego i duchownemu w jednej osobie – Janowi Gersonowi. W rzeczywistości był to poradnik dla spowiedników i wewnątrzkościelna instrukcja, która właściwie nigdy nie zdobyła większej popularności; tekst na wiele lat zaginął, a odnaleziony został w bibliotecznych zbiorach na długo po publikacji „Onanii”. Pogmatwane losy traktatu nie zmieniają faktu, że Gerson zawarł w nim interesujące informacje: przyznał, że masturbacja jest zjawiskiem powszechnym i napiętnował ją jako rozwiązłość; zalecił rozmowy z rodzicami i nauczycielami, aby ci w miarę możności chronili dzieci przed pokusami samogwałtu; koniec końców stwierdzał, że „skłonności do tych rzeczy” mają nawet pięcioletnie szkraby. Gerson podkreślał ponadto, że wielu masturbację „wybaczało sobie na skutek niewiedzy mówiąc, że nigdy nie słyszeli ani nie wiedzieli, że ten rodzaj dotyku jest grzeszny”. Inni z kolei chwalili sobie onanizm, bo ten hamował pokusę obcowania z kobietą. Argumenty te, tak charakterystyczne, pojawią się ponownie już po publikacji „Onanii”.

 

cdn…

Tekst: Maciej Małasiński

 

1 komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.