Harcerz, metodysta, seksuolog
Początek biografii Kinseya w niczym nie przypomina losów przyszłego ojca amerykańskiej rewolucji seksualnej. Żyjący w konserwatywnych realiach początku XX wieku, młody Alfred wychowany był w bardzo purytańskim, nawet jak na tamte czasy, środowisku Kościoła Metodystów. Jego rodzice byli silnie zaangażowani w działalność przykościelną i wychowywali syna w duchu niepodważalnych moralnie zasad. Na tle swoich rówieśników Kinsey właściwie niczym się nie wyróżniał. Był przykładnym harcerzem, uważnym słuchaczem szkółki niedzielnej (prowadzonej przez jego ojca) i dobrym uczniem. Jak łatwo się domyślić, tematyka, która później przyniosła mu wielką sławę, była w jego domu całkowicie zakazana i przemilczana. Patrząc na to przez pryzmat naszej współczesności, można wysnuć wniosek, że to właśnie stało się przyczynkiem do późniejszej, momentami niezdrowej, fascynacji badacza seksu. Biorąc jednak pod uwagę czasy w jakich żył, jest to bardzo pochopny wniosek. Na początku XX wieku zachowania seksualne były nie tylko tematem tabu, ale mogły być także przedmiotem prawnych konsekwencji. W wielu stanach seks oralny, czy homoseksualizm były karane więzieniem, a masturbację uważano za przejaw choroby psychicznej. Nie było więc mowy o publicznym omawianiu własnych preferencji seksualnych.
Młody Kinsey oddawał się więc rozrywkom, które miały z góry określoną misję moralną. Aktywnie zaangażował się w działania Związku Młodych Chrześcijan (YMCA – Young Men’s Christian Association). Był też aktywnym działaczem środowiska harcerskiego. W liceum nadal przykładnie się uczył, stroniąc od kontrowersyjnych moralnie rozrywek. Wyżywał się raczej intelektualnie, grał także na pianinie. Problemy z socjalizacją kompensował pracowitością i wiedzą, dzięki którym zyskał szacunek swoich rówieśników. Początkowe lata studiów doprowadziły do poważnego konfliktu Kinseya z ojcem, który zaplanował synowi karierę inżynierską. Po próbach studiowania w Instytucie Technologii Stevens Kinsey (ku rozpaczy ojca) wybrał studia przyrodnicze i bez reszty oddał się pogłębianiu tej dziedziny. Po latach badań stał się niedoścignionym entomologiem (badaczem owadów), a przedmiotem jego fascynacji stały się osy galasówki (drobne owady z rodziny błąkówek). Jego zainteresowanie ludzką seksualnością narodziło się właśnie podczas prowadzenia wymagających niesłychanej precyzji, badań na insektach. Do swojej pracy doktorskiej Kinsey rozpoczął mającą trwać wiele lat kolekcję owadów. Podróżował i zbierał najbardziej niezwykłe okazy do zbioru. Wypracował także niepowtarzalną metodologię badawczą, która dała podwaliny pod rozwój entymologii w XX wieku. Do dziś można podziwiać ponad 5-milionową kolekcję galasówek w amerykańskich kolekcjach muzealnych, co w porównaniu do ogólnej liczby 18 milionów okazów zgromadzonych w zbiorach, stanowi niezrównany wkład.
Od owadów do seksu
Precyzja, jakiej Kinsey nauczył się podczas prowadzenia badań, okazała się niezwykle przydatna w dziedzinie badań nad seksualnością. Wychowany wśród zdewociałych działaczy kościelnych, Kinsey podobnie jak wielu Amerykanów w tamtych czasach, miał wiele zahamowań. W 1921 roku ożenił się z Clarą Bracken McMillen. Był to jego pierwszy związek, a więc i pierwsze intymne zbliżenie. Kinsey bardzo to przeżył i nie do końca umiał pokonać wyniesione z domu zahamowania. Jak miało się później okazać, problem z inicjacją seksualną nie był obcy większości amerykańskich małżeństw.
Kinsey zainteresował się tematyką seksu około 1933 roku. Zaniepokojony powszechnością problemów seksualnych Amerykanów, zaczął (początkowo niepewnie) z wrodzoną sobie precyzją przyglądać się problemowi z bliska. Jego pierwszym partnerem w dyskusji stał się kolega po fachu, Robert Kroc. Punktem wyjścia do rozważań stały się ukochane przez Kinseya osy galasówki. Stwierdził on bowiem, że tak, jak nie sposób znaleźć dwa identyczne owady, tak samo każdy człowiek jest unikalny i ma inne potrzeby seksualne.
Pierwsze publikacje seksuologiczne Kinseya ukazały się już w roku 1935. Wtedy też otrzymał on wsparcie finansowe od Fundacji Rockefeller’a. Dzięki funduszom, Kinsey mógł rozpocząć badania na szeroką skalę. Zespół badawczy, który liczył 13 osób (dodatkowo wymienia się 5 konsultantów), po wieloletniej, wytężonej pracy badawczej, opartej o szczegółowe kwestionariusze, doprowadził w 1948 roku do wydania pierwszego raportu. „Sexual Behavior in the Human Male” był opasłym, dwutomowym dziełem, zbierającym wyniki badań przeprowadzonych na liczącej 5300 grupie mężczyzn. Drugi raport, dotyczący zachowań seksualnych kobiet, został wydany kilka lat później pod tytułem „Sexual Behavior in the Human Women” (5940 badanych). Oba dzieła wywołały burzę, ponieważ poruszyły tematykę, na którą do tej pory w ogóle nie było miejsca w dyskursie społecznym. Mało tego – przedstawiły bardzo precyzyjne dane, uzyskane z tysięcy wywiadów, a więc nie dało się ich w żaden sposób podważyć. Pierwszy raport sprzedał się w ogromnej, jak na tamte czasy, ilości 500 000 egzemplarzy (pomimo surowej stylistyki i wysokiej ceny 6,50 $ za sztukę). Drugi raport, ze względu na wielkie zainteresowania, dostępny był nie tylko w księgarniach, ale także w przedrukach gazetowych.
Raporty od razu wywołały masową dyskusję. Stały się tematem numer jeden zarówno w mediach, jak wśród zwykłych ludzi. Szok przez nie wywołany wiązał się przede wszystkim z tym, że większość Amerykanów uważała swoje fantazje seksualne za chore i odbiegające od normy. Raporty dowiodły jednak, że istnieje cała paleta różniących się od siebie diametralnie potrzeb, które są zupełnie naturalne i powinny być zaspokajane. Kinsey uważał, że najgorsze, co można zrobić, to hamować swoje popędy. Sądził, że prowadzi to w prostej linii to do sytuacji, w której nawet współmałżonkowie wstydzą się siebie nawzajem.
Wybuch seksualnej bomby
Ogromne poruszenie, porównane nawet przez New York Times do „wybuchu bomby atomowej”, wywołały także zawarte w raportach fakty liczbowe. Okazało się między innymi, że ogromny odsetek Amerykanów dopuszcza się zdrady. 90% mężczyzn i 30% kobiet przyznało się do co najmniej jednego „skoku w bok”. Ankiety dowiodły także, że 68% Amerykanów uprawiało seks przed nocą poślubną, a 60% badanych przyznało się do uprawiania miłości francuskiej. Ogromna rzesza mężczyzn (ponad 90%) przyznała się do regularnego onanizmu. Już sam fakt, że respondenci zgodzili się na tak intymne zwierzenia, było sukcesem i wydarzeniem przełomowym. Raporty dowiodły także, że wiele zdrad, jakich dopuszczają się mężczyźni, to spotkania o charakterze homoseksualnym. Orientacja seksualna była zresztą jednym z najchętniej poruszanych i badanych przez Kinseya tematów. Sam wiele eksperymentował w tej dziedzinie, próbując swoich sił między innymi w kontaktach seksualnych z członkami swojej ekipy badawczej! Na potrzeby raportów stworzył nawet specjalną, 6-stopniową skalę do pomiaru orientacji. Po wykorzystaniu narzędzia w swoich wywiadach, badacz stwierdził, że każdy człowiek jest w istocie biseksualny (sam się do tego otwarcie przyznawał). Twierdził, że nie przyznawanie się (także przed samym sobą) do takich skłonności jest zwykłym tłumieniem własnych potrzeb, co może prowadzić do frustracji i zahamowań.
Czy kobiety mają orgazm?
Raporty Kinseya doprowadziły także do przerwania milczenia na temat potrzeb seksualnych kobiet. Powszechnie uważano, że popęd seksualny jest domeną typowo męską, natomiast rolą kobiety było zaspokajanie swoich mężów i rodzenie dzieci. Raporty dowiodły, że kobiety nie tylko często prześcigają swoim popędem mężczyzn, pokazały także, że są zdolne do realizacji swoich fantazji poza łożem małżeńskim. Kinsey przełamał także milczenie na temat kobiecego orgazmu, który wcześniej właściwie „nie istniał”.
Publikacja wyników badań bardzo ośmieliła Amerykanów i doprowadziła do masowych dyskusji na tematy związane z seksem. Wielu z nich po raz pierwszy zdecydowało się na szczerą rozmowę z partnerem. Badania pokazały także, jak ważne jest zaspokajanie tłumionych potrzeb. Wielu Amerykanów odczuło ulgę, że zachowania, których przez lata się wstydzili, takie jak masturbacja, czy seks oralny, są zupełnie normalne i nie są chorobą. Kinsey odniósł więc wielki sukces edukacyjny. Poprawił także jakość życia seksualnego Amerykanów – wielu z nich po raz pierwszy usłyszało np. o tym, że istnieją różne pozycje seksualne.
Więźniowie, pedofile i luźne związki
Pomimo budującego oddźwięku społecznego, wywołanego przez raporty Kinsey’a, wywołały one także masę spekulacji na temat metodologii prowadzonych badań. Po otrząśnięciu się ze społecznego szoku przyszła pora na pytania o zasadność procedury badawczej i wiarygodność uzyskanych wyników. Szukanie niezgodności w raportach trwało jeszcze wiele lat po śmierci Kinseya. Jedną z najlepszych publikacji jest wydana w 1990 roku książka “Kinsey – seks i oszustwo”. Autorzy – Judith Riesman i Edward Eichel, znaleźli w pracach Kinseya szereg niezgodności. Okazało się, że badania były prowadzone na niereprezentatywnej próbie i nie uwzględniały wystarczająco szerokiego przekroju społecznego. Wyszło na jaw, że znaczny odsetek badań został oparty o wywiady pogłębione z więźniami, często przestępcami seksualnymi. W oparciu o takie wywiady Kinsey wysnuł szereg wniosków, które w rzeczywistości nie miały żadnego przełożenia na populację (przykładowo badania pokazały, że 95% respondentów przynajmniej raz w życiu dopuściło się przestępstwa na tle seksualnym). Podobnie było z tezami związanymi z homoseksualizmem. Riesman i Eichel dowiedli, że zostały one wysnute na podstawie wywiadów ze stałymi bywalcami klubów gejowskich, którzy stanowili ponad 10% próby badawczej. Książka pokazała także błędy w badaniach na temat zdrad małżeńskich. Wnioski były wysnuwane na podstawie zeznań par, które niekoniecznie były związane formalnie. Kinsey uznał bowiem za małżeństwo każdą parę, która spotykała się przynajmniej od roku. Autorzy publikacji uznali, że w tym sensie małżeństwem był także związek prostytutki i jej alfonsa. W tym wypadku błąd próby był związany z tym, że badacze nie znaleźli odpowiedniej ilości małżeństw, które zgodziłyby się na wywiady. Wyniki zostały więc w dużej mierze oparte o luźne związki, które w latach 40. XX wieku były czymś mało typowym, już na pewno nie reprezentatywnym.
Jednak najbardziej kontrowersyjnym okazał się fakt ujawniony wiele lat po pierwszym wydaniu raportów. Dotyczył sposobu wykorzystania dzieci do napisania części o dziecięcej seksualności. Kinsey, po przeprowadzeniu badań na dorosłych Amerykanach, postanowił bliżej przyjrzeć się popędom seksualnym małych dzieci. Razem ze swoimi współpracownikami przeprowadził wiele wywiadów z pedofilami. Okazało się także, że potajemnie prowadzono wyjątkowo okrutne badania na licznej grupie małych dzieci (zaczynając od wieku niemowlęcego), podczas których poddawano je intensywnej stymulacji oralnej i manualnej. Historycy zajmujący się problemem dotarli nawet do szczegółowych i bardzo dramatycznych zapisów takich procederów. W wyniku tych działań Kinsey stwierdził, że dzieci są „orgazmiczne” i tak, jak dorośli, są zdolne do osiągania podniecenia seksualnego i wyładowywania się poprzez seks. Stwierdził także, że publiczna nagonka na pedofilów jest próbą wymazania prawdziwych popędów seksualnych i usunięcia potrzeb małych dzieci na drugi plan. Takie wypowiedzi doprowadziły w późniejszych latach do wykorzystywania przez organizacje pedofilskie stwierdzeń Kinseya, jako argumentów na rzecz legalizacji zachowań pedofilskich. Warto zaznaczyć, że tak zwana „miękka” lub „dobra” pedofilia do dziś aktywnie działa w internecie i wykorzystuje wyniki badań do wybielenia działań patologicznych i niezgodnych z prawem.
Misja – nie do końca kolorowa
O szkodliwości działań Kinseya szczegółowo pisał w licznych publikacjach historyk z Uniwersytetu Houston – James H. Jones. Jako pierwszy znalazł on dobitne dowody na to, że Kinsey miał liczne problemy z własną seksualnością, co w konsekwencji doprowadziło do poważnych błędów badawczych. Był on nie tylko biseksualistą, wielokrotnie zdradzającym swoją żonę, ale też notorycznym masochistą. Organizował on regularne orgie z udziałem swoich współpracowników. Często także nagrywał ludzi w trakcie intymnych zbliżeń. Jones stwierdził, że badania przeprowadzane przez Kinseya w rzeczywistości służyły jemu samemu. Piętno dzieciństwa, spędzonego na przestrzeganiu moralnych zakazów, odbiło się na badaczu tak bardzo, że nigdy nie uporał się z własną seksualnością.
Dla Alfreda Kinseya badania były misją. Całe jego życie, niezależnie od motywacji, było podporządkowane precyzyjnemu kolekcjonowaniu interesujących przypadków. Z jednej strony, psychologiczne podłoże jego działań nigdy nie pozwoliło mu na trzeźwe spojrzenie na problem, którym się zajmował, ale z drugiej strony sprawiło, że Kinsey nigdy badań nie przerwał. Do końca życia marzył o zebraniu 100 000 wywiadów pogłębionych. Do końca też wierzył, że jeszcze bardziej zmieni świat. Prawda jest taka, że mimo ogromnego wkładu, jaki Kinsey wniósł do świadomości Amerykanów, nie wiedział kiedy przestać. Całkowicie zatracił poczucie tego, co najważniejsze, kompulsywnie szukał ukojenia dla własnych braków emocjonalnych. We wspomnianej wyżej biografii James H. Jones pisał, że Kinsey cierpiał na chroniczny brak miłości. I nie chodziło o to, że w nią nie wierzył lub że nie miał wokół siebie ludzi, którzy go kochali. Kinsey poprzez swoje badania chciał znaleźć metodę zmierzenia prawdziwego uczucia. Wierzył bowiem, że tylko to, co mierzalne, może stać się naszym świadomym udziałem.
Tekst: Julia Ożóg
socjolog
Opracowane na podstawie:
Jones H. James, „Alfred C. Kinsey. A Public/Private Life”
Reisman A. Judith, Eichel W. Edward, „Kinsey-seks i oszustwo”