Przed Walentynkami warto się zastanowić, dlaczego niektórzy ludzie boją się angażować? Czy to z obawy o zobowiązania czy o utratę wolności?

Z Ewą Wojtyną, psychologiem i lekarzem, rozmawia Renata Mazurowska


Renata: Dlaczego niektórzy ludzie boją się angażować w związek? Czy to z obawy o zobowiązania czy o utratę wolności?

Ewa: Strach przed uczuciem? Oj, powodów może być tyle, ilu ludzi. Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Trzeba zadać sobie pytanie o to, co przeszkadza kochać? Co mogłoby to ułatwić? Co najgorszego mogłoby się zdarzyć po np. 5 latach związku? Rzeczywiście często jest to obawa przed zobowiązaniami. Dopóki z uczucia czerpie się wyłącznie przyjemności, jest łatwo. Problemy zaczynają się, kiedy podejmujemy się próby stworzenia prawdziwego, długotrwałego związku. Kiedy trzeba zacząć dawać z siebie sporo wysiłku. Niektórzy nie są jeszcze gotowi do takiej utraty wolności? Do tego też trzeba dojrzeć.

Renata: A może boimy się zranienia?

Ewa: Często też jest tak, jak mówisz – pojawia się obawa przed zranieniem. Aby się uchronić przed katastrofą, nawet nie próbujemy zaczynać związku. Nie dajemy sobie prawa do uczuć. To trochę tak, jakby pojechać do Paryża i celowo przesiedzieć tam cały czas w hotelu – bo spodziewamy się, że będzie nam potem żal wyjeżdżać do domu, jeśli zobaczymy te wszystkie cudowne zakątki miasta…

Renata:  Jak się manifestuje nasza obawa? Albo w jaki sposób możemy rozpoznać, że ktoś inny boi się zaangażowania?

Ewa: Bardzo często jest tak, że po pewnym – dłuższym lub krótszym – czasie trwania znajomości ktoś zaczyna zachowywać się w taki sposób, by sprowokować zerwanie. Czasem jest to oziębłość, czasem jakieś przykre słowa, spóźnianie się, nadmierna zazdrość, szukanie dziury w całym, a czasem arogancja czy tak nachalne zachowania, że nie da się tego dłużej wytrzymać. Często nawet taka osoba nie zdaje sobie sprawy z własnego zachowania. Ale jeżeli nie wychodzi nam już któryś z kolei związek – warto się przyjrzeć temu z większym dystansem i sprawdzić czy nie powtarza się w tu jakiś schemat. Jakieś błędne koło. Bywa też tak, że ktoś w ogóle nie wchodzi w żadne związki. Nie umawia się na randki, ucieka w nadmierną pracę, naukę, hobby…

Renata: Czy ten strach można pokonać? Czy powinno się go pokonywać?

Ewa: Pewnie, że można to pokonać! A czy powinno się? Szkoda nie doświadczyć wspaniałych przeżyć z powodu strachu. Szkoda by było nie zobaczyć tego Paryża.

Renata: Dlaczego przeraża nas odpowiedzialność za uczucia? Bo wymaga wysiłku?

Ewa: Chyba tak. To koniec beztroskich dziecięcych znajomości. Dojrzały związek to już ciężka praca – choć niezwykle opłacalna. Niektórzy jednak boją się tej odpowiedzialności.

Renata: No ale przecież trudno oczekiwać, że można przez życie przejść lekko i bez szwanku? Zawsze nas coś zrani, zasmuci, także związki z innymi ludźmi. Jak się z tym pogodzić?

Ewa: Pomyśleć o drugiej stronie tej sprawy. O korzyściach, jakie pomimo trudności możemy uzyskać. O wszystkich fajnych przeżyciach po drodze. Skupienie się na pozytywach pozwoli poradzić sobie z trudnościami i porażkami. Porażki też mogą być twórcze, rozwojowe dla nas. Wykorzystajmy je w taki właśnie sposób. Cóż, nie ma róży bez kolców. Swoją drogą, to właśnie róża najbardziej kojarzy się z miłością.

Renata: Czy obawa o utratę wolności w związku jest słuszna?

Ewa: Nie da się ukryć, że w związku zmienia się poczucie wolności. Kończy się myślenie w kategorii ja, zaczyna się myślenie w kategorii my. Trzeba nauczyć się zawierać kompromisy. A to bez utraty części własnej wolności się nie stanie. Z drugiej jednak strony zyskujemy nową przestrzeń w postaci osoby naszego partnera. Nagle możemy korzystać z jego zasobów, mamy oparcie, mamy kogoś, kto nas uskrzydla. I może się okazać, że rezygnując z części własnej wolności, zyskujemy znacznie więcej – energię, pomoc i siłę do zdobywania świata. Myślę sobie, że to bardzo korzystna zamiana.


Renata:
Skakać do tej głębokiej wody czy nie? Bać się czy nie?

Ewa: Skakać! A co nam szkodzi! Szkoda by było nie doświadczyć miłości. Zresztą – jeśli czegoś już doświadczymy – możemy potem bardziej rozsądnie zdecydować, co dla nas dobre, a co nie. A każde doświadczenie, nawet to złe, sprawia, że stajemy się życiowo mądrzejsi. Zresztą po co skakać od razu z trampoliny. Zawsze można zacząć od skoku na mniejszą skalę, ostrożnego. A w miarę upływu czasu i zdobywania doświadczenia, strach będzie się zmniejszał. No i jakiś miły ratownik też zwykle czuwa w pobliżu.

 

Rozmowa była opublikowana w czasopiśmie Cogito.
23 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.