Natalia Jaroszewska potrafi uszyć sukienkę idealną dla każdej kobiety. Wśród jej klientek można odnaleźć najpopularniejsze polskie gwiazdy.

Gdy Agnieszka Dygant postanowiła pójść na kolację UNICEF-u w małej czarnej, Natalia Jaroszewska stwierdziła, że tak uroczysta okazja zasługuje na coś oryginalniejszego i w dwa dni uszyła fioletową sukienkę z szantungu, ozdobioną kryształkami Swarovskiego. Nic dziwnego, że klientki ją uwielbiają. Jej profesjonalizm doceniły chociażby Anna Maria Jopek, Magda Różdżka, Joanna Brodzik, Katarzyna Cichopek, Marysia Sadowska, Edyta Olszówka i Magda Cielecka. Podobno Jaroszewskiej wystarczy półgodzinna rozmowa, by poznać charakter klientki i zaproponować strój najlepiej odpowiadający jej osobowości. Dla niektórych kobiet przymiarki u niej spełniają wręcz rolę wizyty u psychoanalityka; wychodzą odprężone, zrelaksowane. „Zdaję sobie sprawę z tego, że już samo moje podejście i pozytywne spojrzenie daje bardzo dużo wiary w siebie. Ale ja to robię całkowicie szczerze (…). Naprawdę fascynuje mnie, że każda kobieta jest inna i ma w sobie coś wyjątkowego” – zapewnia projektantka. Jaroszewska nie lubi w modzie damskiej tylko dwóch rzeczy – wyuzdanie i maskulinizacja. Bo ani nadmierne odsłanianie, ani zbytnie ukrywanie nie służy kobiecemu ciału. O jej projektach już w czasach pierwszego autorskiego butiku w Juracie (Jaroszewska była wtedy jeszcze na studiach) mówiono, że to dwieście procent kobiecości. Można je rozpoznać po wyrafinowaniu, lekkości, delikatności. Jedyne czego im brakuje, to pewnej dozy ekstrawagancji, odrobiny nowatorskich pomysłów. Ale może odpowiednia klientka zachęci Jaroszewską do eksperymentów?Swoją pozycję w świecie mody Natalia zdobyła nie poprzez kontakty, ale dzięki ciężkiej pracy. Wspierał ją w tym jej mąż i menedżer, Michał Kowalski. Pomagał w otwarciu butiku w Poznaniu, a potem przeniesieniu go do Warszawy. Sukces nie zmienił zbytnio Jaroszewskiej – u szczytu kariery zamiast delektować się sławą, chodzić na imprezy i pozować do zdjęć, postanowiła urodzić dziecko. Nigdy nie żałowała tej decyzji, przeciwnie, z perspektywy czasu widzi, że przyjście na świat Mai (tak ma na imię córka) pozwoliło jej nabrać dystansu do blichtru świata mody.

Co decyduje o popularności Jaroszewskiej? Pewnie to, że dla każdego typu sylwetki potrafi zaprojektować sukienkę idealną, która nie tylko zakamufluje mankamenty figury, ale też wyeksponuje zalety. Nic dziwnego, że tak wiele aktorek i prezenterek telewizyjnych na czerwony dywan wybiera kreacje właśnie jej autorstwa. Ale Natalia i tak żałuje, że współcześnie coraz częściej chcąc się odmłodzić, kobiety odrzucają sukienki na rzecz spodni i nawet do teatru czy na eleganckie imprezy chodzą w dżinsach, bo „w ten sposób tracimy okazję, aby ładnie się ubrać”.
Takie twierdzenia mogą brzmieć niedzisiejszo, ale Jaroszewska sama przyznaje, że chyba urodziła się w nieodpowiedniej epoce. Szczególnie pociąga ją dwudziestolecie międzywojenne, które uważa za najciekawszy okres w modzie kobiecej. Dlatego w zeszłym roku napisała książkę „Chłopczyce, uwodzicielki, damy”. Wydaniu albumu towarzyszył pokaz kreacji inspirowanych (oczywiście) modą lat 20. i 30. XX wieku. Kolekcję tę można uznać za swoiste podsumowanie artystycznego credo projektantki. Wszystkie stroje były idealnie wykończone, uszyte z naturalnych materiałów. Większość stanowiły sukienki, choć znalazł się też, podkreślający kobiece kształty, garnitur – hołd złożony Marlenie Dietrich. Na wybiegu dominowała biel, skrzyły się kryształki Swarovskiego, kusiły koronki i przeźroczystości. Wszystko bardzo kobiece, zmysłowe, a zarazem idealnie wyważone, pozostawiające pole dla wyobraźni.

Dla porównania: jej ostatnia karnawałowa kolekcja została zainspirowana Bliskim Wschodem. Na wybiegu królowały zwiewne tiule, ekskluzywny jedwab; lśniły arabeski wyszywane złotą nitką i żakardowe wzory przypominające te z muzułmańskich świątyń. Do tego czarne piórka, pasy haftowane paciorkami; trochę błyszczących brązów, słonecznej żółci, przydymionych beży. Można było zobaczyć sukienki w stylu lat 50. i tuniki przywodzące na myśl szlafroki-kimona z okresu międzywojnia. I choć niektórzy dziennikarze narzekali, że Jaroszewska mogłaby trochę odświeżyć swoją konwencję nawiązywania do minionych epok, publika (a przynajmniej jej kobieca część) była zachwycona. A to jest przecież w modzie najważniejsze.

Jagna Jaworowska
banana.blox.pl/html

12 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.