Powieść kryminalna autorki serii o Harrym Potterze to świetna pozycja w gatunku, w którym rzadko kto dobrze sobie radzi. Jeśli macie półkę na kobiece kryminały, „Wołanie kukułki” powinno tam stanąć na honorowym miejscu.
Tekst: Sylwia Skorstad
Dwudziestopięcioletnia Robin Ellacott niedawno sprowadziła się ze swoim narzeczonym do Londynu. Szukając pracy w wielkim mieście, korzysta z usług agencji pracy tymczasowej i wynajmuje jako sekretarka na zastępstwo. W ten sposób trafia do podupadającego biura detektywistycznego. Jej nowy szef ma gigantyczne kłopoty finansowe i osobiste, ale też nowe zlecenie. Ma sprawdzić, czy słynna modelka faktycznie popełniła samobójstwo, jak twierdzi policja, czy też może ktoś wypchnął ją z okna zajmowanego apartamentu.
Robin wciąga się w śledztwo i zaczyna darzyć sympatią swojego nietuzinkowego pryncypała. Cormoran Strike ma wojskową, zagmatwaną przeszłość, protezę nogi, niewyparzony język i talent do robienia wokół siebie nieporządku. Jednocześnie detektyw ma głowę na karku i serce na swoim miejscu. Rozwiązywanie zagadki kryminalnej z pierwszych stron gazet okazuje się dla dziewczyny spełnieniem marzeń, z których istnienia nie zdawała sobie wcześniej sprawy. Robin wykazuje się inicjatywą i zaradnością, zbiera pierwsze pochwały. Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że powinna poszukać stałej pracy, a jej narzeczony wyśmiewa „zabawę w policjantów i złodziei”.
Galbraith czy Rowling?
Napisana pod pseudonimem powieść Joanne Rowling zyskała rozgłos, zanim jeszcze trafiła na księgarskie półki w kontynentalnej Europie. Autorka bestsellerowej serii o nastoletnim czarodzieju postanowiła napisać kryminał pod pseudonimem. Starannie wybrała sobie zastępcze personalia – Robert to jej ulubione imię męskie, a Galbraith to wymyślone nazwisko, które chciała nosić jako dziewczynka. Prawdziwą tożsamość autora pierwszej części serii o Cormoranie Strike znało tylko kilku zaufanych przyjaciół pisarki.
Jak prawda wyszła na jaw?
Słabym ogniwem w łańcuchu tajemnicy okazał się jednak partner firmy prawniczej reprezentującej Rowling. Ten w towarzyskiej rozmowie wyjawił sekret przyjaciółce żony, a ona przesłała tę informację do gazety „The Suday Times”. W ciągu kilku dni kryminał nieznanego nikomu autora stał się bestsellerem. Kancelaria wyraziła ubolewanie, Joanne Rowling rozczarowanie, a cześć czytelników przypuszczenie, iż cała akcja miała w sobie coś tajemniczego.
Czy Rowling, czy Galbraith, nie ma to wielkiego znaczenia, bo to po prostu dobra powieść! Podczas gdy inni autorzy kryminałów prześcigają się tworzeniu coraz mroczniejszych klimatów, autorka postawiła na klasykę. Nie ma wiader krwi, mrocznych piwnic, czy demonicznych postaci z pogranicza fantastyki. Są za to świetnie skrojone postacie, których losy chcemy śledzić, intrygująca zagadka i wiele fałszywych tropów. Są godziny żmudnej pracy detektywistycznej i puzzle drobiazgów, które ułoży jedynie wprawne oko. Jest też coś łagodnie kobiecego w tej powieści, to sympatia autorki do opisywanych postaci i zrozumienie dla kierujących nimi motywów. „Wołanie kukułki” nie wystraszy nikogo na śmierć i da odpocząć paznokciom naruszonym podczas lektury skandynawskich powieści kryminalnych.
Robin i Cormoran to bardzo interesująca para, pytanie tylko, czy wystarczająco skuteczna? Może uda się jej rozwiązać zagadkę śmierci modelki i jednocześnie podbić serca polskich czytelników.
Premiera książki 4 grudnia
„Wołanie kukułki”, Robert Galbraith/Wydawnictwo Dolnośląskie