Sześć kobiet, sześć listów, sześć różnych instrukcji jak dotrzeć do skarbu cenniejszego od złota. Bo nigdy nie jest za późno, by zmienić bieg swojego życia.
Tekst: Sylwia Skorstad
Umierający Wiktor Krasowski, człowiek, który miał w życiu wszystko, prosi swoją wierną towarzyszkę o wypełnienie ostatniej woli. Sześciu pochodzącym z różnych związków córkom chce podarować coś cennego. Każda z nich musi jednak wykonać wyznaczone przez niego zadanie, aby uzyskać należną jej część niezwykłego spadku. Do każdej z kobiet Wiktor pisze list z instrukcjami. To jego pożegnanie, ale też ukryty plan. Staruszek, który nie potrafił być dobrym ojcem, chce dać córkom coś cenniejszego od bogactwa – inspirację, bodziec mający moc sprawczą.
One i oni
Małgorzata Szyszko-Kondej prezentuje kolejno czytelnikom córki Wiktora Krasowskiego. Kreśli ich losy z taką wprawą, że trudno się od nich oderwać. Jednej żałujemy, innej zazdrościmy, trzeciej chcielibyśmy dać dobre rady. Poznajemy co prawda tylko fragmenty ich biografii, ale są to chwile kluczowe oraz wybrane wspomnienia, dzięki którym możemy wyrobić sobie o nic zdanie. Córki Wiktora to interesujące, twarde babki. Każda na swój sposób.
Mężczyźni są w „Sześciu córkach” prawie nieobecni. Jeśli w ogóle się pojawiają, to zwykle zawodzą, szczególnie jako ojcowie i partnerzy (choć zdarza się jeden supertata, a raczej ojczym w swej roli przewyższający o głowę biologicznego ojca). Odchodzą, nie dotrzymują obietnic, zdradzają przyjaciół, uciekają od obowiązków albo stanowią tylko tło dla otaczających ich kobiet. Po latach są mocni w gębie, ale to wszystko. A może nie, może potrafią więcej? Jak umierający Wiktor, który mimo wszystko ma dużą znajomość słabych i mocnych stron swojego potomstwa i zdobywa się na ostatnią próbę nawiązania kontaktu z najbliższą rodziną.
„Sześć córek” to wnikliwa, wzruszająca i prawdziwa powieść o współczesnych relacjach międzyludzkich. Nie pozostawia złudzeń, nie mami obietnicami, nie nuży stereotypami. Czuć w niej duże życiowe doświadczenie autorki. Małgorzata Szyszko-Kondej wie, że wszyscy chcemy być dobrymi rodzicami, ale zaledwie kilku osobom na sto się to udaje. Wie, że mamy tajemnice i ukryte pragnienia. Czasem zerkamy ciekawie na współpasażera w samolocie, by zaraz potem przenieść wzrok na swoją obrączkę. Wie również, iż wstydzimy się swoich porażek i w końcu przychodzi nam za nie zapłacić. Błędy rodzicielskie to bomby z opóźnionym zapłonem.
Tej bardzo życiowej i realistycznej prozie towarzyszy ukryte między słowami przekonanie, że dokąd jest czas, można przynajmniej próbować naprawić błędy. Między ludźmi tak dużo może się zdarzyć.
Małgorzata Szyszko-Kondej, „Sześć córek”, Wydawnictwo Świat Książki