Podkręćcie kaloryfery! Czas na norweski thriller psychologiczny, w którym na jeden rozdział przypada średnio 10 centymetrów śniegu i po kawałku trupa.

Tekst: Sylwia Skorstad

snieg

Dan Kaspersen wychodzi z więzienia. Spędził w nim kilkanaście miesięcy, bo skuszony możliwością szybkiego zarobku zgodził się przemycić z Holandii partię narkotyków. Jego wyjście na wolność nie przypomina jednak tego, o czym długo marzył. Nowe życie musi zacząć od uczestnictwa w pogrzebie brata. Jakob Kaspersen zmarł w okolicznościach, których Dan nie potrafi poskładać w całość. Znaleziono go martwego w samochodzie bez listu pożegnalnego. W głowie Dana kłębią się wątpliwości, czy jego brat faktycznie nie widział sensu w swojej spokojnej egzystencji w rodzinnej wsi, czy też ktoś wyprawił go na tamten świat.

Przebrnąć zamieć

Początek powieści norweskiego pisarza Leviego Henriksena nie zachęca do lektury. Jest ciężki, zimny, śnieżny i pełen nieprzyjemnych szczegółów. Dokładnie tak samo, jak powrót głównego bohatera do życia na wolności. Nikt nie czeka na niego z kwiatami, jest tylko stara bieda i nowy śnieg w zimnej, rodzinnej dolinie w pobliżu miasta Kongsvinger. Już na początku Dan pakuje się w kłopoty, a czytelnik nie jest pewien, czy może mu zaufać. Lubić tego gościa, czy dać mu iść samemu jego śliską drogą? Może nie warto inwestować w niego czasu?

Lubić i dać szansę! Daniel Kaspersen z początku nie mówi wiele o sobie, ale czym więcej śniegu spada na kartach powieści, tym bardziej daje się lubić. Jego przyjaźń z samotną matką i jej synkiem z czasem ogrzewa serce.

shutterstock_112840315

Mała ojczyzna

„Śnieg przykryje śnieg” to kolejna powieść Henriksena, której akcja rozgrywa się w wiosce Skogli. Ani to miejsce sielskie, ani anielskie, ale mające swój urok. Jedna z tych wiosek, w której wszyscy się znają. Każdy marzy o tym, by wyjechać, ale jeśli tego dokona, śni o tym, by wrócić. Ludzie wiedzą o sobie zbyt dużo, co czasem irytuje, a czasem daje poczucie przynależności. Mieszkańcy po wykonaniu codziennej pracy nie mają za dużo do roboty. Mogą skoczyć na zakupy do pobliskiego miasta albo pojeździć samochodem po wertepach. Może właśnie dlatego mają czas i ochotę, by spotkać się i pogadać. Gdy temperatura za oknem spada poniżej minut dwudziestu stopni, a wiatr wyje jak opętana dusza, nie ma nic lepszego niż gorąca herbata i pogawędka o starych czasach.

W rzeczywistości Skogli (w wolnym tłumaczeniu Leśne Wzgórze) trudno znaleźć na mapie Norwegii. Kilka kilometrów od Kongsvinger leży za to Granli (Świerkowe Wzgórze), czyli wioska, w której większość życia spędził Levi Henriksen. Jedno z tych miejsc, które się kocha nawet wtedy, gdy ma się ochotę je do cna znielubić.

shutterstock_104975069

Norweskie „Fargo”

Któryś z polskich recenzentów już okrzyknął „Śnieg przykryje śnieg” norweskim „Fargo”. Autor tak się ucieszył z tego porównania, że na oficjalnym profilu na Facebooku zapowiedział żartem przeprowadzkę nad Wisłę. Porównanie do filmu braci Coenów zasłużone, bo w powieści Henriksena zbrodnia niespodziewanie lekko rozrywa na dwoje senną, małomiasteczkową atmosferę. Wokół Dana dużo się dzieje, a niebezpieczeństwo nadchodzi wielkimi krokami, jednak długo tego nie słyszymy, bo gruba pokrywa śnieżna tłumi wszystkie niepokojące odgłosy.

Czy Kaspersen wykorzysta drugą szansę i przetrwa zadymkę? Przeczytajcie sami. Niech za oknem pada śnieg. Może sąsiad odśnieży.

 

Śnieg przykryje śnieg Levi Henriksen, Smak Słowa

 

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.