„Poradnik-odradnik” Pauliny Młynarskiej polubiłam od pierwszej strony. Jest autentyczny i napisany z pasją. Zaraża energią, wzrusza i skłania do przemyśleń. Sprawił, że nabrałam ogromnej ochoty poznać jego autorkę osobiście. Ale byśmy się nagadały!
Tekst: Sylwia Skorstad
Gdyby i ona uznała mnie za ciekawą rozmówczynię, to porozmawiałybyśmy o życiowych błędach i miłości. O macierzyństwie, którego filmowo-medialne oblicze jest tak dalekie od rzeczywistości. Albo pasji do podróży. Na pewno o feminizmie, który w Europie brzmi dumnie, a w Polsce głupio, jakby nas, kobiety znad Wisły, ominęło coś bardzo ważnego i już na zawsze jesteśmy skazane na zdanie: „o mężu złego słowa nie powiem, bo dużo pomaga mi w domu i przy dzieciach”. Tyle jest spraw, które chętnie omówiłabym z autorką tej książki, że trzech dni by mi nie starczyło na ich poruszenie.
Cztery rozwody i miłość
Jedną z najbardziej ujmujących cech autorki poradnika jest to, że nie próbuje opowiadać czytelnikom bajek, nie kreuje swojej biografii na nowo. Wszyscy mamy tendencję do przedstawiania swoich błędów tak, by wyglądały na usprawiedliwione, ba, jeśli spojrzeć na nie w odpowiednim kontekście, to nawet szlachetne! Pisanie pozwala na to w sposób szczególny i wielu autorów wpada w pułapkę nadmiernej autokreacji. Wzruszają się własną biografią, czasem współczują sami sobie, a czasem kreują na lepszych niż są. Czytelnik szybko wyczuwa fałsz z tego, co niewypowiedziane oraz przesłodzone. Mało co tak zniechęca do lektury, jak brak dystansu autora do siebie.
U Pauliny Młynarskiej wszystko brzmi autentycznie. Autorka przyznaje się do błędów oraz ich przykrych konsekwencji. Nie poucza i nie moralizuje, po prostu opowiada o tym, że życie, choć fascynujące, bywa też labiryntem, w którym trudno znaleźć prostą ścieżkę. Pragnąc miłości, można skończyć jako poczwórna rozwódka i samotna matka. Pragnąc dobra dziecka, można popaść w pracoholizm. Pragnąc pomóc innym, można popaść we współuzależnienie. Chcemy dobrze, wychodzi źle. Czy możemy się jednak nauczyć czegoś na swoich błędach? Możemy, choć to naprawdę niełatwe. Boli tak, jak dobrowolna rezygnacja z miłości, którą się ma za jedyną w swoim rodzaju. Trzeba przebudować kawałek siebie, czasem cos odciąć, czasem dać sobie samej po gębie.
Babskie gadanie
Czytając „Na błędach! Poradnik-odradnik” poczułam się, jak na babskim wieczorze spędzonym w gronie dobrych przyjaciółek. Jakby było wino i pyszne przekąski, a do tego rozmawianie bez tajemnic i bez tabu. Do rana, jak na pierwszym roku studiów. Czułam się tam komfortowo i bezpiecznie, wcale nie chciałam wracać do domu (choć zwykle się spieszę do męża, syna, kota i książek). Miałam wrażenie, iż z innymi uczestniczkami spotkania łączą mnie wspólne doświadczenia, wiedza oraz wzajemne zrozumienie. I że wszystko będzie w porządku.
Pewnego dnia kobiety w Polsce będą głosować samodzielnie w wyborach, a nie pytać mężów o zdanie. Będą ignorować facetów, którzy domagają się obiadu. Zaczną szanować zdanie innych kobiet. Przestaną myśleć o sobie tylko jako o matkach, których zadaniem jest się poświęcić. Dziennikarze będą tak samo korzystać z opinii ekspertek i ekspertów. Wszystkie zaczniemy uczyć się na błędach. Nauczymy prosić o pomoc, gdy jest nam potrzebna. I będziemy ze sobą rozmawiać. Bo czemu nie? Przecież wszystko zależy od nas!
Paulina Młynarska, „Na błędach! Poradnik-odradnik”, Wydawnictwo Prószyński i S-ka.
Kolejna pozycja napisana przez znaną twarz, która już nie miała pomysłu na zarobienie pieniędzy. Nie znam kobiety, która pyta męża o zdanie zamiast głosować samodzielnie. Przeciwnie, znam pary, które głosują podobnie, rozmawiają o tym. A to raczej dobrze, kiedy w związku mamy podobne poglądy polityczne. Kobiet ekspertek mamy Polsce zatrzęsienie i prawie „wyskakują z lodówki” Na poczekaniu mam w myśli kilka nazwisk. I naprawdę wolę te, które na rzeczy się znają a nie celebrycie ekspertki od 7 boleści. Matki pracują, realizują się. Może i niektóre się poświęcają, ale to nie jest zjawisko na nie wiadomo jaką skalę.. Takie rzeczy były może z 20 lat temu, a obecnie występują marginalnie.