Westernowa powieść o walce o drugą szansę. Czy można odzyskać utraconą niewinność?

Tekst: Sylwia Skorstad

okBadkaW małym miasteczku pewna samotna kobieta regularnie wchodzi w konflikt z prawem. Trafia do aresztu po bójkach i alkoholowych libacjach, awanturuje się, lekceważy upomnienia. Sprawia wrażenie, jakby nikogo się nie bała i nic ją nie obchodziło. Jakimś cudem za każdym razem unika naprawdę poważnych kłopotów. Jeden z miejscowych policjantów ma do niej słabość. Freedom, bo tak ma na imię kłopotliwa rezydentka, czasem odsłania przed nim swoje prawdziwe oblicze. Kiedy po alkoholu nie kontroluje słów i myśli, mówi o dzieciach, do których pisze listy i wspomina życie, jakie wiodła przed przybyciem do miasteczka. Matt ma wrażenie, że Freedom nie jest osobą, za którą się na co dzień podaje. Szybko okazuje się, iż ma rację. Wiedza o biografii tajemniczej kobiety wpędzi go w poważne kłopoty.

Jak rozsypane klocki

„Mam na imię Freedom” to jedna z tych powieści, w których czytelnik wie więcej od bohaterów. Ma świadomość, że wszystko mogłoby się ułożyć lepiej i szybciej, gdyby rozsiane po różnych częściach Stanów Zjednoczonych postacie spotkały się i wymieniły informacje. Czas ma znaczenie, bo jedna z bohaterek, dziewczyna wychowana w sekcie i nie znająca realiów współczesnego świata, została porwana pierwszego dnia tego, co miało być jej wielką ucieczką. Chowana pod kloszem, naiwna nastolatka właśnie odkryła, że z rodziną, jaką uważała za swoją, nie łączą jej biologiczne więzy. Chciała spotkać się z prawdziwą matką, ale już pierwszy przystanek na nowej drodze okazał się być śmiertelną pułapką.

shutterstock_312672755

Opowieść o Freedom i jej bliskich to historia mroczna i napisana przez kogoś, kto zna ciemne strony życia. Kogoś, kto poznał rodziny takie jak ta, w którą wżeniła się główna bohaterka. Zdemoralizowane, roszczeniowe i ciągle gotowe do walki. Przy stole wymienia się tam uszczypliwości i głupie żarty, zamiast uprzejmości. Nikt nikogo nie słucha, a wspólnota tworzy się na bazie nienawiści do tych samych zjawisk.

Autorka wie, że zło może wynikać zarówno z szaleństwa, jak i bierności. Jedni krzywdzą, bo znajdują w tym przyjemność, a inni przykładają rękę do tej krzywdy, bo nic nie mówią i nic nie robią. Udają, że to nie ich interes lub chronią krzywdzicieli z poczucia przywiązania bądź solidarności. I tak samo jak krzywdziciele, są winni.

shutterstock_241397794

Czarne i białe

Jax Miller napisała powieść, w której jak w westernie istnieje wyraźny podział na dobro i zło. Czarne charaktery są odrażające, a dobre można od razu polubić. Choć jest w niej sporo odcieni szarości, to ma się wrażenie, iż w pewnym momencie czerń zdominuje wszystko. W rzeczywistości i umyśle Freedom niewiele jest miejsca na nadzieję. Kobietę napędza już tylko strach i żądza zemsty. To czytelnik musi pamiętać za nią, że wszystko jest możliwe.

shutterstock_222408142

„Mam na imię Freedom”, Jax Miller, Wydawnictwo Prószyński i S-ka

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.