„Kobiety pistolety” jest opowieścią jednej z ostatnich żyjących członkiń grupy kobiet, którym po Powstaniu Warszawskim przyznano status jeńców wojennych. Zamiast do obozu jenieckiego przewieziono je jednak do koncentracyjnego.

Tekst: Sylwia Skorstad

 

Urodzona w 1925 roku Maria Kowalska wstąpiła do konspiracji jako siedemnastolatka, przybierając pseudonim „Myszka”. Brała udział w Powstaniu Warszawskim jako sanitariuszka. Po upadku powstania razem z trzydziestoma dziewięcioma innymi kobietami została przetransportowana do obozu koncentracyjnego Stutthof.

„Kobiety-pistolety” były wyjątkowe. Podczas transportu Niemcy zdecydowali, że zyskają status jeńców wojennych. Z relacji wynika, że w obozie nie miano pewności, jak je potraktować. Pozwolono im zachować ubrania i buty, nie zgolono im włosów. Początkowo władze obozu przyznały im osobny barak, z którego mogły wychodzić jedynie na apele. Nie skierowano ich do pracy. Kiedy kobiety wystosowały oficjalne zażalenie, iż powinny znaleźć się w obozie jenieckim, a nie koncentracyjnym, decydenci przypomnieli sobie o nich i… dołączyli je do innych więźniarek Stutthof. Relacja Marii Kowalskiej to historyczne świadectwo tamtych wydarzeń.

Rozmowy o tym, co trudne do wypowiedzenia

Dyskutując z dziennikarzem Wiktorem Krajewskim, Maria Kowalska wielokrotnie umniejsza swoje zasługi. Nie uważa, że dokonała czegoś niezwykłego, raz za razem tłumaczy, iż jej udział w powstaniu był czymś oczywistym, nie nosił znamion bohaterstwa. Wyjaśnia, że był to wybór jedyny z możliwych. Przybliża perspektywę swoją i koleżanek, a tym, którzy dzisiaj krytycznie oceniają działania powstańców przypomina, iż współczesne spojrzenie nie jest tożsame z tym, jak na przebieg wydarzeń patrzyło jej pokolenie: „Dla nas powstanie było najlepszym wyjściem z sytuacji. Nigdy nie żałowałam udziału w walce. Żałowałam końca i tego, że się nie udało.”

Można się domyślać, że „Myszkę” niełatwo było namówić na zwierzenia. Przez wiele lat milczała. Być może do zmiany zdania przekonało ją poczucie, że jej świadectwo ma duże znaczenie. Jej losy przypominają, że im mniej wiemy o historii, tym częściej ona się powtarza. Bohaterka książki mówi wprost, że przeraża ją to, co obecnie dzieje się w kraju i że nie o taką Polskę walczyła. Przyznaje się też do obawy o przyszłość: „Obserwując dzisiejszy świat, widząc, do jakich sytuacji dochodzi, nie jestem w stanie uwierzyć, że jeszcze nie nauczyliśmy się w pełni szanować innych i tolerować odmienności, różnorodności; że po tym jak zaznaliśmy wolności, niepodległości, spokoju, nastały chore – tak, nie boję się tego powiedzieć – chore czasy. Chore na nienawiść, która toczy wielu z nas. A taka wzajemna nienawiść musi kiedyś mieć upust. Ja nawet nie chcę myśleć, do czego to może doprowadzić.”

Pytana wprost o znajomość z Rajmundem Kaczyńskim, szybko ucina jednak rozmowę. Zamiast o nazwiskach woli rozmawiać o zjawiskach.

Za mało historii w historii

Sięgając po „Kobiety-pistolety” warto wiedzieć, czego się spodziewać. Tytuł sugeruje, że będzie to opowieść o wielu członkiniach tamtej niezwykłej grupy. Czytelnik ma prawo oczekiwać po nim, iż lektura pozwoli mu poznać mało znany i dopiero od niedawna eksplorowany fragment historii.

Termin „kobiety-pistolety” pada jednak tylko dwukrotnie, z jakiegoś powodu Wiktor Krajewski nie zdecydował się eksplorować tego wątku. Zabrakło mi w tej książce opowieści o koleżankach Marii Kowalskiej. Fragmenty dotyczące samego powstania oraz przeżyć obozowych zajmują mniej niż 40% liczącej i tak zbyt mało stron pozycji. Dziennikarz szczegółowo wypytuje „Myszkę” na przykład o losy jej dziadków oraz rodziców, o dzieciństwo, ale już nie o to, jak wyglądały jej relacje z kobietami z grupy obozowej oraz jakie były historie jej koleżanek. Dowiadujemy się tylko o kilku zdarzeniach z czasów powstania oraz kilku z obozu. W jednym z fascynujących fragmentów Maria Kowalska opowiada o tym, jak w Stutthof jej grupa organizowała sobie czas, ucząc się nawzajem języków obcych lub grając w karty. Szkoda, że nie padło więcej pytań o te i inne aktywności.

Najmocniejszą stroną „Kobiet-pistoletów” jest bez wątpienia postać głównej bohaterki. Najsłabszą zaś niewłaściwe pytania.

Maria Kowalska, Witold Krajewski „Kobiety pistolety. Maria Kowalska w rozmowie z Wiktorem Krajewskim”, Wydawnictwo Prószyński i S-ka

 

 

 

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.