Opowieść o dziewczynie, która chciała na kilka godzin pójść do miasta za rzeką, ale raz przekroczywszy nurt, nie mogła do niego powrócić. Rzeka zaś dzieliła świat na dwoje.
Tekst: Sylwia Skorstad
Hyeonseo była szczęśliwą dziewczynką. Wraz z ojcem pracującym dla armii, mamą i bratem często się przeprowadzała, ale nie przeszkadzało jej to, bo dzięki częstym zmianom miejsca poznała spory kawałek kraju. W końcu rodzina osiadła w cichym, przygranicznym miasteczku. Matka zajmowała się interesami, a ojciec, po odejściu ze służby, zaczął podróżować za granicę. Hyeonseo chodziła do szkoły, gdzie uczyła się wierszy i piosenek. Opowieści nauczycieli często wzruszały ją do łez. Przejmowała się bardzo ludźmi z odległych zakątków świata, którzy mieli gorzej od niej – głodnymi, biednymi, dotkniętymi przez wojny i niesprawiedliwość. Rozumiała wtedy dobrze, że dane jej było urodzić się we wspaniałym miejscu, gdzie nad losem obywateli czuwają dobrzy, sprawiedliwi i hojni przywódcy. W Korei Północnej.
Trawa po drugiej stronie rzeki
„Dziewczyna o siedmiu imionach” to opowieść o północnokoreańskim reżimie widzianym z perspektywy przeciętnego obywatela. Nie ma w niej dużo wielkiej polityki, analiz historycznych czy próby dogłębnego zrozumienia mechanizmów działania systemu. Jest za to prawdziwa, w pełni ludzka relacja, fascynująca dzięki swojej prostocie i szczerości. Hyeonseo nie kreuje się na bohaterkę, choć przecież mogłaby, tym bardziej, że ubarwianie własnej biografii było przez lata jej strategią przetrwania. Czytelnik uwierzyłby w każdy drastyczny szczegół, bo przecież tego właśnie się spodziewa po opowieści uciekinierki z najbardziej opresyjnego kraju świata. Kobieta jednak mówi, jak było naprawdę.
Hyeonseo nie uciekła z Korei, bo miała świadomość, że mieszka w państwie-więzieniu. Jako nastolatka zaczęła sobie zdawać sprawę, iż jej rodacy głodują i nie wszystko w państwie działa, jak należy. Nie lubiła na przykład cotygodniowego rytuału oskarżania koleżanek z klasy, ale radziła sobie z obowiązkiem wyrażania publicznej krytyki umawiając się z innymi dziewczętami na wzajemne pomówienia o mało znaczące przewinienia. Jednocześnie wierzyła bezkrytycznie w legendy o boskiej rodzinie Kimów i kochała swoją wioskę oraz stosunkowo wygodną pozycję społeczną, jaką dawała jej przynależność do uprzywilejowanej kasty. Hyeonseo uciekła z Korei Północnej przez przypadek. Niechcący. Jako siedemnastolatka bardzo chciała zobaczyć, co znajduje się za rzeką, w Chinach. Kusiły ją światła i zakazana przygoda. Poszła na nocną wyprawę z przekonaniem, że wróci za kilka godzin. Nie wróciła nigdy.
Siedem gór, tęsknot i imion
Opowieść o tułaczce Hyeonseo po Azji jest równie zajmująca jak jej relacje z Zakazanego Imperium. Nastolatka zupełnie nie znająca świata i jego reguł, o którą zawsze dbała rodzina, nagle musi sama znaleźć swoje miejsce na ziemi. Dotąd funkcjonowała w kontekście rodzinnym, liczyło się to, kim byli jej dziadkowie i rodzice, jaką zapewnili jej pozycję. Teraz jest tylko ona, osoba bez historii i tożsamości, którą ciągle wymyśla na nowo. Wszystko, co kochała, zostało za siedmioma górami. Jej wykształcenie nie ma żadnej wartości, wszystko, czego ją nauczono, było kłamstwem.
Hyeonseo potrafi jednak zdobywać wiedzę, bo nauczono ją kochać książki, a także pisać po chińsku, co wkrótce uratuje jej życie. Potrafi też wierzyć. Że będzie dobrze, że kiedyś dowie się, co się dzieje z jej rodziną, że nikt nie rozpozna w niej uciekinierki, którą należy deportować do ojczyzny, gdzie czeka śmierć w obozie pracy. Człowiek jest mocny.
Wieloletnia wędrówka koreańskiej uciekinierki ma w sobie elementy, które rozpozna każdy emigrant. Jest tam radość z wolności i pytanie, jak ją wykorzystać i być z tym szczęśliwym. Jest dojmująca tęsknota za domem, choćby był brzydki, biedny i nieprzyjazny. Jest potrzeba powrotu do korzeni, nawet gdyby miało to kosztować fortunę bądź życie. Jest niepewność własnej tożsamości i związane z tym poczucie bezdomności. Jest też odwaga do przekraczania granic, poczucie, że wszystko jest możliwe, jeśli tylko odpowiednio się postarać. Jest radość i gorycz.
Ci, co stracili dom
„Dziewczyna o siedmiu imionach” to również opowieść o ludziach, którzy stracili wszystko i potrzebują zacząć raz jeszcze. Polityka Korei Południowej zakładająca przyjmowanie uchodźców i oferowanie im programu wstępnego z jednoczesnym naciskiem na realistyczne spojrzenie na ich szanse w nowym środowisku, jest warta uwagi. „Będzie ciężko, ciężej niż myślisz” – mówią urzędnicy nowo przybyłym i uczą ich, jak zdobywać wykształcenie lub szukać pracy. Ostatecznie wszystko zależy od nas.
„Dziewczyna o siedmiu imionach”, David John, Hyeonseo Lee, Wydawnictwo Prószyński i S-ka