Izrael i Palestyna znajdują się daleko, a szczegóły ich konfliktu trudno spamiętać. Waśń między dwoma narodami trwa już tak długo, że przyzwyczailiśmy się do jej istnienia. Lektura „Drzewa migdałowego” może sprawić, że wiadomości z tamtego regionu zacznie się śledzić z zapartym tchem.
Tekst: Sylwia Skorstad
Czy zastanawiasz się czasem, jak wyglądałoby twoje życie, gdybyś urodził się w innym kraju? Czy byłbyś tą samą osobą? Czy miałbyś szansę rozwinąć swoje talenty i wykorzystać dany potencjał?
Ahmad urodził się w pechowym miejscu na Ziemi, a właściwie w pechowym dla niego czasie. Kilkadziesiąt lat wcześniej w tym samym miejscy jego przodkowie uprawiali pomarańcze oraz oliwki i wiedli spokojne życie. Za czasów Ahmada wszystko się zmieniło, a ziemia, na której stała jego wioska, została przeklęta. Na pograniczu izraelsko-palestyńskim nikt nie był już bezpieczny. Ahmad i jego arabska rodzina w jednej chwili zostali niepożądanymi rezydentami. Nieszczęścia zaczęły na nich spadać jedno po drugim. Najpierw na minę weszła młodsza siostra chłopca, potem żołnierze wygonili z domu jego rodzinę. Pokojowo nastawiony i optymistyczny ojciec, który potrafił dać dzieciom nadzieję na lepsze jutro, został oskarżony o terroryzm i aresztowany. Dwunastoletni Ahmad musiał stać się głową rodziny. Chłopiec rzucił szkołę i zatrudnił się wraz z bratem na budowie, aby wykarmić mieszkające w dziurawym namiocie rodzeństwo oraz matkę.
„Drzewo migdałowe” to opowieść o życiu Palestyńczyka na ziemiach zajętych przez Izrael opowiedziana z perspektywy dziecka. Nie epatuje przemocą, nie wgłębia się w szczegóły politycznego konfliktu, nie próbuje nam tłumaczyć podłoża toczącej się tam od lat wojny. Mówi o przyjaźni, miłości i poświęceniu. O troskach małego chłopca, który chciałby chodzić do szkoły i bawić się z rodzeństwem, a zamiast tego musi w jednej chwili dorosnąć i wziąć odpowiedzialność za innych. Świat widziany jego oczami jest jednocześnie skomplikowany i bardzo prosty. Każdego dnia może na ciebie spaść dowolne nieszczęście, a ty nie będziesz mógł nic na to poradzić. Dokąd więc możesz, próbuj robić swoje. Tak jak drzewo migdałowe rosnące obok namiotu rodziny Ahmada. Mimo fatalnych warunków do rozwoju, trzyma się życia, wydaje owoce i karmi nimi swoich przypadkowych opiekunów. W jego niewzruszonym spokoju jest coś bardzo kojącego.
Michelle Cohen Corasanti pisze z empatią i wyczuciem. Współczuje swoim bohaterom, ale nie lituje się nad nimi. Ma też świadomość, że z tego samego drzewa mogą wyrosnąć różne owoce. Losy Ahmada i jego brata mogą symbolizować różne postawy, jakie kształtuje środowisko pełne ekstremalnych zagrożeń.
Ahmad dzięki niezwykłemu talentowi matematycznemu wyrywa się z piekła i dostaje szansę na naukę. Potrafi ją wykorzystać, bo uczy się współpracować z ludźmi, których zdaniem swoich rodaków powinien nienawidzić. Jego zdolność wybaczania staje się z czasem tak samo ważna, jak pasja naukowa. Zyskuje żydowskich przyjaciół i dzięki nim może osiągnąć więcej. Liczy na to, że jego działania poprawią los całej rodziny.
Rzeczywistość wkrótce zweryfikuje siłę talentu Michelle Cohen Corasanti. Urodzona w USA w żydowskiej rodzinie autorka postanowiła napisać powieść, dzięki której czytelnicy z całego świata mogliby spojrzeć inaczej na konflikt izraelsko-palestyński. Zależało jej na ukazaniu wielu odcieni tej wyniszczającej i niekończącej się waśni. Jej ambicją było zaapelować do sumienia Amerykanów i całego demokratycznego świata. Czy talent Cohen Corasanti wystarczy, by zwrócić większą uwagę na sytuację odciętych od świata mieszkańców Strefy Gazy?
Na granicach izraelsko-palestyńskich znowu słychać wybuchy bomb. 9 lipca portal timeofisrael.com opublikował artykuł opowiadający o setkach Żydów, którzy przyszli do domu zabitego palestyńskiego nastolatka Abu Khdeira, by złożyć kondolencje jego rodzinie. Czytając o ich milczącej niezgodzie na przemoc myślałam o „Drzewie migdałowym”. Zawsze istnieje nadzieja na pokój. Dokąd żyje choć jeden dobry człowiek.
„Drzewo migdałowe”, Michelle Cohen Corasanti, Wydawnictwo Sine Qua Non