Pandemia oraz związane z nią restrykcje u jednych pobudzają seksualną aktywność, a u innych hamują pożądanie i sprawiają, że ich życie seksualne zamiera. Obie reakcje są tak samo naturalne.
Tekst: Sylwia Skorstad
Podczas obecnej pandemii seksuolodzy obserwują dwa interesujące trendy – część z nas czuje w sobie gwałtowną seksualną wiosnę, zaś część w sypialni popadła w zimową hibernację. I choć obie postawy mogą dziwić bądź niepokoić, są tak samo naturalne.
Seksuolodzy już wkrótce napiszą o tym opasłe opracowania naukowe, ale na razie mają pełne ręce roboty, bo w polu ich zainteresowania pojawia się wiele nowych, interesujących informacji. Poza tym, jeśli praktykują jako terapeuci, to teraz ich telefony się urywają. Dzwonią single, którzy nie wiedzą co zrobić z nagromadzoną energią oraz partnerzy, którzy nie mają gdzie odpocząć od rozochoconego małżonka. Także ci, co nagle zaczęli sekstować na czatach i jest im głupio, ci, co dostali tak zwane „dick pic”, czyli niezamawianą fotkę penisa i nie mają pojęcia, jak zareagować i wreszcie ci, co takowe zdjęcia zaczęli wysyłać, choć nie do końca wiedzą, czemu. Niepokój, poczucie utraty kontroli nad codziennością oraz nuda powodują, że życie seksualne wielu z nas zaczyna wychodzić poza znane sobie ramy.
Branża, która wygrała na pandemii
Aż dziwne, że wielbiciele teorii spiskowych jeszcze nie wpadli na pomysł, że pandemia może być sprawką ludzi, którzy znają mechanizmy naszych seksualnych żądz. Jeśli prawdą jest, iż zawsze należy podążać za pieniędzmi, a winnym jest zwykle ten, kto zarabia na kryzysie, to za koronawirusem stoją producenci wibratorów oraz światowi potentaci branży porno.
Wszędzie tam, gdzie za sprawą pandemii wprowadzono ograniczenia w życiu społecznym, przemysł erotyczny rozkwitł. Znaczący wzrost sprzedaży gadżetów erotycznych notuje się między innymi w krajach skandynawskich, Niemczech, USA oraz Kanadzie. W pierwszych tygodniach wprowadzenie kwarantanny w Danii sprzedano on-line o blisko 300% więcej wibratorów niż zwykle, w Kanadzie zaś zanotowano 145% wzrost sprzedaży gadżetów erotycznych. USA okazało się bardziej purytańskie, bo tam asortyment seks-shopów znika z półek „tylko” o 80% szybciej niż zwykle.
Ze statystyk największego internetowego dostawcy treści pornograficznych, czyli serwisu Porhub, można odczytać światową historię epidemii koronawirusa. Dni, w których w danym kraju zalecono lub nakazano obywatelom pozostanie w domach, były jednocześnie początkiem okresu wzmożonej aktywności w wyszukiwaniu treści pornograficznych. W niektórych miastach Francji dzienny ruch na stronie wzrósł w połowie marca o ponad 90%.
Serwis donosi w swoich regularnych raportach statystycznych, iż od czasu wybuchu pandemii koronawirusa notuje w Europie średnio o 15-25% większy ruch niż w porównywalnym okresie zeszłego roku. Jeśli chodzi o statystyki światowe, od początku marca liczba odwiedzin rośnie każdego dnia w stosunku do przeciętnego dla danego okresu ruchu – początkowo powoli, o 3-4% dziennie, potem o 8-10%, a po 23 marca aż o 20-25%.
Teoria opanowania trwogi
Doktor Justin Lehmiller fakt, iż pandemia i warunki z nią związane wywołują u części z nas wzmożony apetyt na seks, tłumaczy między innymi teorią opanowania trwogi (angielskie: TMT). Zakłada ona, iż ludzie są w stanie uświadomić sobie swoją śmiertelność i włączyć mechanizmy obronne mające na celu uporanie się z lękiem przed nią. Możemy znaleźć nieśmiertelność na przykład poprzez podkreślanie własnej roli w społeczności, aktywność kulturalną lub… uprawianie seksu.
Gdy rzeczywistość przypomina nam o nieuchronnej skończoności rzeczy, a w ostatnich tygodniach przypomina często, bowiem serwisy newsowe bombardują nas informacjami o zagrożeniach zdrowotnych, część z nas reaguje na to wzrostem seksualnego apetytu.
Kiedy w 2004 roku grupa psychologów badała postawy wobec śmierci, odkryła, iż u mniej więcej jednej czwartej z badanych rozmowy o własnej śmiertelności sprawiły, że ich życie seksualne stało się bardziej intensywne. I nie ma w tym nic dziwnego, bowiem z punktu widzenia socjolobiologii mamy tylko jedno ewolucyjne zadanie –przetrwać jako gatunek.
Nie bez powodu mawia się, że najlepszy seks zdarza się po pogrzebach. Potrzeba ciepła, bliskości i celebrowania życia w jego najbardziej ekstatycznej formie to przypomnienie, że co by nie było, to dla nas wszystko wciąż toczy się dalej.
Za dużo stresu
Nie dla wszystkich jednak koronawirusowa zawierucha będzie seksualną wiosną. Część z nas czuje się zbyt zestresowana, zaniepokojona i przytłoczona obecną sytuacją, by myśleć o seksie, a życie seksualne zamiera. Chemia robi swoje – jeśli przez większą część dni martwisz się na przykład o swoje bezpieczeństwo, finanse albo stabilność polityczną kraju – to możliwe, iż nawet propozycja seks-randki od ulubionego aktora nie wzbudziłaby twojego entuzjazmu.
Jeśli doświadczasz spadku pożądania i związanego z tym niepokoju, seksuolodzy uspokajają, iż zwykle to tylko etap przejściowy. Gdy poczujesz się pewniej i bezpieczniej, apetyt na seks wróci i życie seksualne znowu rozkwitnie. Pozwól sobie być sobą i pamiętaj, że każdy z nas ma prawo reagować na kryzys po swojemu.
Możesz również spróbować poszukać nowych fantazji seksualnych w zaciszu własnego umysłu. W wyobraźni jesteś zawsze w stanie stworzyć warunki idealnie odpowiadające twoim potrzebom, a ponieważ mózg nie do końca odróżnia prawdę od fantazji, możliwe, iż zdołasz poprawić zachwiany balans hormonalny właśnie dzięki erotycznym fantazjom.
Gdy zamknęli bary
Dla tych z nas, którzy nie mają partnera, pandemia może się stać okresem bolesnego niespełnienia. Osoby, które zwykle nie stroniły od przygodnego seksu, teraz mają mniej okazji do jego uprawiania.
Norweski Instytut Zdrowia Publicznego na jednej z codziennych kwietniowych konferencji ogłosił, że w związku z epidemią koronawirusa liczba wykrytych zakażeń chorobami przenoszonymi drogą płciową spadła w kraju o więcej niż połowę w stosunku do porównywalnego okresu w roku 2019. Przedstawicielka Instytutu wyjaśniła ten fenomen na dwa sposoby – po pierwsze, ludzie nie mogą chodzić do barów, a po drugie, trudnej jest się im dostać na wizytę lekarską i zrobić badania. Spadek zachorowań na choroby weneryczne to z pewnością benefit zdrowotny pandemii na całym globie.
Co robić, gdy natura nakazuje schronić się przed lękiem w ramionach kogoś, kto ma podobne pragnienia? Tu seksuolodzy, w tym Lehmiller, dr Erin Watson oraz Tasha Falconer, są jednogłośni – jak cudownie, że mamy internet! Z ich obserwacji wynika, że od czasu rozpoczęcia pandemii wykorzystanie tak zwanego sex-tech znacząco wzrosło. Sekstujemy, czyli rozmawiamy z innymi o seksie przez internet, wysyłamy seksowne foty, używamy razem gadżetów, przekraczamy granice. Lekko apokaliptyczny klimat sprzyja myśleniu, że skoro „wszystko idzie do diabła”, to ryzykownych zachowań nie pisze się w rejestr.
Nurkując do wirtualnego seks-świata warto pamiętać o dwóch rzeczach. Po pierwsze, że obie strony powinny stale kontrolować, czy są zgodne co do kolejnych kroków. Ta gra wymaga cierpliwości i finezji. Mówiąc najprościej – nigdy nie wysyłaj komuś zdjęcia swoich genitaliów, zanim on o to wyraźnie nie poprosi (w wielu okolicznościach niechciane nagie zdjęcie może zostać uznane za rodzaj psychicznego gwałtu). Po drugie, pandemia się kiedyś skończy i wrócisz do realnego świata. Warto się upewnić, iż będzie do czego wracać.
Doktor Karla Ivankovich autorka „Talk dirty to me” spodziewa się, że pandemia COVID-19 stanie się pośrednią przyczyną tak samo wielu nieplanowanych narodzin, rozwodów, jak i emocjonalnych zbliżeń wieloletnich parterów. Wszystko, jak zwykle, zależy od nas.