Kulisy wielkiej polityki i przesłanie, które nie podnosi na duchu. Czasem w demokracji wygrywa ten, kto ma najmniejsze pojęcie o rządzeniu.
Tekst: Sylwia Skorstad
Książka wydana piątego stycznia w USA trafiła na polski rynek w ekspresowym tempie. I nie ma się co dziwić, to murowany hit. Nie tylko od razu został numerem jeden na liście najlepiej sprzedających się pozycji New York Timesa, ale też wywołał wiele dyskusji i kontrowersji daleko poza granicami Ameryki. O „Ogniu i furii” zrobiło się głośno, zanim jeszcze w ogóle ukazała się na rynku. Wiadomo było bowiem, że Biały Dom próbował zablokować publikację, a w świecie wydawniczym trudno o lepszą reklamę. Autor deklarował, że przez ostatnie osiemnaście miesięcy miał stały dostęp do najbliższych ludzi prezydenta, zatem potrafi odpowiedzieć na pytania, jakie zadaje sobie cały świat, z których najważniejsze to: „Jaki naprawdę jest Donald Trump i co on, do diabła, wyprawia”?
Gorzej niż w „House od Cards”
Lektura „Oginia i furii” to zajęcie bardziej przygnębiające niż oglądanie serialu „House od Cards”. Wiemy bowiem, że opowiada nie tylko o prawdziwych mechanizmach, ale też prawdziwych osobach mających obecnie realny wpływ na losy świata. Wolff co i rusz przekonuje, że jednym z najpotężniejszych przywódców na globie został człowiek przypadkowy, nie mający wiedzy, kompetencji ani zaplecza politycznego koniecznych do wykonywania powierzonych mu zadań.
Zdaniem autora „Ognia i furii” Trump nigdy nie planował wygrać wyborów, a jego kampania była jedynie zabiegiem marketingowym mającym na celu zwiększenie jego prestiżu i umocnienie się marki. Zwycięstwo było ponoć dla sztabu przyszłego prezydenta jak wyrok. A najmniej miała się cieszyć z nowego rozdziału kariery Trumpa jego żona, Melania. Słoweńska modelka na wieść o tym, że zostanie Pierwszą Damą, zalała się łzami. Z relacji Wolffa można wysnuć wniosek, iż czterdziesta piąta prezydentura USA to w ogóle zła wiadomość dla wszystkich kobiet. Cóż, może z wyjątkiem Ivanki Trump.
„Naturalny pociąg do ślicznotek”
Michael Wolff przekonuje, że Biały Dom pod kierownictwem Donalda Trumpa to miejsce chaotyczne, niezorganizowane i pełne ludzi przypadkowych, którzy trafili na dane im stanowiska nie dzięki kompetencjom, a znajomościom oraz wyjątkowym zdolnościom do ignorowania głupoty i arogancji szefa. A w dodatku to miejsce, w którym nie szanuje się ani kobiet, ani ich wizji świata. Autor „Ognia i furii” przypomina, iż Donald Trump już podczas kampanii stał się najsłynniejszym na świecie natrętem, który bez żenady wygłaszał pogardliwe tezy dotyczące kobiet. I że jako szef Białego Domu nie zamierza przestać.
Jego najsłynniejsza wypowiedź padła w stacji NBC podczas debaty dotyczącej molestowania seksualnego. Przyszły prezydent powiedział wtedy:
„Mam naturalny pociąg do ślicznotek. Po prostu zaczynam je całować. To jest jak magnes. Po prostu całuję. Nawet nie czekam. Jak ktoś jest znany, to mu się na to pozwala. Człowiek może właściwie wszystko. (…) Złapać je za cipkę. Człowiek może wszystko.”
Okazało się, że faktycznie może wszystko. Nawet wygrać wybory po wygłoszeniu takich słów.
Prezydent nie dla kobiet
Z relacji amerykańskiego dziennikarza wynika, że w Białym Domu po raz pierwszy od czasu prezydentury Kennedy’ego para prezydencka zajmuje osobne pokoje i sypialnie. Czterdziesty piąty prezydent rzadko widuje się z małżonką, a w swoim pokoju kazał wstawić zamek. Stosunki między parą prezydencką są chłodne, co Trump tłumaczy faktem, iż kobietom należy dawać wiele przestrzeni.
Kobietą, która zyskała na tej prezydenturze, wydaje się być jedynie córka prezydenta, Ivanka Trump. Od marca 2017 roku pełni ona służbę w administracji jako asystentka prezydenta. Pomaga ojcu, rozumie go i akceptuje, a dzięki temu zyskuje szerokie uprawnienia. Jak pisze Wolff:
„Gdy masz ojca palanta i nie jest to żadną tajemnicą, takie życie może być nawet zabawne. Może być czymś na kształt komedii romantycznej. (…) Nawet jeśli to nie czysty oportunizm, z pewnością można mówić o transakcyjności.”
Choć Trump pracuje z kobietami, to ceni je nie za wiedzę czy umiejętności, ale… za lojalność. Uważa, że mężczyźni mają własne cele do osiągnięcia, więc nie można im do końca ufać, za to kobiety potrafią się skupić na mężczyźnie. Mężczyźnie takim jak on.
„Ogień i furia. Biały Dom Trumpa” to książka którą warto przeczytać między innymi po to, by zadać sobie pytanie, czy każdy polityk, który mówi dużo, ostro i głośno, zasługuje na naszą atencję, a tym bardziej na nasz głos.
„Ogień i furia. Biały Dom Trumpa”, Michael Wolff, Wydawnictwo Prószyński i S-ka