Lubimy zadawać sobie pytanie, na ile komfortowo czulibyśmy się w towarzystwie androidów. „Maszyny takie jak ja” to powieść, która sprawi, że zastanowisz się, na ile komfortowo one czułyby się z nami.
Tekst: Sylwia Skorstad
Trzydziestodwuletniego Charliego nie trzymają się pieniądze. Wszystko, co uda mu się zarobić, wkrótce inwestuje w projekty, które okazują się po czasie niewypałem. Kiedy pewnego razu trafia mu się duży zastrzyk gotówki, bez dłuższego zastanowienia postanawia nabyć najnowszy cud techniki, najbardziej skomplikowaną maszynę, jaka kiedykolwiek wyszła spod ręki człowieka – prawdziwego androida.
Adam, bo tak się nazywa spontaniczny nabytek Charliego, to jeden z 25 prototypowych sztucznych ludzi stworzonych dzięki algorytmom genialnego naukowca, Alana Turinga. Na początku tylko siedzi w kuchni mężczyzny i ładuje się po cichu, ale z rozdziału na rozdział staje się coraz bardziej aktywny…
Trochę inny świat
Ian McEwan zdecydował się umieścić akcję książki „Maszyny takie jak ja” w alternatywnej rzeczywistości. To świat, w którym Turing, Brytyjczyk uważany za prekursora badań nad sztuczną inteligencją, przyłapany na zabronionym przez prawo homoseksualizmie, wybrał więzienie zamiast „kuracji” hormonalnej. W wyniku tego nie zaszły w nim fizyczne zmiany, jakie prawdopodobnie przyczyniły się do rozwoju depresji i w konsekwencji samobójstwa. W świecie wykreowanym przez McEwana Turing tworzy bez przeszkód, w nauce dochodzi do przełomu i w końcu na rynku pojawiają się sztuczni ludzie.
Świat z Turingiem dobiegającym siedemdziesiątki jest na wiele sposobów zaskakujący. W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku ludzie korzystają już swobodnie z internetu oraz mediów społecznościowych, w miastach sprawnie działa elektroniczny monitoring, istnieją samojezdne samochodowy. W wywiadzie udzielonym „The Los Angeles Times” autor wyjaśnia jego koncepcję w następujący sposób:
„Zawsze przewidujemy przyszłość i zawsze błędnie. Czemuż nie mielibyśmy się mylić również co do przeszłości? Tak łatwo byłoby rzeczom ułożyć się inaczej.”
Człowiek, istota niedoskonała
Jednak to, co najbardziej interesuje Iana McEwana, to psychologiczny aspekt spotkania człowieka ze świadomą, inteligentną maszyną. Kiedy Charlie obserwuje budzącego się do życia (działania?) Adama, nie sposób nie dzielić z nim niezmierzonej ciekawości tego, co się wkrótce wydarzy. Czytelnik studiuje wraz z nim doskonałe ciało androida i zastanawia się, co może wyniknąć ze spotkania mężczyzny, jego przyjaciółki z sąsiedztwa oraz pięknego, zagadkowego mechanizmu.
„Od dawna miałem ochotę zbadać, jak to jest nawiązać relację z czymś, co wydaje się sztuczną świadomością. Coś, jak rozmowa z HAL-em w końcówce filmu Odyseja kosmiczna 2001.” – powiedział pisarz we wspomnianym już wywiadzie.
McEwan nie zawodzi, „Maszyny takie jak ja” to powieść mądra i warta waszego czasu, choć momentami nierówna. Szczególnie czytając pierwsze rozdziały, można poczuć zniecierpliwienie, gdy Charlie zbyt długo rozwleka się nad szczegółami polityki lub swoich przemyśleń natury antropologicznej, chociaż w mieszkaniu ma prawdziwego, najprawdziwszego CYBORGA zdolnego na przykład do układania miłosnych wierszy, grania na giełdzie czy uprawiania seksu. Opłaca się jednak poznać lepiej świat głównego bohatera, bo z rozdziału na rozdział robi się coraz ciekawiej.