„Królestwo kości” to thriller naukowy z historycznym tłem i powieść akcji w jednym. Coś dla miłośników Afryki, życia zgodnie z naturą oraz Sigmy Force.

Tekst: Sylwia Skorstad

książka na weekend
fot: Pexels

W kongijskiej dżungli lekarze prowadzą punkt wsparcia dla osób uciekających przed powodzią. Obóz pomocy humanitarnej działa pod auspicjami ONZ. Wśród medyków jest zbliżająca się do trzydziestki Francuzka Charlotte Girard z organizacji Lekarze Bez Granic. Jej roczny staż w Afryce miał być wielką przygodą oraz trybutem dla tych, którym w życiu poszczęściło się mniej od niej. Teraz bywa tak przytłoczona obowiązkami i rozmiarem ludzkich tragedii, że najlepszą przygodą, jaką umie sobie wyobrazić, jest czterogodzinny sen. W dodatku, jak mówi, w dżungli, wszystko próbuje cię zjeść, użądlić albo oszukać.

Z powodu fatalnej pogody wywołanej zmianami klimatycznymi obóz jest przepełniony i zaczyna brakować leków. Przybywa chorych na cholerę i malarię, a lekarzy jest tylko czwórka. Jakby tego było mało, dzikie zwierzęta zaczynają się dziwnie zachowywać, łączą się w grupy i atakują ludzi. Mrówki, nietoperze, pawiany oraz przedstawiciele innych gatunków odchodzą od swoich zwyczajnych zachowań i stają się agresywne. Na domiar złego pacjenci Charlotte zapadają na dziwną chorobę, która objawia się skrajnym otępieniem. Lekarze wzywają pomoc. Ich apel odbiera również reagująca na poważne zagrożenia organizacja Sigma Force.

Czy natura się kiedyś zemści?

James Rollins, z zawodu weterynarz, jak każdy człowiek z sercem na właściwym miejscu, jest wkurzony. Wkurza go ludzka arogancja, okrucieństwo i bezmyślność, wkurza rabunkowe wykorzystanie natury, brak szacunku dla innych gatunków, niszczenie naturalnych siedlisk zwierząt oraz katastrofa klimatyczna. Drażni go pogardliwe traktowanie mieszkańców krajów afrykańskich i brak poważania dla tamtejszych kultur oraz przyrody. Martwi go fakt, że przestajemy wierzyć nauce, a zaczynamy słuchać tych, którzy najgłośniej krzyczą. Ten słuszny gniew kieruje jego fantazję w kierunku pytania, co by było, gdyby planeta potrafiła się odwinąć i nam oddać. Mocno. Jeden z bohaterów „Królestwa kości” wyraża to wprost: „Nasuwa się pytanie, co będzie, jeśli matka natura uzna, że jesteśmy zbyt dużym stresorem”.

Autor dowodzi, że teoretycznie matka natura ma odpowiednie narzędzia, by ten nadmierny stresor, czyli nas, wyeliminować. Należą do nich wirusy. Jak przypomina, siedemdziesiąt pięć procent wszystkich nowych chorób w ostatnim stuleciu – ebola, AIDS, COVID-19 – to choroby wywołane przez wirusy zwierzęce. Jest prawdopodobne, nie tylko w wyobraźni pisarzy, że w przyszłości pojawi się choroba wirusowa x, z którą trudno nam będzie wygrać. Jeśli tak się stanie, to „zemsta” natury dosięgnie wszystkich: aroganckich właścicieli rabunkowych kopalń, dzielnych lekarzy, cynicznych polityków i godnych podziwu ekostrażników strzegących zamknięte w rezerwatach niedobitki ginących gatunków. Choć niewielu z nas zdaje sobie z tego w pełni sprawę, to wszyscy jedziemy przez kosmos na tym samym planetarnym wózku.

Królestwo kości

Afrykańskie sprawy i pies

Najnowsza powieść Rollinsa to jednocześnie ekologicznie zaangażowana proza i dobra powieść akcji. Podobnie jak w książkach Cobena, wydarzenia następują po sobie tak szybko, że trzeba zachować refleks przewracając kartki. Każdy rozdział kończy się cliffhangerem, czytelnik co i raz wpada z deszczu pod rynnę, na przykład z ostrzeliwanego helikoptera do rwącej rzeki, potem w niewolę albo do zaginionego miasta. Wszystko to dzieje się w Afryce, o której autor opowiada z pasją i szacunkiem. Tworząc tło historyczne wykłada historię regionu, o której dzisiejszy Europejczycy woleliby nie pamiętać. To coś, o czym wciąż nie uczymy się w szkołach, choć powinniśmy, bo tylko znając skalę własnego okrucieństwa możemy mu skutecznie przeciwdziałać. Obok „Uspokójmy się, bo ta planeta tego nie wytrzyma” „Królestwa kości” ma jeszcze jedno silne przesłanie – „Odpieprzmy się wreszcie od Afryki!”

Zgaduję, że autor wybaczyłby mi ostatni dopisek, bo wnioskuję z posłowia, że i jego, jako wielkiego miłośnika psów, też ta sprawa mocno dręczy. Otóż, spoiler alert, Kain, czyli pies-żołnierz, wyjdzie z opresji. Nie mówcie Rollinsowi, że zdradziłam wam ten sekret. Ktoś musiał.

James Rollins, „Królestwo kości”, Wydawnictwo Albatros

 

 

 

 

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.