Interesująca rozmowa z najbardziej medialnym polskim antyterrorystą o tym, czego wolelibyśmy nie wiedzieć, ale bardzo nas kusi.
Tekst: Sylwia Skorstad
Wywiad-rzeka z Jerzym Dziewulskim to jedna z tych książek, którą ma się ochotę dzielić z domownikami. Co kilka stron wołasz kogoś do pokoju, żeby przeczytać mu najlepsze fragmenty. Urywek dotyczący trudnych przejść z przedstawicielem węgierskich linii lotniczych przeczytałam kilku osobom, za każdym razem krztusząc się ze śmiechu. Na wspomnieniach znanego polskiego antyterrorysty można by oprzeć kilka scenariuszy filmów akcji.
„O terrorystach w Polsce” to książka niełatwa do jednoznacznej oceny, ale (a może właśnie dlatego?) warta zainteresowania.
Wiedzieć czy nie wiedzieć?
Znalazło się w tej pozycji wiele interesujących, mało znanych faktów. Kto wiedział na przykład, że w pewnym okresie nigdzie na świecie nie porywano tylu samolotów, co w Polsce? Że na Okęciu zaplanowano zamach bombowy? Że wielu najgroźniejszych terrorystów świata pomieszkiwało nad Wisłą? To ten rodzaj wiedzy, który, logicznie rzecz biorąc, najlepiej upchnąć w odległym zakątku świadomości, by móc zachować iluzoryczne poczucie bezpieczeństwa. A jednocześnie mało co intryguje i rozpala wyobraźnię bardziej.
Dziewulski nie pozostawia czytelnikowi złudzeń, że świat, Europa i Polska są bezpieczne. Nie są, nie były i nie będą, to niemożliwe – przekonuje. Najmniej zamachów terrorystycznych notują… dyktatury. Były dowódca jednostki antyterrorystycznej na lotnisku Okęcie tłumaczy, co w przekazach politycznych na temat bezpieczeństwa jest demagogią, a co prawdą. Jego zdaniem terroryzmu nie da się wyeliminować, można jednak się na niego przygotować.
JA i terroryści
Rozmowa Pyzia z „Gwiazdorem” obok mocnych stron ma te słabsze. Jak sam bohater jest niejednoznaczna, złożona, czasem fascynująca, czasem irytująca. Wierzę, że Jerzy Dziewulski ma niezwykłą biografię. Że przeżył wiele niebezpiecznych sytuacji, nie raz narażał życie i zdrowie, uratował niejedno istnienie. Wierzę, że moc powodów do dumy. Daję wiarę temu, iż wszedł w posiadanie niezliczonych niejawnych oraz tajnych informacji. Nie mam powodu, by wątpić, że przeszedł szkolenia i otrzymał certyfikaty pozwalające na wykonywanie zadań, jakich większość z nas nigdy się nie podejmie. Że doradzał ważnym politykom, a z innym się stawiał. Wierzę, że jest dzielnym, nietuzinkowym człowiekiem. Naprawdę, przekonał mnie. Nie musi tego robić raz za razem. A mimo wszystko robi. Bez końca, na niemal każdej stronie.
W tej książce jest akcja, napięcie, tajemnica, humor, przygoda. Jest niemal wszystko, czego potrzebuje fascynująca opowieść. Brakuje tylko kilku drobiazgów. Skromności. Odrobiny samokrytycyzmu. Dystansu. Na pytanie, czy Dziewulski coś by swojej zawodowej biografii zmienił, coś poprawił, czy czegoś żałuje, bohater wywiadu-rzeki odpowiada niezmiennie i bez wahania: nie.
Krzysztof Pyzia nie „dociska” swojego rozmówcy. Nie zadaje mu krytycznych pytań, rzadko poddaje coś w wątpliwość i zdaje się co i raz przyjmować optykę „Dziewula”. Czytelnik może odnieść wrażenie, że panowie spędzili razem wiele godzin na przyjacielskiej pogawędce. Miło. Czy na pewno jednak tylko o to chodziło?
Słów kilka o kobietach
O kobietach pada w książce kilka słów, nie więcej. I może lepiej by było, gdyby nie padły w ogóle, bo kto ma ucho i wrażliwość wyczulone, na kwestie różnic płci, temu te fragmenty do gustu nie przypadną. Ani urywek o stewardessach w „Kochalinie” opisanych jak rodzaj zwierzyny łownej dla dziarskich zuchów ani ten o antyterrorystkach.
Dziewulski mówiąc o byłych koleżankach z pracy używa do ich opisu dwóch cech: sprawne i „miały czym oddychać”. Warto zauważyć, że opowiadając o kolegach wspomina ich dzielność, lojalność czy znakomite wyszkolenie. Następnie wyjaśnia, czemu nie warto zatrudniać i szkolić kobiet w tego typu zawodzie – ponieważ zachodzą w ciąże i wychodzą za mąż. Na koniec, być może próbując zatrzeć złe wrażenie, dodaje, że raz „kobieca ręka” w jednostce się przydała. Przytacza opowieść o udanej akcji przeciwko desperatowi terroryzującemu ambasadę USA, w której jako kierowcę wykorzystano kobietę. Jej największą zaletą było to, że nie będąc mężczyzną, nie stwarzała w terroryście poczucia zagrożenia, co dało jej element zaskoczenia.
Zdawać by się mogło, że ten rodzaj myślenia i mówienia o kobietach odszedł do lamusa dziesięciolecia temu, a dziś budzi tylko poczucie politowania. Niestety, nie u wszystkich. „O terrorystach w Polsce” to książka interesująca, ale męska. Do bólu.
„Jerzy Dziewulski o terrorystach w Polsce”, Krzysztof Pyzia i Jerzy Dziewulski,
Wydawnictwo Prószyński i S-ka.