Rejs po norweskich fiordach, który miał być fantastyczną przygodą i spełnieniem zawodowych marzeń, okazuje się koszmarem.
Tekst: Sylwia Skorstad
Laura Blacklock (zwana Lo) otrzymuje szansę na poprawienie swojej pozycji zawodowej w wydawnictwie podróżniczym. W zastępstwie szefowej ma się wybrać w rejs luksusowym stateczkiem, a następnie napisać relację z podróży. Na nieszczęście tuż przed wyprawą pada ofiarą napaści, co mocno wytrąca ją z równowagi. Lo rusza w bajeczną podróż w fatalnym humorze, bo na domiar złego w nerwach doprowadza do awantury ze swoim partnerem.
Pierwszy wieczór na pokładzie „Aurory” – wyjątkowo ekskluzywnego statku mającego specjalizować się w przewozach milionerów – okazuje się porażką. Dziennikarka nie potrafi się skupić na rozmowie i nawiązywaniu kontaktów z ważnymi gośćmi, z rozpaczy wlewając w siebie nieprzyzwoite ilości alkoholu. W nocy zaś budzi ją czyjś krzyk i odgłos, który przypomina plusk towarzyszący wyrzucaniu ciała za burtę.
Na zimnych, norweskich wodach
Luksusowy, niewielki jacht płynący w dziewiczy rejs po norweskich fiordach to idealna sceneria na miejsce zbrodni. Lepsza nawet niż Orient Express i pokład samolotu. Stwarza bowiem idealną okazję do pozbycia się ciała bez obawy, że ktoś je szybko odnajdzie. Niewielka przestrzeń sprawia, że wszyscy stają się podejrzani. A dodatkowo, z pokładu niełatwo jest uciec, tym bardziej iż norweskie wody nawet latem nie przybierają temperatury zachęcającej do kąpieli.
Główną obserwatorką wydarzeń na pokładzie Ware uczyniła osobę, w której całkowitą stabilność emocjonalną i psychiczną czytelnik ma prawo wątpić. Podobnie jak członkowie załogi nie wiemy, na ile odczucia i spostrzeżenia Laury spotęgowane są bezsennością, niepokojem i mieszkanką lekowo-alkoholową. Wierzymy jednak, że pierwszego dnia w kabinie numer 10 spotkała ona dziewczynę, która potem zniknęła. Lo bywa irytująca, jednak również ludzie irytujący mogą mieć rację.
Duszący powiew luksusu
„Dziewczyna z kabiny nr 10” nie jest powieścią o wyprawie do Norwegii. Ze swojej listy mogą ją skreślić ci, którzy chcieliby się dowiedzieć, na ile malownicze są skandynawskie fiordy oraz ci którzy mają ochotę odetchnąć pełną piersią czystym powietrzem północnej Europy. Druga w kolejności powieść brytyjskiej autorki to książka o dusznej i przetłaczającej atmosferze, w jakiej łatwo nabawić się klaustrofobii. W jej oparach towarzystwo nieco rozkapryszonych bogaczy staje się z czasem coraz mniej znośne. I o to chodziło. Dzięki temu zagadka stała się bardziej frapująca, a jej rozwiązania pragnie się coraz silniej z każdą godziną spędzoną na „Aurorze”.
„Dziewczyna z kabiny nr 10”, Ruth Ware, Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Niedługo po nią sięgnę :) a inna świetna książka z dziewczynami w tytule to „Dziewczyny chcą się zabawić”, polecam