Jeśli szukacie jeszcze muzycznych prezentów pod choinkę, oto subiektywna lista 10 najlepszych płyt wydanych w 2024 roku, która powinna ułatwić zakupy każdemu, komu w duszy gra muzyka. Zapraszam do lektury i słuchania.
Tekst: Julia Staręga
1. Dla tych, którzy cenią doskonałą lirykę: Nosowska/Król „Kasia i Błażej”
Choć zdaje się, że to oczywista propozycja, wokół której zrobiło się dużo szumu, to nie mogło jej zabraknąć w poniższym zestawieniu. Pisałam o niej na łamach Republiki Kobiet chwilę po wrześniowej premierze i nadal podtrzymuję, że to płyta, która w kategorii tegorocznych albumów „niespiesznych i kojących” zajmuje wysokie miejsce. W 11 utworach artyści rozkładają na czynniki pierwsze różne stany emocjonalne i eksplorują meandry relacji międzyludzkich. Stawiają na dialog utkany z kwiecistych metafor, nad którymi warto się pochylić dłużej. Aranże są oszczędne, oparte na gitarze akustycznej. Dla jednych to krok wstecz, dla drugich zabieg skuteczny, bo pozwalający w pełni skupić się na treści utworów. Pewne jest, że krążek Nosowskiej i Króla ma właściwości wyciszające i przytulające. Pozostawia niedosyt i rozbudza apetyt na więcej. Pod względem tekściarskim to koronkowa robota i prawdziwa „perła pomiędzy świecidełkami”.
2. Dla tych, dla których słuchanie muzyki jest tożsame z pełnowymiarową przyjemnością: James Bay „Changes All The Time”
Album, który aż pęka od poruszających, introspektywnych tekstów i porywających, gitarowych melodii oscylujących wokół popu i rocka. James Bay posiadł wyjątkową umiejętność pisania piosenek, które stoją ponad pokoleniowymi podziałami: podobają się matkom, córkom, ojcom, synom i zaprzyjaźnionemu listonoszowi. Na „Changes All The Time” muzyk zaskakuje gitarowymi zagrywkami, które z pewnością docenią m.in. fani twórczości Johna Mayera. Otwierający album singiel „Up All Night” nagrany z Noah Kahanem i The Lumineers to jedna z najbardziej żywiołowych, skocznych i radosnych piosenek. Słychać, że wszyscy zaangażowani w jego wykonywanie dobrze się bawią, a nastrój ten błyskawicznie udzieli się każdemu słuchaczowi. Nawet najspokojniejsza ballada „Speed Limit” mogłaby być wyśpiewywana na stadionowym koncercie przez tysiące słuchaczy z taką mocą, że szyby w oknach popękają. Przyjemność ze słuchania rośnie wraz z każdym kolejnym odtworzeniem płyty.
3. Dla tych, którzy szukają muzyki najwyższych lotów: Nick Cave & The Bad Seeds „Wild God”
Każda nowa płyta Nicka Cave’a i formacji The Bad Seeds wywołuje niemałe poruszenie w muzycznym świecie. Trudno się dziwić, zważywszy na zagadkową, niemalże mistyczną otoczkę, która przywarła do Nicka na przestrzeni lat jak pancerz. Ten intrygujący swoją naturą „smutny Australijczyk” na najnowszym albumie jawi się jako oświecony i – nieco bardziej, niż na poprzednich albumach – uśmiechnięty demiurg. Z płyty tu i ówdzie biją optymizm i nadzieja. Monumentalne chóralne i orkiestrowe aranżacje, za które odpowiada nie kto inny, jak Warren Ellis, rzucają na kolana dosłownie i w przenośni. By się o tym przekonać, wystarczy posłuchać utworu tytułowego. Płyta w całości brzmi niesamowicie świeżo i euforycznie. Jakby tego było mało – w tym roku krążek „Wild God” nominowano do nagrody Grammy.
Kup: wersja LP Limited Edition, wersja LP podstawowa, wersja CD.
4. Dla tych, którzy lubią muzykę niebanalną, angażującą i zmysłową: Warhaus „Karaoke Moon”
Poza tym, że Maarten Devoldere to współzałożyciel grupy Balthazar i głównodowodzący w projekcie Warhaus, to przede wszystkim czuły narrator o hipnotyzującym, głębokim głosie, któremu bliżej do melorecytatora niż piosenkarza. Na „Karaoke Moon” z finezją i charakterystyczną dla siebie nonszalancją ślizga się po wyśpiewywanych wersach, w których zgłębia prawa rządzące miłością i pożądaną przez kobiety męskością. Wnikliwie opisuje kłębiący się gdzieś pod skórą konflikt wewnętrzny i w ciętych słowach rozdrapuje rany, które wydawałoby się, że już dawno zdążyły się zagoić. Wokal Maartena jest przenikliwy, zmysłowy, słodko rozlewający się i penetrujący każdy zakamarek świadomości. Dużo na tej płycie nawiązań do jazzu przełamanego instrumentalnymi, onirycznymi kompozycjami. Całość brzmi, jakby była zanurzona w oparach gęstej, drażniącej tytoniowej chmury, którą przepija się haustem whisky na lodzie albo kieliszkiem wytrawnego wina.
5. Dla tych, którzy lubią nastrojowy, ciepło brzmiący indie-pop: London Grammar „The Greatest Love”
Od debiutu London Grammar minęło jedenaście lat. Przebojem „Wasting My Young Years” wydeptali miejsce w indie-popowej czołówce, a albumami „Truth Is A Beautiful Thing” i „Californian Soil” konsekwentnie budowali renomę na rynku i wypracowali charakterystyczne dla siebie brzmienie. Czwartą płytą „The Greatest Love” London Grammar przypominają, za co cenią ich słuchacze. Nastrojowe muzyczne przestrzenie, w których gitary harmonijnie łączą się ze smyczkami i lekkimi bitami, to ich znak firmowy. Momentów, które wwiercają się w uszy tak żarłocznie, jak robaczek w jabłko, jest na albumie kilka. Wystarczy raz posłuchać „Santa Fe” czy „Kind Of Man”, by wracać do hymnicznych, rozśpiewanych refrenów częściej. Jest optymistycznie, kobieco i bardzo melodyjnie.
6. Dla tych, którzy poszukują w muzyce kontrastów: Billie Eilish „Hit Me Hard And Soft”
Billie Eilish to 22-letnia artystka, która od momentu wydania debiutanckiego albumu „When We All Fall Asleep, Where Do We Go?” zwinnie wspina się po drabinie prowadzącej na wyżyny mainstreamowego sukcesu. Na koncie ma 9 nagród Grammy i aż trudno uwierzyć, że najnowsza płyta „Hit Me Hard And Soft” jest trzecią w jej dorobku. Podobnie jak w przypadku poprzednich albumów, na tym artystka również połączyła siły ze swoim bratem Finneasem, który chwycił za producenckie stery. Na „Hit Me Hard And Soft” każdy z utworów, choć jest na wskroś popowy, wywodzi się z nieco innych muzycznych galaktyk. W końcu to odważny krok, by na jednej płycie melancholijne, akustyczne ballady przepleść tanecznymi piosenkami opartymi na elektro bitach i hyperpopowych melodiach. W tym sinusoidalnym chaosie gatunkowym jest jednak metoda: Eilish żongluje emocjami, bawi się formą, dawkuje napięcie. Raz śpiewa pełnym głosem, raz szepcze. Nieskrępowana żadnymi ograniczeniami wydała album, który – choć pozornie niespójny – składa się w harmonijną, intrygującą całość, a to naprawdę nie lada umiejętność.
7. Dla tych, którzy lubią ponadczasową klasykę i wydania kolekcjonerskie: U2 „How To Dismantle An Atomic Bomb” (20th anniversary)
Rok 2024 przyniósł muzykom U2 ważny powód do świętowania – 20. rocznicę wydania albumu „How To Dismantle An Atomic Bomb”. Z tej okazji muzycy po raz pierwszy zremasterowali materiał ze wspomnianej płyty, a także przygotowali dla słuchaczy coś specjalnego. Sięgnęli do archiwów i znaleźli nowe, niepublikowane wcześniej utwory, które znalazły się na rozszerzonej, ośmiopłytowej analogowej wersji albumu zatytułowanej „How to Re-Assemble an Atomic Bomb”. W jubileuszowej wersji podstawowej zarówno na płycie winylowej, jak i CD, w skład tracklisty wchodzą utwory z „How To Dismantle An Atomic Bomb” i dodatkowy utwór „Fast Car”. To wyjątkowa pozycja, która z pewnością ucieszy każdego miłośnika twórczości U2 i edycji kolekcjonerskich.
8. Dla tych, którzy mają w sobie coś z buntownika: IDLES „Tangk”
Na swój sposób romantyczny, nieco chuligański, podszyty buntowniczymi riffami i hip-hopowymi partiami na bębnach – taki jest piąty studyjny album chłopaków z zespołu Idles. Ta irlandzka formacja, zaliczana do nurtu punkowej nowej fali, dumnie stoi na podium obok takich grup jak Shame czy Fontaines DC (o których również było głośno w tym roku). Idles zasłynęli głównie za sprawą wykrzyczanych, przepełnionych punkową energią albumów „Brutalism” i „Crawler”. Na „Tangk” nieco zmienili trajektorię muzycznego lotu, otworzyli się na brzmieniowe poszukiwania, ale nie zrezygnowali z tego, za co pokochali ich słuchacze, czyli rockowego szaleństwa. Wokalista Joe Talbot mniej wrzeszczy, a więcej melorecytuje i śpiewa. Utwory rozpiera taneczno-punkowa energia, tu szczególnie polecam „Dancer” i „POP POP POP”. Nowym albumem muzycy mają szansę przyciągnąć nowych słuchaczy, którym do tej pory mogło być z nimi nie po drodze. Udowadniają, że dobrze wypadają zarówno w kameralnych balladach, jak i ostrzejszych kompozycjach.
Kup: wersja LP Deluxe, wersja CD.
9. Dla tych, którzy lubią jazzową klasykę w nowej odsłonie: EABS „Reflections of Purple Sun”
Polski kwintet jazzowy z Wrocławia wyrosły ze środowiska hip-hopowego to właśnie EABS. Zespół tworzą Olaf Węgier, Paweł Stachowiak, Marek Pędziwiatr, Marcin Rak i Jakub Kurek. W tym roku wydali płytę „Reflections of Purple Sun”, która stanowi reinterpretację kultowego albumu „Purple Sun” Tomasza Stańki – trębacza zaliczanego do grona najbardziej ikonicznych muzyków polskiej sceny jazzowej. Jak wspomniał Jakub Kurek, „muzyka z albumu «Purple Sun», nagranego 50 lat temu, w interpretacji EABS nabrała elektronicznego charakteru z kontekstem współczesnej muzyki instrumentalnej”. Największe pozytywne zaskoczenie może budzić kompozycja „My Night, My Day”, której w oryginale bliżej do jazzowego fusion, zaś w wersji EABS to numer iście tanecznego, którego rytm wyznaczają perkusyjne automaty. Muzycy nie przekombinowali, tchnęli w materiał swoją artystyczną wizję i odświeżyli go po mistrzowsku.
10. Dla tych, którzy lubią się zabawić i nie obca im ekstrawagancja tak w modzie, jak i w muzyce: Charli XCX „brat”
Charli XCX w czerwcu wydała album „brat”, który zdrowo namieszał w świecie muzycznym i z impetem wdarł się w popkulturę. Tegoroczne lato zostało zdominowane przez neonową, limonkową zieleń. Utwory „360” i „Von Dutch” wybrzmiewały z co drugich słuchawek dziewczyn mijanych na ulicy, a hasło „brat lifestyle” stało się synonimem korzystania z życia na całego. Najnowszy album Charli XCX to hyperpop w najlepszym wydaniu. Obfituje w kawałki wyjęte z rozhulanego rave party, trashowe melodie, gęste bity. Wtóruje im oczywiście wokal przepuszczony przez programy do modulacji głosu. Dominuje tu zabawa konwencją, sięganie do estetyki kampu i migotliwa, brzmieniowa żywiołowość. „brat” to fenomen, obok którego nie sposób przejść obojętnie.
Album został wydany w trzech wersjach: deluxe o tytule „Brat and It’s the Same but There’s Three More Songs So It’s Not”, który zdradza jego zawartość, podstawowej oraz składającej się w całości z remixów „Brat and It’s Completely Different but Also Still Brat”.
Kup: wersja LP deluxe, wersja LP: „brat”, wersja CD
Każdy z linków odsyłających do zakupu został zaproponowany czytelnikom w oparciu o samodzielny przegląd dostępności płyt w poszczególnych internetowych kanałach sprzedażowych.