Gdy jedne kobiety porzuciły noszenie bielizny po obejrzeniu „Nagiego instynktu”, inne wymusiły na swych partnerach intensywną grę wstępną na kuchennej podłodze. Najsłynniejsze sceny erotyczne, nieśmiertelne i ponadczasowe wpływają na nas i inspirują. Dziś, specjalnie dla was, przyglądamy się im bliżej i… nieco inaczej.

 

Do wiosny pozostało jeszcze wiele tygodni, wiele długich, zimowych wieczorów. Dlatego nikogo nie dziwi, gdy zaszywamy się w domu z pilotem od telewizora w dłoni, aby obejrzeć (zbieraną od pięciu lat z gazet) kolekcję filmów na DVD. Robimy rekonesans –  co my tu mamy? Lekkie komedie i polskie klasyki kina. „W pustyni i w puszczy”, „Bezsenność w Seattle”… Ale czy nie lepiej byłoby połączyć przyjemne z pożytecznym i obejrzeć coś bardziej pikantnego? Film, który pobudzi wasze rządze i ogrzeje zimny wieczór? Film, którym można zainspirować się we własnej sypialni? Przed wami ranking dziesięciu najsłynniejszych filmowych scen erotycznych. I choć niektóre z nich okrzyknięte zostały również najgorętszymi, my zauważyłyśmy coś więcej – ich niedoskonałości.

 

10. „Dzika orchidea”, 1990 r.

Z niezrozumiałych przyczyn film ten wygrywa w rankingach na najgorętsze sceny erotyczne ever. Tymczasem stylistyką tkwi jeszcze po szyję w mrocznych, owłosionych latach osiemdziesiątych. Ku przestrodze.

Grają: Mickey Rourke (u progu stoczenia się w alkoholizm i narkotyki, ale jeszcze przystojny), Carre Otis (bezbarwna) i podłoga w sypialni.

Dlaczego my, kobiety, wolimy oglądać sceny erotyczne w „zwykłych” filmach, niż czystą pornografię? Dlatego, że w czystej pornografii każde ujęcie trwa piętnaście minut i zamiast się podniecić, zaczynamy wczuwać się w zmęczenie „aktorów”, a w końcu umieramy z nudów. Niestety tutaj rzecz wygląda podobnie. W tle sączy się orientalizowany podkład muzyczny, a my otrzymujemy na zmianę widok poruszających się w żółwim tempie ciał Rourke’a i Otis oraz zbliżenia ich natchnionych twarzy. Gdy już wydaje się, że ten trans będzie trwał wiecznie, znienacka zmieniają pozycję z siedzącej na „na pieska” i dalej to samo: w przód i w tył, w przód i w tył. Sztuczne, nadęte, upozowane i nudne jak flaki z olejem. Prawdopodobnie ekipa filmowa zasnęła podczas kręcenia.

 

9. „Oczy szeroko zamknięte”, 1999 r.

Swego czasu reklamowano ten film jako „kontrowersyjny”, „obrazoburczy” etc. Owiewająca go mroczna legenda przypominała nieco klątwę Tutanchamona – wszyscy twórcy poumierali albo rozwiedli się. My możemy najwyżej nad tym zapłakać.

Grają: Tom Cruise (w masce), mnóstwo innych osób oraz bogate wnętrza ogromnej posiadłości.

Swoje miejsce w ogonie rankingu dzieło to zawdzięcza powtórce z „Dzikiej Orchidei”: zadęciu podkreślonemu lekko zwolnionym tempem, orientalizowaną muzyką i długimi, niczym z „Władcy Pierścieni” szatami członków jakiegoś bractwa, pałętających się po orgii. Razem z Tomem Cruisem i drugim zamaskowanym typem przechodzimy z pokoju do pokoju obserwując ludzi uprawiających seks w najrozmaitszych konfiguracjach i pozycjach. Zabawne wrażenie robią zwłaszcza trzy nagie, młode kobiety, namiętnie głaszczące się nawzajem po ramionach (?). Oczko wyżej niż „Orchidea” to efekt wyczuwalnego jednak nastroju mrocznej dekadencji – wszystkie oglądane przez nas osoby są ewidentnie odurzone mocniejszymi lub słabszymi halucynogenami. Czy można się tym zainspirować? Hm… Jeśli macie grupkę otwartych na eksperymenty przyjaciół…

 

8. „Dziewięć i pół tygodnia”, 1986 r.

Fora internetowe po prostu kipią entuzjazmem, obwołując ten film najbardziej seksownym filmem wszechczasów, a recenzowana tu scena przeszła ponoć do historii kina. Spuśćmy zasłonę…

Grają: Kim Basinger (której nie trawię), Mickey Rourke (jeszcze przystojniejszy niż w „Dzikiej orchidei”) i lodówka.

Ta scena to zdrowotny koszmar. Basinger siedzi w rozchełstanym szlafroku i z zawiązanymi oczami obok otwartej lodówki, a Rourke karmi ją rozmaitymi produktami spożywczymi: a to wisienką, a to truskaweczką, a to ostrą papryczką, a to jakąś galaretką, mlekiem, ugotowanym makaronem itd. Na koniec oblewa ją miodem i kochają się na podłodze. Rada: nie próbujcie tego w domu. Po pierwsze, siedzenie godzinami na wpół nago w bliskim sąsiedztwie zamrażalnika może się skończyć fatalnym przeziębieniem. Do tego dochodzi obstrukcja spowodowana popiciem papryczki piri-piri zimnym mlekiem z kartonu. I wreszcie miód rozsmarowany po udach aż się prosi, żeby zlepić was ze sobą na wieki. Niemniej sam pomysł, żeby w ramach gry wstępnej pobudzać różne zmysły jest bardzo fajny i inspirujący. Spróbujcie szampana z bąbelkami, zimnych truskawek i gorącej, stopionej czekolady. I raczej nie liczcie, że to wszystko znajdzie się przypadkiem w lodówce waszego faceta. To największa zagadka filmu: skąd u Rourke’a (singla) tyle dobrych rzeczy w kuchni? Należałoby się raczej spodziewać mrożonej pizzy, parówek i keczupu…

 

7. „Showgirls”, 1995 r.

I znów klasyk, którego tytuł wywoływał w młodzieńczych latach rumieniec na twarzy. Zatrzęsienie nagich scen zamydliło nam oczy i spowodowało pewne trudności z wyborem, dlatego na chybił-trafił padło na wstrząsającą akcję w basenie. Nie róbcie tego w domu.

Grają: Elizabeth Berkley (Barbie), Kyle McLachlan (Ken) i basen.

Pomijając fakt, że nie każda z nas dysponuje rezydencją z basenem, wybrana scenka może jednak posłużyć za swego rodzaju inspirację. Prześledźmy to ujęcie po ujęciu. Elizabeth i Kyle, nadzy, zanurzają się w wodzie. Kyle nalewa szampana do kieliszków, resztę zawartości butelki opróżnia na piersi Eli (to możecie zrobić). Już wkrótce kieliszki zostają porzucone w basenie, a para oddaje się namiętnym igraszkom (tego nie róbcie – kieliszki mogą zatonąć a wy na nie wdepnąć). Potem Eli nurkuje celem wykonania fellatio (tego też nie róbcie – można się utopić). Wszystko kończy się namiętnym seksem przy brzegu basenu: Kyle opiera się o ściankę a Eli oplata go nogami. Wspaniała pozycja, zwłaszcza, jeśli nie dysponujecie silnym kochankiem i lubicie seks na stojąco. Niestety wszystko wali się w momencie, gdy podniecony Kyle zaczyna tłuc Elizabetą o wodę, jakby była jakimś szamocącym się w sieci tuńczykiem. A chyba żadna z nas nie chciałaby być wijącą się rybą?

 

6. „Historia przemocy”, 2005 r.

Film oglądany raczej nie dla zawartej w nim sceny erotycznej, choć i ta jest godna uwagi. Czytelniczki wybaczą wyrwanie jej z kontekstu.

Grają: Maria Bello (piękna), Viggo Mortensen (z fatalną fryzurą) i schody.

Na początku sceny nie do końca wiemy, jakie są zamiary Viggo. Rzuca się na nią, ona go odpycha, on troszkę odpuszcza, wtedy ona go przyciąga. Choć najpierw wydaje nam się, że zbliżenie nosi znamiona gwałtu, za chwilę okazuje się jednak, że reżyser pokazuje raczej szaloną namiętność. Cała akcja rozgrywa się na schodach (znów utrudnienie – kto mieszka w bloku, musi pojechać do babci na wieś). Mortensen ma lepiej, bo leży na miękkiej Bello, która niestety ze stukotem obija się o twarde stopnie. Oglądanie tych tortur boli, trzeba wykazać się samozaparciem. Dodatkowym minusem okazał się wyjątkowo nieapetyczny, blady tyłek Mortensena, który znienacka pojawia się na pierwszym planie. Która z nas nie fantazjowała na temat pięknego Aragorna z „Władcy Pierścieni”? No to teraz te fantazje można wyrzucić do kosza. Dla chętnych naśladowczyń: wybieramy schody z dywanem i pozycję na jeźdźca. Fajnie tak rzucić się na siebie, nie dobiegnąwszy nawet do sypialni…

 

5. „Pokuta”, 2007 r.

Po raz pierwszy w niniejszym rankingu pojawia się coś dla romantyczek. Sama scena jest przepiękna, choć kontekst niestety dość ponury. Niespełniona miłość, tragedia, złamane życie. Na szczęście, dzięki oprawie kostiumowej możemy na chwilę zapomnieć o tych szczegółach i nacieszyć się wspaniałą estetyką tego subtelnego obrazka.

Grają: Keira Knightley (jak zwykle „kostiumowa”), James McAvoy (właściwie niewidoczny) i biblioteka.

Główny feler tej porywającej sceny polega na tym, że zostaje ona przerwana przez małą dziewczynkę. Dopóki dziecko nie wejdzie do biblioteki wszystko idzie jak po maśle: Keira wije się w ramionach McAvoya, przyciśnięta plecami do książek. To wspaniała opcja dla intelektualistek – seks wśród książek (a najlepiej na książkach) jest niezwykle wyrafinowany. Biblioteki oferują również często różnego rodzaju stołeczki i drabinki, które mogą ułatwić dopasowanie się wzrostem do partnera. Jeśli nie chcemy narazić jakiejś małej dziewczynki na życiową traumę, lepiej unikać bibliotek szkolnych. Najwygodniej będzie nam w bibliotece uniwersyteckiej, najlepiej przy półce z dziełami o maszynach rolniczych. Stanowczo odradzamy natomiast literaturę popularną, chyba że naprawdę chcecie zostać przyłapani…

 

4. „Czekając na wyrok”, 2001 r.

Oto kolejny dramat, który raczej ostudzi nasz miłosny zapał, niż go podsyci. Jeżeli zatem zależy nam głównie na słynnej już na cały świat scenie erotycznej, lepiej chyba będzie obejrzeć ją solo w internecie…

Grają: Halle Berry (zjawiskowa), Billy Bob Thornton (zepsuty do szpiku kości) i dosyć zagracone pomieszczenie.

Thornton był ok, dopóki nie zagrał w filmie „Zły Mikołaj” i raz na zawsze przestał nam się kojarzyć z seksem. Na szczęście w tej scenie eksponowana jest głównie Berry. Mamy tutaj dwa składniki charakteryzujące świetną erotyczną sekwencję: budowa typu wstęp, rozwinięcie i zakończenie oraz wywołujące dreszcz emocji ujęcia. Dzięki kamerze „zaglądającej” do wnętrza, w którym kochają się Berry i Thornton, czujemy się trochę jak podglądacze, co kwalifikuje tę scenę do kategorii niekwestionowanych afrodyzjaków. Natomiast jej precyzyjny scenariusz sprawia, że po obejrzeniu możemy pozycja po pozycji odegrać całość w domu i poczuć się przez chwilę jak Kobieta-Kot (a nasz facet niestety jak Zły Mikołaj, ale to już wina Thorntona). Polecamy pomysł z seksem od tyłu w obsuniętych stringach!

 

3. „Niewierna”, 2002 r.

I znowu seks ocierający się o gwałt plus pozycja od tyłu. Wygląda na to, że właśnie tego rodzaju sceny najlepiej prezentują się w kinie. Albo to nam się tak wydaje.

Grają: Diane Lane (zdyszana), Olivier Martinez (boski!) i klatka schodowa.

Nareszcie! Koniec z basenami, piętrowymi domkami i rezydencjami nababów. Oto obskurna, poczciwa klatka schodowa, jaką każda z nas ma w zasięgu ręki i jaką, przy odrobinie odwagi, może posłużyć się do spełnienia swych najskrytszych fantazji. Ależ to jest seksowna scena! Nie sposób nie kibicować jej bohaterom. Gdy Martinez, przyciskając Lane do ściany dyszy swoją chropawą angielszczyzną: „Say it!” a ona na to: „I want you to fuck me”, miękną nam kolana. Który facet nie chciałby usłyszeć czegoś takiego od kobiety, a która kobieta nie chciałaby powiedzieć czegoś takiego Martinezowi… Jedyny minus to krótki czas trwania tej sceny, dlatego polecamy oglądanie jej na DVD, przewijanie i stop-klatki.

 

2. „Mulholland Drive”, 2001 r.

Na miejscu drugim mamy coś dla czytelniczek obu orientacji seksualnych. Wyjątkowo polecamy obejrzeć wraz z całym filmem, którego mroczny klimat tym razem nie wytrąci nas z erotycznego nastroju.

Grają: Naomi Watts (wcielenie niewinności), Laura Harring (a głównie jej biust) oraz łóżko (po raz pierwszy w tym rankingu!).

Sięgnijmy pamięcią do czasów licealnych i pomyślmy: czy taka sytuacja nie mogła przydarzyć się każdej z nas? Rodzice wyjechali, zapraszamy przyjaciółkę na noc, oglądamy w łóżku film, chichoczemy i tak dalej, aż tu nagle… nie wiadomo właściwie jak… tarzamy się po kołdrze w misiaczki, splecione w namiętnym uścisku. Ta scena taka właśnie jest. Niby koleżanki, a jednak kochanki. Seksowna Harring pełni rolę uwodzicielki, dziewczęca Watts poddaje się jej niewątpliwemu czarowi, a nam zasycha w ustach. Właściwie ta scena nie nadaje się do tego, by dzielić jej oglądanie z facetem – najlepiej zaplanować ją sobie na, ekhm, samotny wieczór, chyba że należycie do tych szczęściar, które mają dziewczynę.

 

1. „Nagi instynkt”, 1992 r.

I wreszcie – miejsce pierwsze! Cóż innego mogło się na nim znaleźć? Oto klasyka klasyki, po której tysiące kobiet zrezygnowały z noszenia bielizny. Niewyczerpane źródło inspiracji i niekwestionowana królowa wszystkich scen erotycznych świata!

Grają: Sharon Stone (kobieta fatalna), Michael Douglas (wtedy jeszcze do strawienia) i lustro na suficie.

O tak. Jeśli jeszcze go nie macie, biegnijcie je zamontować. A tapczan natychmiast wymieńcie na łoże z kratą ułatwiającą przywiązywanie ofiar. Czy pod poduszką jest już jedwabny szal? Jeśli nie, natychmiast proszę go tam schować. Teraz już tylko depilacja całego ciała, blond pasemka, zapuszczamy paznokcie (niezbędne do wykonania szram na plecach kochanka) i do dzieła! Acha, nasz facet nie musi być przesadnie przystojny (jak widać po Douglasie) – to my odgrywamy tutaj główną rolę. No dobrze, skoro scenografia gotowa, przejdźmy do scenariusza. Wszystko jest tu do skopiowania: gra wstępna z seksem oralnym, zmiany partnerów w dominacji, a zwłaszcza końcowa pozycja na jeźdźca, idealna by osiągnąć orgazm wszechczasów. Jedyne czego nie zalecamy kopiować, to numer ze szpikulcem do lodu. Seks stulecia obejdzie się i bez niego.

 

tekst: JM

3 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.