Orgazm kobiety nie służy prokreacji, z ewolucyjnego punktu widzenia można przeżyć życie nie doświadczając go i nic ważnego się nie traci. Nie samą ewolucją jednak kobieta żyje.
Spór o biologiczną rolę kobiecego orgazmu trwa w środowisku naukowym od dawna. W przypadku mężczyzny wszystko jest jasne – towarzysząca orgazmowi ejakulacja dostarcza plemniki w głąb pochwy, w wyniku czego może nastąpić zapłodnienie. Nie ma orgazmu, nie ma dzieci (no chyba, że współczesna nauka pomoże). U kobiet nie trzeba orgazmu do zapłodnienia. Co zatem natura miała na myśli, tworząc ten mechanizm?
Trzy teorie
Współczesna nauka ma trzy główne teorie wyjaśniające rolę kobiecego orgazmu.
1. Szybkie dostarczenie plemników
Pierwsza teoria mówi, że skurcze macicy podczas orgazmu pozwalają plemnikom szybciej dostać się w głąb dróg rodnych i trafić do jajeczka. Żeby zbadać jej zasadność, naukowcy wymyślili dość niezwykły eksperyment. Poprosili kobiety, które odbyły stosunek bez zabezpieczenia, by zebrały płyny po zakończonym akcie miłosnym. Próbki zbadano. Okazało się, że jeśli kobieta miała orgazm, to zawartość plemników w pobranej z jej pochwy próbce była mniejsza niż u tych pań, które nie miały orgazmu. Zdaniem przewodzącego eksperymentowi doktora R. R. Bakera stanowi to dowód, iż jeśli kochankowie osiągają orgazm mniej więcej w tym samym czasie, to skurcze macicy kierują plemniki we właściwe miejsce.
Eksperymentu nie udało się potem powtórzyć, a inne grupy badawcze miały spore zastrzeżenia do metodologii kolegów.
2. Test na męskość
Druga teoria głosi, iż dzięki orgazmowi kobiety mogą szybciej identyfikować i wybierać partnerów „dobrej jakości”. Uroda przeminie, bogactwo może stopnieć jak śnieg, komplementy zaś omamić, ale dobry kochanek zawsze pozostanie czułym, wrażliwym na potrzeby kobiet partnerem.
Grupa naukowców z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Albany zamieściła niedawno artykuł na ten temat w czasopiśmie naukowym „Evolutionary Psychology”. Badając grupę studentek naukowcy zauważyli, że ilość orgazmów ze stałym partnerem wpływała w znaczący sposób na: subiektywną ocenę atrakcyjności partnera, częstość odbywanych stosunków i stopień zaangażowania w związek. Im więcej przyjemności badane panie otrzymywały w sypialni, tym bardziej były przekonane, że trafiły na odpowiednią osobę.
Ta teoria również jest obarczona możliwością pomyłki. Skąd bowiem wiadomo, że zależność między udanym życiem seksualnym a zaangażowaniem w związek nie jest odwrotna?
3. Fantastyczny bonus
Ostatnia z najpopularniejszych teorii naukowych na temat roli kobiecego orgazmu głosi iż… nie ma czegoś takiego, jak specjalna rola. Orgazm kobiet służy wyłącznie ich przyjemności, nie ma nic wspólnego z prokreacją ani związkami. To prezent od natury nie posiadający zadania ewolucyjnego. Ze wszystkich trzech tez właśnie ta budzi najwięcej kontrowersji i gorących naukowych sporów.
We wczesnym życiu płodowym mężczyźni i kobiety rozwijają się bardzo podobnie – tłumaczą zwolennicy trzeciej tezy. Skoro mężczyźnie orgazm jest niezbędny do przedłużenia gatunku, to na początku istnienia, jeszcze w macicy matki, nasze organy pod względem nerwowym rozwijają się podobnie. Potem natura nie ma już powodu wszystkiego zmieniać, a orgazm kobiety pozostaje jako swoisty „skutek uboczny” tworzenia mechanizmu orgazmu u mężczyzny.
Która z powyższych tez jest prawdziwa? Być może żadna, być może wszystkie po trochu. W sypialni nie ma to jednak większego znaczenia.