Jedna piąta z nas deklaruje, że na pewnym etapie życia była zaangażowana w związek otwarty, czyli taki, w którym partnerzy dają sobie przyzwolenie na uprawianie seksu z innymi osobami. Prawda czy przechwałki?
Tekst: Sylwia Skorstad
Związki otwarte, w angielskiej terminologii seksuologicznej zwane CBM (consensual non-monogamous relationship), powstają z różnych powodów. Partnerzy umawiają się, iż dają sobie przyzwolenie na uprawiane seksu poza związkiem, bo chcą wprowadzić element nowości, pozostają ze sobą z powodów innych niż romantyczne bądź też uznają, iż ich apetyty seksualne są na tyle silne, iż do ich zaspokojenia trzeba więcej niż jednego partnera.
Przyczyn jest tyle, co samych otwartych związków, ale wyróżnik definicyjny jeden – oboje partnerzy muszą się zgodzić na ten mało typowy charakter relacji. Jeśli jedno w tajemnicy przed drugim sypia z kimś innym, nie ma mowy o związku otwartym, tylko o zdradzie.
Kobiety mniej chętne
Kanadyjscy naukowcy zapytali reprezentatywną grupę badanych o ich doświadczenia ze związkami otwartymi. Wyniki ich pracy badawczej opublikowało w bieżącym numerze czasopismo medyczne „The Journal of Sex Research”. 2,4% partycypantów zadeklarowało, że właśnie jest w tego typu związku, w którym seks z osobami trzecimi jest wzajemnie dozwolony. Kolejne 4% badanych przyznało, iż było w otwartej relacji na którymś etapie życia.
Co ciekawe, mężczyźni są zdecydowanie bardziej skłonni od kobiet, by przyznawać się do pozostawania w relacji o otwartym charakterze. Częściej od kobiet pragnęliby też zaangażować się w tego rodzaju układ. Ogółem aż 12% uczestników kanadyjskiego badania zadeklarowało, że życzyłoby sobie, aby ich obecny związek miał otwarty charakter. Ponad ¾ tych, którzy pragnęliby większej wolności seksualnej, to mężczyźni.
Więcej szczęścia nie daje
Kanadyjscy psychologowie zauważają, że osoby będące w otwartych związkach seksualnych nie raportują większego od przeciętnej poczucia satysfakcji lub subiektywnego poczucia szczęścia. Swobodny dostęp do większej liczby partnerów seksualnych nie staje się dla nich zatem (jak myślą niektórzy zwolennicy pełnej otwartości seksualnej) receptą na szczęście.
W tym samym czasie, ci, którzy chcieliby więcej seksualnej wolności, a są w stałym związku wykluczającym kontakty natury erotycznej z osobami trzecimi, plasują się pod średnią na skali satysfakcji z życia rodzinnego.